Skocznia Bergisel góruje nad Innsbruckiem. Wszyscy skoczkowie podkreślają, że jest ona niezwykle czuła na warunki. Zresztą próbkę tego mieliśmy w piątkowych kwalifikacjach. Wstążki na skoczni były nieruchome, a jednak wartości kompensacji punktów za wiatr robiły psikusa. Sami zawodnicy też podkreślali, że czuć było ruchy powietrza, a tylny ciąg mocno utrudniał skakanie. Irytacja Thomasa Thurnbichlera. Gra idzie o milimetry Już dawno na Bergisel czegoś takiego nie wiedzieli. Obawa przed "diabelskim dzieckiem" W Innsbrucku jest takie powiedzenie: "Wiatr, wiatr. Diabelskie dziecko". Ten potrafił bowiem mocno przeszkodzić faworytom. Dwa razy nawet zawody nie odbyły się ze względu na zbyt mocne podmuchy. W klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni liderem jest Daniel Tschofenig. Ma on 7,9 pkt. przewagi nad Janem Hoerlem i 8,7 pkt. nad Stefanem Kraftem. Wiele wskazuje na to, że właśnie między tymi trzema skoczkami rozstrzygnie się, do kogo trafi Złoty Orzeł. Z tego względu znowu w Austrii jest wielkie zainteresowanie skokami. Po raz pierwszy od 2016 roku na Bergisel anonsowany jest komplet publiczności - 22 500. To będzie prawdziwy kocioł. Jakby tego było, to Austriacy jeszcze podgrzewają atmosferę, chcąc wytrącić z równowagi rywali, którzy mogliby im jeszcze zagrozić: Szwajcara Gregora Deschwandena, Norwega Johanna Andre Forfanga i Niemca Piusa Paschke. W piątek skoczkowie z tego kraju paradowali z nartami z zasłoniętymi wiązaniami. Tłumaczyli, że to są ochraniacze na drogi sprzęt. Tyle że przez wiele lat nikt nie stosował czegoś takiego. Od sobotniego poranka w biurze prasowym na skoczni jest z tego powodu wiele śmiechu. Dziennikarze z Austrii żartują nawet, że w sobotnim konkursie ich skoczkowie wystąpią bez wiązań, ale z ochraniaczami na nie. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba, Interia Sport