Thomas Thurnbichler, trener kadry polskich skoczków, czekał na kolejkę do wjazdu na górę skoczni, kiedy zagadnąłem go o warunki, na jakie trafił w kwalifikacjach Aleksander Zniszczoł. Ten dwukrotnie w treningach meldował się w "10", ale w kwalifikacjach był dopiero 39. Trafił na jedne z najgorszych warunków, ale do tego nie ustrzegł się błędów. Świetne skoki i niespodziewane kłopoty Aleksandra Zniszczoła. "W takich momentach pojawia się frustracja" Thomas Thurnbichler tylko pokazał, ile zabrakło. Gra idzie o milimetry Austriak tylko uderzył dłonią o swoje udo i pokazał na palcach, ile brakowało. - To jest minimalna różnica. Tu wszystko rozgrywa się na milimetry - mówił. Kiedy zapytaliśmy, co ma na myśli, od razu wyjaśnił: - Olek miał cofnięty środek ciężkości, a przez to odbijał się z tyłu do przodu. To w połączeniu z takimi warunkami sprawiło, że nie poleciał daleko. Wystarczyło jednak o milimetry przesunąć środek ciężkości i wyglądałoby to zupełnie inaczej. Thurnbichler doskonale wie, że ma przy najmniej dwóch zawodników, których stać na skakanie do "10" w każdych zawodach. To Paweł Wąsek i wspomniany Zniszczoł. On też - jak my wszyscy, chciałby, żeby oni już zaczęli zajmować miejsca, na jakie ich stać. Też zatem zaczyna się irytować, choć wciąż zachowuje stoicki spokój. I w kółko powtarza, że on nie skoczy za zawodników, a ci doskonale wiedzą, co mają robić. - Gdyby Paweł lepiej wylądował ten skok, to miały więcej pięć - szęść punktów i byłby tuż za "10". On oddawał w piątek dobre skoki - dodał. Bardzo dobry w wykonaniu Polaków był drugi trening. W nim szósty był Zniszczoł, a Wąsek 12. To pokazuje, że mogą skakać na wysokim poziomie. Niestety po raz kolejny okazało się, że w zawodach nie są w stanie tego powtórzyć. - To jest historia, która się powtarza, że zawodnicy w rywalizacji nie oddają czystych skoków. Akurat w piątek to przydarzyło się w kwalifikacjach - powiedział austriacki trener. W sobotnim konkursie (4 stycznia, godz. 13.30) zobaczymy pięciu Biało-Czerwonych. Kwalifikacje zakończyły się zwycięstwem Jana Hoerla. Drugi był Norweg Johann Andre Forfang, a trzeci Gregor Deschwanden. Z Innsbrucka - Tomasz Kalemba, Interia Sport