Pierwsza połowa? A jakie to ma znaczenie. Reprezentacja Polski "spetryfikowana"
Mecz Polski z Portugalią potoczył się jak fabuła klasycznej powieści, w której dobro walczy ze złem. Niby są przesłanki, by wierzyć w zaskakujące zakończenie, ale ostatecznie wiadomo przecież, kto wygra. Cóż, ponownie to my byliśmy skazanym na porażkę "mrocznym czarnoksiężnikiem". I jest to porównanie jak najbardziej trafne, bo zwycięstwa w meczach o punkty - zwłaszcza z silniejszym rywalem - to dla naszej kadry po prostu czarna magia.
Mołdawia, Czechy, Walia, Holandia, Austria, Francja, dwukrotnie Portugalia i dwukrotnie Chorwacja - tak prezentuje się lista kolejnych rywali, których kadra trenera Michała Probierza nie była w stanie pokonać w meczach o stawkę. I tak, należy na nią wciągnąć i baraż w Cardiff, w którym pierwszy celny strzał oddaliśmy dopiero w serii rzutów karnych. W regulaminowym czasie gry padł remis. Bynajmniej nie ze wskazaniem na nas.
Serię 10 meczów bez wygranej przecina jedynie efektowna wygrana 5:1 z Estonią, która - z całym szacunkiem dla rywala - nie poprawia ogólnego obrazu oraz wyjazdowy triumf nad Szkocją (3:2), choć wynik był dla nas wówczas zdecydowanie lepszy, niż sama gra.
"Ale w futbolu chodzi właśnie o końcowy rezultat" - można by rzucić w tym miejscu. I w tym sęk. Bo w Porto - mówiąc wprost - zostaliśmy brutalnie rozbici. Potem znów padło wiele słów o odważnej grze, stwarzanych szansach, ofensywnej postawie. Słynnych "piłkarskich momentach". Ale na koniec - jakie to ma znaczenie?
Reprezentacja Polski "spetryfikowana". Mitu założycielskiego jak nie było, tak nie ma
Michał Probierz nie zbacza ze ścieżki obranej jeszcze podczas Euro. Sęk w tym że brnąc nią do przodu, nasza kadra raz po raz obrywa po głowie. Aż trudno w to uwierzyć. Bo z prostego rachunku prawdopodobieństwa wynikałoby, że któryś mecz z topowym rywalem (topowym - nie liczmy więc Szkocji) w końcu musimy wygrać, choćby przepychając kolanem. A tak, ciąży nad nami wielka klątwa. Wygląda to tak, jak gdyby pewien słynny czarodziej wymierzył w naszą kadrę różdżką, krzycząc przy tym: "Petrificus Totalus!".
Nawiązania do magii i Harry'ego Pottera nie są tu zresztą przypadkowe. W Porto bowiem znajduje się bowiem jedna z najsłynniejszych - a miejscowi mówią, że i najpiękniejsza - księgarnia na świecie. Swego czasu często chadzała do niej J. K. Rowling, ucząca języka angielskiego w tutejszej szkole. I to właśnie tam zaczerpnęła inspirację, do tworzenia magicznego świata Hogwartu.
Wizytą w "Księgarni Lello" żywo zainteresował się selekcjoner Michał Probierz. Jak zdradzili nam jej pracownicy, ostatecznie nie tylko postanowił ją zwiedzić, lecz także wyniósł z niej stertę zakupionych książek. Niestety, zapewne nie znajdzie w nich formuły na wyleczenie z bolączki naszej reprezentacji. Ani przepisu na eliksir zdrowia. I jedno, i drugie przydałoby się nam przed poniedziałkowym meczem ze Szkocją.
Przystąpimy do niego z nożem na gardle, walcząc o trzecie miejsce w grupie Ligi Narodów - gwarantujące baraż o utrzymanie w dywizji A - w dodatku zdruzgotani kadrowo. Jeszcze przed zgrupowaniem z gry wypadł nasz kapitan - Robert Lewandowski, później przedwcześnie opuścili je Michael Ameyaw i Przemysław Frankowski, a mecz z Portugalią z problemami zakończyli Sebastian Szymański, Taras Romanczuk. Bartosz Bereszyński oraz Jan Bednarek. Co teraz z nimi? Tego na razie nie wiadomo. W kwestii sytuacji dwóch ostatnich, selekcjoner nie był jednak optymistą. Odpowiedzią na urazy naszych piłkarzy było dowołanie Mateusza Wieteski i niewykluczone, że na tym selekcjoner Michał Probierz nie poprzestanie. Biorąc w międzyczasie tabletki na ból głowy, który wywołać może taka plątanina niefortunnych zdarzeń.
- Ja nie szukam żadnych kłopotów. To kłopoty zwykle znajdują mnie - może powtórzyć sobie trener Probierz za Harrym Potterem.
Problemy jednak, to jedno. Najważniejsze zawsze jest to, jak sobie z nimi poradzisz.