Partner merytoryczny: Eleven Sports

Polska gwiazda mówi "dość" i ujawnia sensacyjną informację. "Powiem o tym głośno po raz pierwszy"

- Tak naprawdę - a powiem o tym głośno po raz pierwszy, bo obiecałam sobie, że wyjawię to przy takiej okazji - kontrakt na walkę eliminacyjną o pas WBC Silver był już podpisany z Argentynką Caroliną Duer. Miałyśmy zmierzyć się na gali w Rzeszowie - ujawnia w rozmowie z Interią aktualnie najlepsza polska pięściarka zawodowa, Laura Grzyb. 29-latka mocno zaskoczyła, gdy wskazała, kogo ma na myśli. Zawodniczka kategorii superkoguciej nie traci nadziei na walkę życia, ale póki co zmienia profesję.

29-letnia Laura Grzyb ma w dorobku m.in. tytuł mistrzyni Europy organizacji EBU w wadze superkoguciej, wywalczony w kwietniu 2023 roku. Czy sukcesy w boksie są jej jeszcze pisane?
29-letnia Laura Grzyb ma w dorobku m.in. tytuł mistrzyni Europy organizacji EBU w wadze superkoguciej, wywalczony w kwietniu 2023 roku. Czy sukcesy w boksie są jej jeszcze pisane?/Dawid Wolski/East News / Instagram/@lauragrzyb_official/

Artur Gac, Interia: Na horyzoncie jest twoja 12. zawodowa walka?

Laura Grzyb: - Cóż powiedzieć... Niestety muszę szykować się do walki w MMA. Zatem na sali treningowej przerabiam nowości.

Czyli jednak przebranżowienie?

- Dokładnie. Sytuacja w boksie jest ciężka. Może nie jestem obrażona na ten sport, ale chwilowo na politykę i ludzi rządzących w tym świecie. Po prostu nie mam możliwości, a zamiast tego mam związane ręce.

Jak diagnozujesz tę sytuację? Widzisz rezerwy na poziomie głównego promotora Andrzeja Wasilewskiego, czy jego rozgrzeszasz, a patrzysz na sprawę bardziej globalnie, iż ciężko przebić się kobiecemu boksowi?

- Sprawa jest prosta. Ja zostałam wyznaczona do finałowego eliminatora o mistrzostwo świata federacji WBC. I ta walka po prostu nie została zorganizowana przez mojego promotora. To jest jedyny powód, dla którego nie walczę o pas WBC Silver wagi superkoguciej, który był przepustką do pełnoprawnego mistrzostwa. Prosta sprawa.

Usłyszałaś próbę logicznego wytłumaczenia zaistniałej sytuacji ze strony promotora? A może wcale nie odbyliście takiej szczerej rozmowy?

- Osobiście z promotorem nie rozmawiałam, ale z ludźmi, którzy zarządzają grupą. Jako jedyny powód cały czas podawane były sprawy finansowe, czyli podnoszono argument, że taka walka jest droga. Jednak tak naprawdę - a powiem o tym głośno po raz pierwszy, bo obiecałam sobie, że wyjawię to przy takiej okazji - kontrakt na walkę eliminacyjną o pas WBC Silver był już podpisany z Argentynką Caroliną Duer. Miałyśmy zmierzyć się na gali w Rzeszowie, gdzie w walce wieczoru Różański walczył z Okoliem. Argentynka odesłała podpisany kontrakt, ale niestety osoby, które również uczestniczyły w gali, po prostu wyraziły sprzeciw. I to bez żadnych podstaw i bez przyczyny ta walka się nie odbyła. Na tym się zakończyło, nie było nawet kolejnej próby podjęcia tematu. Do tej osoby karma już wróciła, więc tyle dobrego. Ja doprowadziłam do wysokiego miejsca w rankingu i zrobiłam wszystko, co mogłam, a ktoś nie wyraził zgody na moją walkę życia.

O jakiej osobie mówisz? Chyba nie o promotorze?

- Nie, to ktoś inny. Pan Andrzej, mam wrażenie, zajmuje się tymi najważniejszymi sprawami. Ja nie byłam z nim w stałym kontakcie, tylko z pracownikami grupy. Jest menedżer, Jacek Szelągowski, który zajmuje się sprawami bieżącymi. Aczkolwiek wiem, że Jacek próbował mi pomóc i starał się swoimi kontaktami zorganizować mi tę walkę, ale wiadomo, że są rzeczy, których sam nie przeskoczy.

Mówiłaś też o kwestiach finansowych. Czyli dodatkowo ci zakomunikowano, że nie opłaca się organizować na gali tak drogiej walki?

- Powiedzmy sobie szczerze: budżet był olbrzymi. Wszyscy to wiedzą i wszyscy o tym mówią. To dlatego, że w tym mieście są sponsorzy, którzy wykładają olbrzymie pieniądze na gale. Naprawdę, tam były wpakowane ogromne środki, więc choć nie wiem tego oficjalnie, to podejrzewam, że zarobki samego Łukasza Różańskiego były potężne, jeśli chodzi o polski rynek. Powiem tak: ktoś miał kaprys i nie chciał mojej walki na tej gali. Powinien pomóc, a nie pomógł.

- Ja zobowiązałam się w pojedynku z Duer walczyć całkowicie za darmo. Bez żadnego wynagrodzenia, pomimo tego, że poniosłam ogromne koszty przygotowań. Do samego końca trenowałam, bo cały czas nie traciłam wiary, że zawalczę na tej gali. Wierzyłam, a w zasadzie byłam pewna, że wygram ten pojedynek. Więc ułożyłam to sobie w głowie tak, że dopiero walka o pas mistrza świata zapewni mi tytuł i zrekompensuje te straty.

~ Laura Grzyb

Ale kto? Jeśli nawet nie chcesz wymienić z imienia i nazwiska, możesz bliżej spersonalizować?

- Mogę powiedzieć, że jeden z pięściarzy.

Jeden z pięściarzy?!

- Dokładnie.

To już w ogóle jakieś kuriozum. Jeden z kolegów po fachu zablokował tobie walkę?

- Z informacji, które mi przekazano, to właśnie tak.

Polski pięściarz?

- Tak.

Mogłaś mu czymś nadepnąć na odcisk?

- Nie, absolutnie. Myślę, że tu bardziej chodzi o kwestię finansową i własnego zarobku. Sądzę, że to był jedyny powód, ale kompletnie tego nie rozumiem. Jest to dla mnie przykra sytuacja, cała ta sprawa z galą i niedoszłą walką. My-zawodnicy doskonale rozumiemy, jaka jest sytuacja polskiego boksu. Rozumiemy, jak bardzo potrzebujemy sukcesu, pasów i generalnie rozgłosu dla naszej dyscypliny. A do tego sami najlepiej znamy nasze warunki, zarabiamy w Polsce marne pieniądze, ale wszyscy robimy to z wizją, celem i marzeniami. Więc po drodze i na końcu powinniśmy sobie wzajemnie pomagać, lecz niestety nie każdy tak do tego podchodzi.

Podprogowo sugerujesz, że brak twojej walki, przy ogromnym budżecie na rzeszowską galę, pozwolił temu komuś bardziej się obłowić?

- Pewnie tak. A gdyby doszła moja walka, to jedna czy druga osoba miałaby mniej niż być może sobie założyły. Natomiast muszę tu podkreślić ważną rzecz.

Słucham.

- Ja zobowiązałam się w tym pojedynku z Duer walczyć całkowicie za darmo. Bez żadnego wynagrodzenia, pomimo tego, że poniosłam ogromne koszty przygotowań. Do samego końca trenowałam, bo cały czas nie traciłam wiary, że zawalczę na tej gali. Dopiero pod sam koniec stało się to, o czym rozmawiamy. Oczywiście nie zostało to podane do wiadomości publicznej, a cały czas podtrzymywano, że wystąpię. Z moim menedżerem Michałem Pernachem pracowaliśmy nad sponsorami, a on sam jeszcze próbował zorganizować dodatkowych partnerów na pokrycie kosztów tej walki. Pracowaliśmy zespołowo, to dlatego powiedziałam, że nie chcę nawet jednej złotówki.

Dlaczego aż tak?

- Bo wierzyłam, a w zasadzie byłam pewna, że wygram ten pojedynek. Więc ułożyłam to sobie w głowie tak, że dopiero walka o pas mistrza świata zapewni mi tytuł i zrekompensuje te straty. Tymczasem niestety mam wrażenie, że ten eliminator mocno się oddalił. Niby są jakieś informacje, że jeśli znowu zechcemy go zorganizować, to zostanie podtrzymany i odbędzie się w Polsce, ale nie mam żadnego oficjalnego potwierdzenia.

Od początku podtrzymywałaś stanowisko, że chcesz zaboksować bez wynagrodzenia, czy zareagowałaś tak dopiero w momencie, gdy widziałaś, że walka się "wysypuje"?

- Początkowo nawet nie rozmawialiśmy o żadnej stawce. Rozmowy zaczęły się od tego, by zorganizować tę walkę. A w momencie, gdy zaczynały się pierwsze schody, od razu powiedziałam, że walczę za darmo. I do tego się zobowiązałam, bo chciałam, żeby walka się odbyła. Ludzie, którzy ze mną pracują doskonale wiedzą, że nie traktuję boksu jako sportu zarobkowego. Nigdy w nim nie zarobiłam takich pieniędzy, dzięki którym mogłabym sobie swobodnie żyć. Najbardziej chciałam spełniać marzenia i wywalczyć dla Polski mistrzowski pas. Na tamten moment byłam trzecia w rankingu WBC. Uważam, że w formie, którą zbudowałam, ta walka być może nawet nie potrwałaby pełnych dziesięciu rund. Po prostu grzechem było nie zawalczyć na tej gali.

Rozumiem, że pięściarz, który zgodnie z twoją narracją zrobił ci krecią robotę, wystąpił na tamtej gali?

- Tak, tak... Ludzie już mają mnie za pyskatą, ale ja nie chcę robić afery. Po prostu jestem rozgoryczona i smutna. Od 12. roku życia, czyli przez 17 lat trenuję boks. Całe swoje młode życie poświęciłam tej pasji. Miałam mało czasu poza salą treningową, wielokrotnie osamotniona, bo bez rodziny, a napędzana cały czas jednym marzeniem. Gdy z panem Wasilewskim spotkałam się podczas podpisywania kontraktu, usłyszałam przepiękne słowa. Upewnił mnie, że będą mistrzynią świata, a wszyscy zrobią wszystko, by mi w tym pomóc. Nasłuchałam się o pięknych spodenkach ze złotym orzełkiem, a także o walkach w Stanach Zjednoczonych. Wierzyłam w to, co mówił pan Andrzej, bo byłam też świadoma swoich umiejętności i możliwości. Dlatego jest mi tak przykro, że to wszystko się nie zrealizowało.

Czy wobec tego masz już wyznaczony termin walki, która byłaby twoim debiutem - strzelam - w KSW?

- Nie mam kontraktu z federacją KSW, więc nie ma jeszcze żadnych informacji odnośnie tego, gdzie i kiedy wystąpię. Są jakieś przymiarki i mam nadzieję, że najpóźniej początkiem wiosny już będę w klatce.

Bierzesz pod uwagę, gdy chodzi o federację, jakieś zaskakujące rozwiązanie?

- Powiem szczerze, że różne propozycje są kierowane do mojego menedżera, bo wiadomo, że to może być ciekawy debiut w MMA. My te rozmowy podejmujemy, dlatego kontrakt nie został jeszcze podpisany. Natomiast potwierdzam, że pertraktujemy też z federacją KSW.

- Rozumiem, co masz na myśli. Sama jestem przeciwna tym wszystkim wydarzeniom, które towarzyszą samym galom, czyli głównie konferencjom. W ogóle nie trafia do mnie to, co tam się dzieje. Też dlatego, na dzisiaj, nie widzę siebie w takim miejscu. Mam naprawdę olbrzymie ambicje, więc trenując MMA w sposób regularny od kilku miesięcy czuję, że mogę się mierzyć z zawodniczkami sportowymi, a nie muszę uciekać na łatwiznę do walk freakowych. Idziemy z menedżerem takim torem, że podpiszemy kontrakt z federacją sportową.

~ Laura Grzyb

Powiedziałaś kiedyś, że absolutnie wykluczasz występy na galach freak-fightowych. Czy w dalszym ciągu to podtrzymujesz, a może zmieniła się twoja optyka?

- Znaczy może nie tak dosłownie powiedziałam, że absolutnie wykluczam, ale chciałabym walczyć sportowo. A że jestem ambitną zawodniczką, to cele mam jasno sprecyzowane. To jest dla mnie priorytet, dlatego w tym momencie nie biorę pod uwagę takich walk. Natomiast o ile miałabym kiedykolwiek zawalczyć na takich imprezach, byłyby to wyłącznie pojedynki sportowe. Ja zawsze przytaczam jeden przykład, bo moim zdaniem była to super walka, czyli pojedynek Borysa Mańkowskiego z Normanem Parke. Czyli starcie w klatce, na bokserskich zasadach, na dystansie 15 minut. Według mnie takie zestawienie zdało egzamin i było widowiskiem w pełni sportowym.

Laura Grzyb - Oliwia Stawska. Skrót walki. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Zgoda, ale nie miałabyś poczucia, że tego typu federacje potrzebują was po to, i dlatego płacą wielkie pieniądze, abyście jako prawdziwi sportowcy autoryzowali ich rozrywkę, której istotnym elementem nierzadko są patologiczne zachowania i rynsztokowe dialogi?

- Rozumiem, co masz na myśli. Sama jestem przeciwna tym wszystkim wydarzeniom, które towarzyszą samym galom, czyli głównie konferencjom. W ogóle nie trafia do mnie to, co tam się dzieje. Też dlatego, na dzisiaj, nie widzę siebie w takim miejscu. Mam naprawdę olbrzymie ambicje, więc trenując MMA w sposób regularny od kilku miesięcy czuję, że mogę się mierzyć z zawodniczkami sportowymi, a nie muszę uciekać na łatwiznę do walk freakowych. Idziemy z menedżerem takim torem, że podpiszemy kontrakt z federacją sportową.

Tak, jak ty uwierzyłaś w te perspektywy, które roztaczano przed tobą w boksie, tak ja przez chwilę zacząłem się zastanawiać nad prawdziwością zrzutu ekranu, który zamieściłaś w mediach społecznościowych, jakoby obecny nadpromotor w boksie, Saudyjczyk Turki Alalshikh chciał zorganizować ci walkę o tytuł. Finalnie wiemy, że to był tylko dobry żart.

- Zdecydowanie tak, ale taki żart, który delikatnie poprawił mi humor. Wymyślił go znajomy, bo przez ostatnie dwa miesiące naprawdę bardzo przeżywałam całą tę sytuację. Do tego niedawno był zjazd federacji WBC w Hamburgu, na który pojechali chłopaki z naszej grupy KnockOut Promotions, ale mnie już nawet nie zabrano do Niemiec. Dlatego sądzę, że nawet nie ma żadnych planów na rozwój mojej kariery. Jest to dla mnie bolesne, bo boks jest całym moim życiem. Cały czas łudziłam się, że do wielkiej walki dotrwam, a teraz dzieje się inaczej. Oczywiście nieustannie tego pragnę i jeśli kiedyś tylko pojawi się na horyzoncie okazja, by dopiąć organizację takiej walki, pakuję się i znów na sto procent haruję na obozie bokserskim pod takie wyzwanie. To pragnienie, że chcę zostać polską mistrzynią świata w boksie zawodowym, chyba nigdy mi nie minie. Jednak już niebawem będę obchodziła 30. urodziny i dłużej nie mogę pozwolić sobie na to, by tracić kolejne miesiące.

Ten żart z galą w Rijadzie w Arabii Saudyjskiej był wymyślony w porozumieniu z tobą, czy początkowo także ciebie kolega wkręcił?

- To było w porozumieniu, troszkę się z tego ponabijaliśmy, ale faktycznie dużo ludzi uwierzyło i uaktywniło się w mediach społecznościowych. Pisali do mnie wiadomości, czy to zdarzy się na serio. Miałam nawet straszną ochotę dopisać, że tak (śmiech).

A jak stanowi twój obecny kontrakt z grupą KnockOut Promotions? Jest w dalszym ciągu ważny, czy wygasł?

- Mój kontrakt z KnockOutem wygasł i aktualnie nie jestem związana z żadną grupą ani federacją. Jestem wolnym zawodnikiem. Pracujemy nad tym, żeby w tym roku pojawiły się duże rzeczy, ale na tym skończę, żeby nie zapeszać. Jak się zrealizuje, to będziesz wiedział o tym pierwszy.

Rozmawiał Artur Gac

Laura Grzyb/JAKUB KOFLUK / FOTONEWS / NEWSPIX.PL/Newspix
Laura Grzyb (z prawej)/Michal Dubiel/REPORTER/East News
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem