Partner merytoryczny: Eleven Sports

Zdecydowane słowa ws. Igi Świątek. Ekspert nie ma wątpliwości. "Łatwiej dowieść swojej niewinności"

- Pewnie lepiej być Igą Świątek i Jannikiem Sinnerem niż Kamilem Majchrzakiem. To na pewno, jeśli wydarzy się coś nieprzyjemnego. Iga dysponuje środkami finansowymi i organizacyjnymi, żeby po prostu móc zrobić wszystko, aby udowodnić swoją niewinność. Niezależnie od tego, jak wielki jest stopień tej niewinności. Bo ja mam przekonanie, że ona jest w stu procentach niewinna - mówi w rozmowie z Interią Tomasz Wolfke, komentator tenisa w Eurosporcie i Canal+, a także redaktor naczelny portalu historiapolskiegotenisa.pl.

Iga Świątek
Iga Świątek/ANTHONY WALLACE/AFP/AFP

Artur Gac, Interia: Jaka jest twoja pierwsza, główna refleksja i myśl przewodnia w reakcji na sprawę Igi Świątek?

Tomasz Wolfke, dziennikarz i ekspert tenisowy: - Wyjaśniła się jej tajemnicza, dwumiesięczna nieobecność. To było najbardziej zaskakujące w czasie września i października, gdy przez dwa miesiące zawodowy sportowiec nie wykonywał zawodu będąc zdrowym. Początkowo łączyliśmy to ze zwolnieniem trenera, czy też ze zwolnieniem się trenera. Okazuje się, że przyczyna była poważniejsza. Iga miała prawo o tym oficjalnie nie informować, że jest podejrzana o doping. Nie wiem, czy Międzynarodowa Agencja ds. Integralności Tenisa (ITIA) musi informować o takich rzeczach czy nie musi. Widząc po postępowaniach w przypadkach Jannika Sinnera i Świątek, widocznie nie musi. Osobiście nie znam się na tych procedurach. Przypominam sobie tylko, że w przypadkach Marii Szarapowej, Simone Halep, Kamila Majchrzaka czy Anastazji Szoszyny, te informacje były upubliczniane. Sądzę, że gdyby był taki obowiązek, to oni by to upublicznili.

Jednak o czym to świadczy?

- Nie ma się co dziwić, że w przypadku największych gwiazd światowego tenisa, władze robią wszystko, aby dać im szansę wytłumaczenia się z sytuacji. Zdarza się, że przy takich przypadkach dopingu, tak bardzo śladowych, jak u Igi i Jannika, czy naszej kajakarki (Dorota Borowska - przyp.), która w ostatniej chwili została dopuszczona do startu na igrzyskach w Paryżu, sprawy mają sympatyczny finał. Osobiście zawsze miałem wielką wątpliwość, czy doping w tenisie ma w ogóle jakikolwiek sens. Bo jest to tak skomplikowany sport, tak wielowymiarowy, tak sprzeczny w treningu... Wytrzymałość trzeba pogodzić z finezję, siłę z szybkością, a refleks z odpornością psychiczną. Moim zdaniem jest mnóstwo elementów, które wykluczają doping. Ale być może jest to tylko moje pozytywne myślenie, bo niestety są całe gałęzie sportu, które przez doping umierają, jak chociażby podnoszenie ciężarów, a także inne sporty siłowo-wytrzymałościowe. Na mnie wstrząsające wrażenie zrobiła książka Lance'a Armstronga, który ujawnił, a przeciw czemu nie bardzo ktokolwiek protestował, że 8 na 10 kolarzy z czołówki Tour de France jedzie na dopingu. Mam nadzieję, że tutaj takiego przypadku nie ma i Iga jest absolutnie niewinna. Jeśli bowiem mamy w ciągu roku 20 badań, czyli praktycznie dwa w miesiącu i dziewiętnaście z nich jest absolutnie zerowych, a jedno wykazuje jakąś promilową obecność substancji, której stosowanie - z tego, co zdążyłem się dowiedzieć - w tenisie jest bez sensu, to sprawa wydaje się być oczywista.

Iga Świątek rozpoczyna US Open od zwycięstwa . „Pierwszy mecz nigdy nie jest łatwy”. WIDEO/AP/© 2024 Associated Press

Powiedziałeś o tym, iż fakt, że sprawa kończy się dla Igi Świątek takim finałem, jest naturalnie aspektem pozytywnym. A ten negatywny?

- Jakiś niesmak oczywiście pozostaje. Tak samo jak w przypadku sprawy Sinnera, że jednak są równi i równiejsi. Nie chcę powiedzieć, że największe gwiazdy mogą liczyć na łagodniejsze traktowanie, ale może po prostu - brutalnie rzecz biorąc - jest podobnie, jak w systemie prawnym. Czyli, używając przenośni, ktoś piękny, młody, zdrowy i bogaty ma większe szanse niż biedny, stary, schorowany i brzydki.

Tu nadmienię, że gdy za pierwszym razem połączyliśmy się na chwilkę, od razu pokusiłeś się o konstatację, cytuję: pewnie lepiej być Igą Świątek i Jannikiem Sinnerem...

- ...niż Kamilem Majchrzakiem. To na pewno, jeśli wydarzy się coś nieprzyjemnego. Iga dysponuje środkami finansowymi i organizacyjnymi, żeby po prostu móc zrobić wszystko, aby udowodnić swoją niewinność. Niezależnie od tego, jak wielki jest stopień tej niewinności. Bo ja mam przekonanie, że ona jest w stu procentach niewinna. Jednak z całą pewnością, z jej zasobami, jest jej po prostu łatwiej dowieść swojej niewinności niż przywołanemu Majchrzakowi. Z drugiej strony to też nie reguła, bo Simone Halep się nie udało. Z kolei Maria Szarapowa od razu wzięła na klatę, przyznała się i pewnie dzięki temu dostała łagodniejszą karę. Tak że z dopingiem w sporcie bywa różnie. Myślę, że przeciętny kibic może tego do końca nie zrozumieć.

W tym sensie, że mimo takiego finału sprawy może przylgnąć do Igi łatka, poddająca w wątpliwość jej czystość?

- Nie chcę mówić, że łatka, bo Iga ma mnóstwo cech bardzo pozytywnych. Na dobrą sprawę myślę, że jako człowiek ma same cechy pozytywne. Mnie się może nie podobać jej tenis, to znaczy sposób, w jaki gra i o tym mówiłem, ale to nie ma nic wspólnego z jej uczciwością, empatią, inteligencją, wrażliwością. Ona ma mnóstwo fantastycznych cech, na tyle, ile zdążyłem ją poznać, a znam ją słabo, bo rozmawiałem z nią z dwa razy w życiu po kilka minut. Wszystkie znaki, to znaczy jej mowa ciała, mowa werbalna i sposób, w jaki komunikuje się z fanami, są bardzo pozytywne i sensowne. Nie ma w zasadzie żadnej skazy na jej wizerunku. Może tylko z poprzednim trenerem rozstała się niespecjalnie elegancko, bo z tego, co pamiętam, zwolniła go SMS-em. Jednak wtedy miała 20 lat, więc mogła popełniać pewne błędy młodości. Teraz już wyciągnięto z tego wniosek, został przygotowany elegancki komunikat, że państwo rozstają się w pełnej zgodzie, przyjaźni i miłości. Aczkolwiek też wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, iż to Tomek się zwolnił, a nie jego zwolniono. No bo przecież, gdyby on został zwolniony, to patrząc na zdrowy rozum, liderka światowego rankingu od razu miałaby na jego miejsce następcę. Niemniej w aktualnej sprawie, której nie chcę nazywać skandalem, a przykrym wydarzeniem w karierze Igi, pozytywne jest to, iż wyjaśniło się, dlaczego będąc zdrową tak długo nie grała w tenisa. Jestem w stanie całkowicie ją zrozumieć, że mając z tyłu głowy, iż być może za chwilę jej kariera runie lub zostanie zawieszona nie na miesiąc, a na rok, dwa lub cztery, przeżywała fatalny czas.

Dosłownie kilka dni po tym, jak wobec Igi rozpoczęło się postępowanie, o czym nie mieliśmy pojęcia, rozmawiałem z psychologiem sportowym Dariuszem Nowickim, który perorował, że naszej zawodniczce potrzebna jest dłuższa przerwa. Fachowiec klasy mistrzowskiej dowodził, że Iga wydaje się być bardzo przeciążona mentalnie, a dociążył ją turniej olimpijski. Dodał, że problem wydaje się być coraz poważniejszy, więc ta przerwa, tak sobie myślałem, może być podyktowana zbieżną diagnozą jej teamu i otoczenia.

- Przy czym ta przerwa była o tyle niezrozumiała, że niezwykle rzadko zdarza się, gdy ktoś decyduje się na przerwę przed turniejem, na którym ma bronić tytułu. I to dużym turniejem. Bo gdyby zrobiła przerwę przed zawodami rangi 250, to nie ma tragedii. A jeśli ktoś odstępuje od "tysięcznika", których jest tylko dziesięć w roku, jest on bardzo ważny i obecność w nim jest obowiązkowa, za co zresztą została ukarana przez WTA, to powód absencji naprawdę musi być bardzo ważny. Nam się wydawało, że Iga po prostu nie chce nam powiedzieć jaki to był powód i wtedy to było słabe. Natomiast teraz, w świetle czwartkowej informacji, wszystko układa się w logiczną całość. Iga w tym czasie walczyła o to, by udowodnić, że nie jest wielbłądem.

- Osobiście zawsze miałem wielką wątpliwość, czy doping w tenisie ma w ogóle jakikolwiek sens. Bo jest to tak skomplikowany sport, tak wielowymiarowy, tak sprzeczny w treningu... Wytrzymałość trzeba pogodzić z finezję, siłę z szybkością, a refleks z odpornością psychiczną. Moim zdaniem jest mnóstwo elementów, które wykluczają doping. Ale być może jest to tylko moje pozytywne myślenie

~ Tomasz Wolfke

Natomiast przy tej całej koincydencji, czy uważasz, iż wymuszona tymi wydarzeniami przerwa na swój sposób mimo wszystko pomogła Idze wyjść ze zmęczeniowego okresu, czy jednak ciężar tego wydarzenia jeszcze bardziej dołożył jej mentalnie? Bo jeśli by tak było, to dopiero teraz będzie potrzebowała dużej odnowy psychicznej i mentalnej.

- Nie mam pojęcia. Z całą pewnością miała w tym roku kilka wydarzeń, z jej punktu widzenia, traumatycznych. Przede wszystkim mam na myśli porażkę z Chinką Qinwen Zheng w półfinale igrzysk. Z całą pewnością też bardzo zabolała ją porażka z Włoszkami w półfinale Pucharu Billie Jean King. Ponadto, jeżeli to Tomek Wiktorowski od niej odszedł, a wszystko na to wskazuje, że nie Iga go zwolniła, ani nie było to za porozumieniem stron, to także to było dużym przeżyciem. A gdy dołożymy do tego sprawę dopingową, mamy czwartą historię. A więc na Igę zwaliło się w tym roku mnóstwo emocjonalnych i raczej negatywnych przeżyć. A jest to na pewno osoba bardzo wrażliwa, co już pokazywała. Z drugiej strony pomiędzy Guadalajarą, gdzie płakała na korcie, a powtórką na igrzyskach w Paryżu, mieliśmy dwa i pół roku fenomenalnej gry i zachowań z żelaza. Choćby to, co zrobiła w Cancun, gdzie wszystkie pozostałe zawodniczki miały serdecznie dość tego bezsensownego turnieju, improwizowanego w deszczu i przy wietrze, a Iga jak cyborg i niczym niezruszona wielka gladiatorka wszystko rozbijała. Dlatego uważam, że trudno spekulować. O tym trzeba by porozmawiać z nią, Darią Abramowicz, ewentualnie ojcem Tomaszem. Oni mogliby powiedzieć, jaka naprawdę jest Iga i jak bardzo ta sytuacja ją boli. Ja w nią wierzę, jak widzę jej oświadczenie, w którym reaguje emocjonalnie.

Rozmawiał Artur Gac

As Sportu 2024/INTERIA.PL/Interia pl

As Sportu 2024. Iga Świątek kontra Magdalena Stysiak. Kto zasługuje na awans? Zagłosuj!

Iga Świątek/TIZIANA FABI / AFP/AFP
Iga Świątek/AFP
Iga Świątek/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem