Totalny zwrot akcji w starciu Katarzyny Kawy w Buenos Aires. Wspaniała pogoń za faworytką
Katarzyna Kawa leciała do Argentyny na turniej WTA 125 "w ciemno", nie miała nawet gwarancji występu w kwalifikacjach. Po wycofaniach rywalek dostała się nie tyle do nich, co do... głównej drabinki. I w niej trafiła na notowaną o ponad 150 miejsc wyżej w rankingu Varvarę Lepchenko - Amerykanka była zdecydowaną faworytką. I pierwszego seta wygrała gładko, bez większych problemów 6:2. Polka poprawiła jednak swoją grę, odwróciła losy tego starcia. 6:2, 6:4 - dwa kolejne sety wygrane w takich rozmiarach dały jej awans do drugiej rundy.
Katarzyna Kawa spadła we wczorajszym rankingu WTA na 296. miejsce - daleko jej więc do pozycji, które dają jeszcze szansę załapania się na występy w kwalifikacjach Australian Open. Potrzebuje punktów przed zamknięciem się list kwalifikacyjnych, najlepiej właśnie ponad stu, a tyle jest za triumf w takich zawodach, jak WTA 125 w Buenos Aires.
32-letnia tenisistka poleciała do Argentyny po ważnym dla siebie turnieju finałowym Pucharu Billie Jean King, mogła wystąpić w dwóch meczach deblowych z Igą Świątek. I cieszyć się, w dniu swoich urodzin, z awansu do półfinału. Niestety walki o główne trofeum już nie było, Kawa z wiceliderką rankingu przegrały bowiem decydujący pojedynek z Włoszkami. Mimo że miały dwie piłki setowe w pierwszej partii, a w drugiej prowadziły 5:1.
Z uwagi na długi pobyt w Maladze, zawodniczka BKT Advantage Bielsko-Biała zrezygnowała z wyjazdu do Charleston - tam też miała walczyć o punkty "ostatniej szansy".Do Argentyny poleciała zaś w ciemno, bez gwarancji występu choćby w kwalifikacjach.
Niezwykły mecz Katarzyny Kawy w Buenos Aires. Gładka porażka w pierwszym secie i nagły zwrot akcji
W Argentynie dopisało jej jednak szczęście. Załapała się nie tyle do eliminacji, co do głównej drabinki. To efekt kilku wycofań tenisistek, w tym najwyżej rozstawionej Renaty Zarazuy. Właśnie z Meksykanką miała pierwotnie mierzyć się Lepchenko, ale rezygnacja Zarazuy wywołała ciąg zdarzeń: Amerykanka przejęła jej miejsce i dostała dziewiątkę w drabince, Polkę dołożono jej do pary. I co tu dużo ukrywać: to Lepchenko była faworytką tego starcia.
Początek meczu nie wskazywał, że w tym starciu dojdzie do jakiejś sensacji. Amerykanka szybko przełamała Polkę, w drugim gemie prowadziła, gdy sędzia zarządził przerwę - zaczęło padać. Po przerwie Kawa dalej była bezradna, rywalka "goniła" ją po korcie, grała mocniej, dokładniej. I dość szybko, bez jakichkolwiek komplikacji, wygrała tego seta 6:2. Choć już ten siódmy gem pokazał, że 32-latka nie musi być taka bezradna, wyszła ze stanu 0:40, wygrała pięć piłek z rzędu.
Polka rzeczywiście się nie poddała, nie poleciała do Buenos Aires na wycieczkę. Przełomowy był trzeci gem, obroniła w nim pięć break pointów, wygrała. A za chwilę sama przełamała Lepchenko, zrobiło się 3:1. I już do końca tej partii nie zwolniła tempa, a na koniec zaliczyła jeszcze jednego breaka. 6:2 dla niej, idealny rewanż za pierwszego seta.
Decydowała więc trzecia partia, pełna przełamań, choć z inicjatywą Polki. Wygrywała już 4:2, gdy Lepchenko odrobiła straty. Dwa ostatnie gemy wygrała Polka, awansowała do drugiej rundzie. A w nie zmierzy się z Węgierką Panną Udvardy, która wygrała challengera WTA w Buenos Aires dwa lata temu.