24 czerwca w trakcie meczu Energa Wybrzeża Gdańsk przeciwko Arged Malesie Ostrów doszło do fatalnej kraksy. 18-letni Bartosz Głogowski wywrócił Nicolaia Klindta, choć obaj zawodnicy jechali ze sobą w parze. Polak został ukarany żółtą kartką, a dla Duńczyka był to koniec ligowego ścigania w 2024 roku. To mógł być koniec kariery Klindt złamał rękę oraz doznał pęknięcia kręgu szyjnego C5. Miał już podobny uraz, ponieważ rok wcześniej uszkodził kręg C3. Teraz jednak sprawa była o wiele poważniejsza. Lekarz od razu postawił sprawę jasno. - Plan był prosty, gorset albo operacja. Powiedzieli mi jednak, że jeśli zdecyduję się na operację, to nie będę mógł już się ścigać. Nigdy wcześniej, bez względu na to, jakie kontuzje miałem, tak się nie bałem - przyznaje. Zawodnik skończył ostatecznie w gorsecie ortopedycznym. Na szczęście wrócił cało i zdrowo na tor pod koniec sezonu. - To był dla mnie szok. Czułem, że oczy mi zaczynają łzawić. To nie jest łatwe, kiedy dowiadujesz się, że jest tak krytycznie - mówi w kontekście kolejnych słów, które usłyszał. Nie mógł uwierzyć, że to słyszy. Podjął wielkie ryzyko 35-latek ma zamiar nadal kontynuować karierę. Kilka lat temu był nawet blisko podpisania kontraktu w PGE Ekstralidze. Później awansował tam z ostrowskim klubem, lecz ostatecznie skończyło się tylko na paru wyścigach. Teraz wiele się mówi o możliwym przejściu do Orła Łódź. Dalsza jazda niesie za sobą jednak bardzo wielkie ryzyko. - Lekarze mówili mi, że kolejne złamanie może spowodować, że ten fragment ciała stanie się niestabilny i może nieść za sobą poważne konsekwencje - podkreśla. - To może być zawał serca, guz mózgu, udar, paraliż, a nawet śmierć, bo tętnica biegnie w górę i w dół kręgów, przechodząc do serca i mózgu. Załamałem się, gdy usłyszałem, jakie to może nieść konsekwencje - kończy.