Partner merytoryczny: Eleven Sports

Wicemistrz świata został na lodzie. Teraz wyjawia brutalną prawdę

Sebastian Zwiewka

Krystian Pieszczek, wicemistrz świata juniorów z 2016 roku, aktualnie nie ma żadnego klubu na sezon 2025. W okresie transferowym podpisał tylko umowę warszawską (bez ustalonych warunków finansowych) ze Stalą Rzeszów. Został też bez mechaników. - Z jednym byłem dogadany, ale zostałem na lodzie - mówi nam Pieszczek w wywiadzie, dementując plotki sugerujące, że to on sam zwolnił swoich pracowników. 29-latek wyjawia także całą prawdę o kontuzjach, których nabawił się w ostatnich miesiącach. - Były zatuszowane. Nikt o nich nie wiedział - dodaje.

Krystian Pieszczek
Krystian Pieszczek/Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski

Sebastian Zwiewka, Interia: Zakończył się okres transferowy. Jak rysuje się pańska przyszłość w polskim żużlu?

Krystian Pieszczek, były żużlowiec Texom Stali Rzeszów: Związałem się kontraktem warszawskim z klubem z Rzeszowa. Jest to taka dżentelmeńska umowa między nami, kupiłem sobie czas na znalezienie nowego miejsca. Tak to wygląda. W międzyczasie będę szukać dla siebie nowego klubu, aby mieć regularne starty, ale oczywiście czas pokaże, jak będzie.

Walka o skład wchodzi w grę?

- W ogóle nie rozmawialiśmy na ten temat. Ja też nie chciałem ingerować w kwestię składu, bo wiem, że byłoby to niekomfortowe dla innych zawodników. Nie byłem brany pod uwagę przy budowie składu na sezon 2025, więc niech tak już pozostanie. Raz byłem w sytuacji, kiedy przed sezonem do drużyny dołączył kolejny zawodnik. Mam zatem świadomość, jak negatywnie może odbić się to na całokształcie drużyny.

Pojawiły się plotki, że kończy pan karierę, bo zwolnił pan mechaników i wystawił busa na sprzedaż.

- To nie tak, nie kończę kariery. Z jednym mechanikiem byłem w sumie dogadany na przyszły sezon, ale zostałem na lodzie. Dostałem od niego wiadomość telefoniczną, że kończymy współpracę. Myślę, że po tylu latach troszeczkę więcej mi się należy niż dogadanie się, a później nagła rezygnacja telefoniczna. Wcześniej dochodziły mnie słuchy, że jest już z kimś innym dogadany. W mojej ocenie jest to trochę nie w porządku w stosunku do mnie. Co do drugiego mechanika, to wiedziałem wcześniej, że Michał odchodzi. Po prostu dostał propozycję powrotu do taty. Zachował się w porządku, dał mi dwa miesiące na zakończenie sezonu i ułożenie wszystkich spraw. Rozstaliśmy się w zgodzie.

A bus?

- Był plan sprzedaży, nie mówię, że nie. Chodziło raczej o wymianę na inny egzemplarz. Ogłoszenie było widoczne przez 24 godziny na Instastories na Instagramie.

Alexander Zverev - Andriej Rublow. Skrót meczu. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Żużel. Krystian Pieszczek nie kończy kariery. "Nie mam noża na gardle"

Skoro ustaliliśmy, że nie kończy pan kariery, to zapytam o poszukiwania klubu i nowych mechaników.

- Będę działać dwutorowo. W tym momencie są jednak różne perturbacje klubowe, zawodników jest więcej niż miejsc. Nie chciałem wiązać się z klubem, który mógłby mieć problemy. Żaden z zawodników tego nie chce. Uważam, że nie mam noża na gardle, aby podejmować jakąś pochopną decyzję. Kontrakt warszawski był najrozsądniejszą decyzją.

Kontaktował się pan z innymi klubami?

- Było oczywiście kilka propozycji z mojej strony, były też telefony od niektórych działaczy. Pierwotnie im odmówiłem, a później, gdy chciałem wrócić do rozmów, to niestety było już za późno. To jednak z mojej winy, w pewnym momencie zostałem sam i nie wiedziałem, co mam robić. Spotkało mnie w tym sezonie kilka ciężkich zdarzeń, niektórych rzeczy nie da się cofnąć.

Żużel. Krystian Pieszczek: Wybrzeże Gdańsk? Nie było takiego tematu

Był temat powrotu do Wybrzeża Gdańsk?

- Tematu Wybrzeża w ogóle nie było, to żadna tajemnica. Ani jedna, ani druga strona nie dążyła do kontaktu.

W jakich relacjach rozstaliście się trzy lata temu?

- Tak, to już trzy lata. Szmat czasu. Rozstaliśmy się w dobrych relacjach. Porozmawiałem z ówczesnym menedżerem Erykiem Jóźwiakiem i przekazałem mu, że jeżeli znajdę nowy klub, to będę chciał zmienić środowisko. Uznałem, że potrzebuję takiej zmiany. Szczerze przedstawiłem swoją propozycję, bo tak było fair wobec klubu, w którym się wychowałem. Gdybym nie znalazł innej opcji, wtedy wrócilibyśmy do rozmów. Takie było moje stanowisko. Znalazłem jednak ROW Rybnik i moja współpraca z Wybrzeżem się zakończyła.

Pokazali im drzwi, a teraz jeszcze to. Zdradziło ich zdjęcie, co za kontrowersja

Nie został pan poinformowany zbyt późno o tym, że zabraknie dla pana miejsca w składzie Texom Stali Rzeszów? Zdradził pan wcześniej, że odmawiał pan innym klubom, a później było już za późno na powrót do rozmów.

- W Rzeszowie czułem się bardzo dobrze, byłem jedną z pierwszych osób w kolejce, które klub informował o ruchach kadrowych. Została mi przekazana taka informacja, a ja ją uszanowałem. Każdy ma aspiracje sportowe i chce się piąć w górę. Dziękuję Stali Rzeszów, bo spędziłem półtora roku w fajnym klubie, w fajnej atmosferze. Trzymam za nich kciuki, bo im się to po prostu należy.

Słyszałem takie opinie, że ma pan już swoją firmę i żużel dla pana jest już tylko takim dodatkiem. Skonfrontowałem to niedawno w rozmowie z prezesem Stali, Michałem Drymajło, który stwierdził, że to nieprawda. Podobno jest pan aż za bardzo ambitny.

- Wiele osób będzie przypisywało mi to, że mam inny biznes, w którym w jakimś stopniu się spełniam. Inni zawodnicy też posiadają pozasportowe zajęcia, tylko nie są one tak medialnie rozdmuchane, nie wszyscy o nich wiemy. Uważam, że jest to szukanie dziury w całym. Zgodzę się ze słowami prezesa. Bardzo emocjonalnie podchodzę do tematów sportowych, czasem trochę aż za bardzo. Może warto byłoby czasem wyluzować i ten wynik byłby dużo lepszy?

Żużel. Wicemistrz świata juniorów doznał urazu kręgosłupa

Zapytam o pańskie zdrowie, bo już w trakcie sezonu dochodziły do mnie informacje o poważnej kontuzji kręgosłupa. Była to prawda?

- Po wypadku z Adrianem Gałą w Gdańsku złamałem rękę. W domowym meczu z Wybrzeżem wystartowałem ze złamaną prawą dłonią. Nie wszyscy o tym wiedzieli. Czy było to dobre posunięcie? Nie wiem, może warto było odpocząć. Później zanotowałem kolejny upadek w Poznaniu. Złamałem odcinki w kręgosłupie L1 i L2. Kontuzje były zatuszowane. Nikt o nich nie wiedział, oprócz sztabu szkoleniowego Stali Rzeszów. Miałem nawet problemy z ubieraniem się i przebieraniem.

Raz jeszcze podjąłby pan decyzję o tak szybkim powrocie na tor?

- Nie wiem. Być może trzeba było odpuścić jeden lub dwa mecze i wrócić do jazdy mocniejszym. Pewnie dlatego prezes powiedział panu, że aż za bardzo chciałem. Możliwe, że ten przykład chciał przytoczyć.

Przez cały sezon odczuwał pan skutki tego poważnego urazu?

- Przez ten kręgosłup w domu nie potrafiłem sam się ubrać. Z ręką jakoś sobie radziłem, choć też mocno mi doskwierała. Po wypadku w Gdańsku doszło jeszcze wstrząśnienie mózgu, więc nie pamiętam, co się wydarzyło. Każdy zawodnik ma ambicje, chce jechać jak najwięcej i jak najlepiej, by nie zawieść swoich oczekiwań, klubu, sponsorów i kibiców. Kontuzja doskwierała i nadal doskwiera. Jestem w trakcie rehabilitacji. Jest już zdecydowanie lepiej. Można powiedzieć, że na 80 proc. jestem gotowy do działań.

Krystian Pieszczek i Natalia Pietrucha/Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
Krystian Pieszczek/Łukasz Trzeszczkowski/Zdjęcia Łukasz Trzeszczkowski
Krystian Pieszczek/Aleksandra Gandurska/Flipper Jarosław Pabijan
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem