Ukraińcy z Równego i Lwowa, Czesi z Pragi, Węgrzy z Miszkolcu, Łotysze z Daugavpilsu czy wreszcie Niemcy z Landshut i Witttstocku - polska liga żużlowa ugościła w swej historii wiele zagranicznych drużyn, szczególnie pochodzących z tych krajów, w których rozgrywki czarnego sportu nie są usystematyzowane w ramach regularnej ligi. Niestety, większość tych klubów ograniczyła swą obecność nad Wisłą do roli egzotycznej ciekawostki i nie wywarła wyraźnego piętna na speedwayu w naszym państwie. Nie udało się bratankom ani niemieckiemu budowlańcowi Zdecydowany wyjątek stanowi Lokomotiv Daugavpils. Łotysze w bieżącym sezonie zajęli co prawda czwarte miejsce w rozgrywkach drugiej - najniższej - ligi, ale szeregi ekstraligowego zaplecza opuścili dopiero w zeszłym roku. Spadek w sezonie 2020 zakończył aż 13-letnią serię startów Lokomotivu na drugim szczeblu rozgrywek. Nie zawsze byli oni przeciętniakiem. Ba, dwukrotnie - w sezonach 2015 i 2016 - udało im się nawet zwyciężyć rozgrywki, jednak względy proceduralne uniemożliwiły im awans do PGE Ekstraligi. W archiwach polskiego żużla próżno szukać podobnych sukcesów imigrantów. Ponad drugoligową przeciętność wznieśli się co prawda na moment Węgrzy z Miszkolcu, ale awans wywalczony w niesamowicie ciekawym dwumeczu z Orłem Łódź okazał się dla nich gwoździem do trumny - po sezonie startów na polskim zapleczu klub zawinął manatki i z podkulonym ogonem wrócił na południe Europy. W zeszłym roku kosmopolityczne nadzieje fanów polskiego żużla zostały rozgrzane przez dołączenie do polskiej ligi zespołu Wolfe Wittstock. Wróżono, że włodarz klubu - jeden z największych potentatów niemieckiej branży budowlanej - Frank Mauer zbuduje za Odrą zespół mogący w przyszłości straszyć największe polskie potęgi. Nie udało się - sezon 2021 okazał się dla kontrowersyjnego biznesmena totalną klapą. Jego podopieczni - skład stworzony z zawodników tanich i niezbyt uznanych - osiągnęli drugi najgorszy rezultat w historii naszej ligi i wszystko wskazuje na to, iż ich przygoda w Polsce dobiegła już końca. Trzymają niemiecki porządek W międzyczasie do polskiej ligi dołączył nowy niemiecki potentat - Trans MF Landshut Devils. Już pierwszy okres transferowy podczas ich obecności w polskiej lidze zwrócił na nich uwagę środowiska. Do Bawarii trafili: solidny pierwszoligowiec Kai Huckenbeck oraz były uczestnik cyklu Grand Prix Martin Smolinski. Po 7-letnim rozbracie ze stanowiskiem do pracy wrócił uznany niegdyś menedżer Unibaxu Toruń - Sławomir Kryjom, a kibice powtarzali między sobą legendy o ogromnym talencie tamtejszego 17-latka, Noricka Bloedorna. Zespół w sezon wszedł słabo, ale z meczu na mecz rozkręcał się coraz bardziej. Rozpędu dodało im wypożyczenie z Abramczyk Polonii Bydgoszcz Francuza Dimitriego Berge, który z miejsca stał się najlepszym zawodnikiem 2. ligi. Siłą rozpędu dotarli do finału - na przestrzeni kolejnych dwóch tygodni stoczą dwumecz ze wzmocnionym 3 zawodnikami PGE Ekstraligi OK Bedmet Kolejarzem Opole. Jeśli go wygrają, awansują do eWinner 1. ligi jako pierwszy zespół z Niemiec w historii. Scenariusz z Miszkolca im nie grozi, gdyż informacje dotyczące organizacji klubu są bardzo pozytywne.