- Z nieopisanym smutkiem informuję, że we wtorek zmarła moja cudowna żona, Katie. Pozostanie w pamięci wszystkich tych, którzy ją znali. Wraz z moimi córkami czuję niesamowitą więź i miłość, którą obdarzyliśmy się nawzajem. Katie opuściła ten świat, ale nie opuściła mojego serca - napisał Phil Morris w mediach społecznościowych, czym zaszokował, ale i ujął całe środowisko. Momentalnie oczywiście pojawiły się słowa wsparcia dla dyrektora cyklu Grand Prix. Obserwujący jego profil wykazali się dużym wyczuciem, nikt nie dopytuje o przyczyny śmierci młodej kobiety, jak to często w takich przypadkach bywa. Każdy ma świadomość tego, co przeżywa aktualnie Morris i takie pytania są ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje. Post dyrektora GP został także opatrzony fotografią zmarłej żony. W takich chwilach kontrowersje idą na bok Phil Morris to bardzo kolorowa, budząca mieszane uczucia postać w środowisku żużlowym. Często zarzuca mu się niewłaściwe działania przy szykowaniu toru na zawody, choć ostatnio po turnieju w Toruniu był bardzo chwalony. Morris zyskuje coraz większą grupę zwolenników. Dobrze, ze w obliczu takiej sytuacji nikt nie pozwolił sobie na żadne komentarze nawiązujące do jego pracy. A dobrze wiemy, że podobne historie się zdarzają. Morris to były żużlowiec, który po zakończeniu kariery pełnił już kilka innych funkcji w tej dyscyplinie. Był choćby menedżerem drużyny, a teraz stoi na czele cyklu GP. Odpowiada za zorganizowanie zawodów, przygotowanie toru, ale dba też o sprawy regulaminowe. Sprawdza na przykład, czy każdy zawodnik wyjeżdża do biegu w odpowiednim kasku. Biega po całym stadionie, wszędzie go pełno. Coraz więcej osób zaczyna to doceniać. Czytaj także: Drugi raz tego nie zrobi. Ten sezon go wiele nauczył Witali go jak króla. Dostał telefon od mistrza świata