FC Barcelona i mistrzostwo Hiszpanii. Czy to się jeszcze może udać?
To nie wypadek przy pracy, a prawdziwa katastrofa! Trzy porażki z rzędu w lidze, roztrwonienie dziewięciopunktowej przewagi nad rywalami z Madrytu i odpadnięcie z Ligi Mistrzów. To krótka lista "osiągnięć" Barcelony z ostatnich czterech tygodni. Co stało się z zespołem, który zachwycał kibiców na całym świecie, a bukmacherzy typowali, że to właśnie on - jako pierwszy w historii - obroni Puchar Ligi Mistrzów?
Tak słabej serii meczów ligowych "Blaugrana" nie miała od 2003 roku. Trzynaście lat temu, w styczniu, drużyna ze stolicy Katalonii przegrała z Valencią, Celtą Vigo oraz Atletico Madryt, a posadami za porażki zapłacili Louis van Gaal oraz Tono de la Cruz. Wówczas nie rywalizowała jednak o mistrzostwo, a jedynie o utrzymanie ligowego bytu.
Gdyby przed miesiącem ktokolwiek powiedział, że Barcelona odpadnie z Ligi Mistrzów przed półfinałami, a z gigantycznej przewagi w lidze pozostanie jedynie korzystniejszy bilans meczów bezpośrednich, pewnie zostałby uznany za wariata.
Teraz, na pięć kolejek przed końcem sezonu, Barcelona nie ma już marginesu błędu. Co spowodowało, że drużyna, którą zachwycano się na całym świecie, stała się obiektem kpin i żartów kibiców przeciwnych zespołów?
- Dziennikarze podkreślają, że zespół nie wytrzymał fizycznie, a trener obraża się za takie sugestie. Moim zdaniem, tutaj zadziałała głowa. Do momentu straty drugiego gola w "El Clasico", Barcelonie wychodziło wszystko - mówi Dariusz Wołowski w rozmowie z Interią.
Bez wytchnienia
"Duma Katalonii" rozegrała o siedem meczów więcej niż Atletico Madryt i aż o jedenaście więcej niż Real, co przy praktycznie zerowej rotacji, przeniosło się w końcu na postawę na boisku.
- Ta liczba meczów zawsze jest problemem dla zespołu, który wygra Ligę Mistrzów. Barcelony to nie ominęło, doszedł występ na klubowym mundialu, a w porównaniu do Realu Madryt, drużyna Luisa Enrique rozegrała jeszcze sześć spotkań więcej w Pucharze Króla - dodaje Wołowski.
Od sierpnia "Blaugrana" rozegrała aż 56 meczów w różnych rozgrywkach. Absolutnym rekordzistą zespołu jest Ivan Rakitić, który wziął udział w 51 spotkaniach. Po 47 meczów rozegrali Luis Suarez i Sergio Busquets. O dwie rywalizacje mniej w dorobku ma Javier Mascherano.
- Po Chorwacie widać, że jest zmęczony. Nawet w ostatnim meczu z Valencią, mógłby zapobiec samobójczej bramce, gdyby tylko szybciej zdecydował się ruszyć do piłki. On wyglądał tak, jakby się zastanawiał: "Czy ja naprawdę muszę tam biec?" - analizuje Wołowski.
Rotacja? A na co to komu potrzebne
Problem, którym jest duża liczba spotkań, mógłby zostać znacznie zniwelowany, gdyby tylko Barcelona posiadała wartościowych zmienników. Tymczasem Luis Enrique wyselekcjonował grupę 14-15 zawodników i to z nimi chciałby wygrać wszystkie możliwe rozgrywki.
W styczniu do zespołu dołączyli długo wyczekiwani Arda Turan i Aleix Vidal, którzy mieli poszerzyć kadrę. Obaj przez pół roku nie mogli grać i jedynie trenowali z nowym zespołem. Po prawie czterech miesiącach od debiutów, ich transfery należy rozpatrywać w kategoriach niewypału. Turek otrzymywał do tej pory szanse, ale kompletnie ich nie wykorzystywał. Dlaczego lider Atletico Madryt nie radzi sobie w nowym środowisku?
- Piłkarz powie, że brak mu rytmu meczowego. W Atletico był gwiazdą, w Barcelonie jest jednym z wielu. Definitywnie spośród zespołu Simeone, najbardziej nadawał się do gry kombinacyjnej. Na Camp Nou nie czuje się jednak taki ważny. Tu nie wybacza się słabszych momentów, które bez trudu wybaczano mu w Madrycie - twierdzi w rozmowie z Interią, Dariusz Wołowski.
Hiszpan miał stanowić alternatywę dla Daniego Alvesa, ale w momencie słabszej dyspozycji Brazylijczyka, Luis Enrique wolał postawić na Sergiego Roberto.
- Tutaj nie ma niespodzianki. On przychodził do Barcelony jako zmiennik dla Daniego Alvesa. Oczywiście, docelowo miał go zastąpić, ale nikt nie spodziewał się, że zrobi to już w pierwszym sezonie. Musiałby błysnąć, żeby wygryźć Brazylijczyka, którego Luis Enrique bardzo lubi i poważa. Szansa na to, że trafi do wyjściowej jedenastki była minimalna - opowiada Wołowski.
Rotacji ciężko szukać w formacji ataku. Po odejściu Pedro Rodrigueza i fiasku negocjacyjnym w sprawie transferu Nolito z Celty Vigo, jedynym zmiennikiem dla tridente Lionel Messi - Luis Suarez - Neymar pozostał Munir El-Haddadi.
- Munir to żadna alternatywa dla Messiego, Neymara, czy Suareza. Gdyby na ławce był ktoś taki jak Pedro czy nawet Nolito, to pewnie łatwiej każdemu z tej trójki byłoby zrozumieć, że muszą ten ostatni kwadrans ustąpić miejsca na murawie, aby ktoś taki też mógł zagrać. A tak, Munir sobie posiedzi na ławce, na koniec poklepiemy go po głowie czy plecach i jest fajnie, bo znowu wygraliśmy - dodaje ekspert ligi hiszpańskiej.
Brak rotacji w genialnym tercecie nie był dla kibiców i dziennikarzy, żadnym problemem, dopóki zespół wygrywał. Schody zaczęły się, kiedy w katalońskim zespole pojawił się kryzys.
- Dzisiaj wydaje się, że brak rotacji w tridente "MSN" to był błąd, ale jak wszystko wychodziło, jak Neymar asystował, Suarez strzelał, a Messi kreował, to jak Enrique miał ich zdjąć? Natychmiast znaleźliby się tacy, którzy pukaliby się w głowy. Oczywiście, teraz możemy sobie mówić, że trener powinien uderzyć pięścią w stół i powiedzieć: "Nie. Nie może być tak, że gracie cały czas. Ja Was zdejmuje, bo przyjdzie kwiecień i będziecie oddychać rękawami", ale kto by to przewidział wcześniej, skoro układało się dosłownie wszystko? - mówi dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Warto zauważyć, że Luis Enrique starał się rotować wyjściowym składem na początku swojego pierwszego sezonu w Barcelonie. Rotacja zakończyła się porażką na Estadio Anoeta z Realem Sociedad w styczniu 2015 roku i wielką aferą z plotkami o odejściu Lionela Messiego do innego klubu. Być może zdecydował się kupić sobie "święty spokój" w zamian za brak autonomii w podejmowaniu decyzji o ustawieniu linii ataku.
"Panama Papers" a kryzys na Camp Nou
Poza murawą, wcale nie jest lepiej. Kilka tygodni temu, dziennikarze śledczy z redakcji kilku europejskich tytułów prasowych ujawnili dokumenty z rajów podatkowych z kancelarii podatkowej i prawnej "Mossack Fonseca" z Panamy. Na jaw wyszły aktywa elit politycznych i prominentnych biznesmenów. Jak się okazało, także Lionela Messiego.
To nie pierwsze finansowe problemy Argentyńczyka w ostatnim czasie. Pod koniec maja gwiazdor "Dumy Katalonii" i jego ojciec staną przed hiszpańskim sądem oskarżeni o przestępstwa podatkowe. Czy problemy z niejasnymi operacjami finansowymi mają wpływ na słabiej dysponowanego lidera Barcelony?
- Niewykluczone, że ma to jakiś wpływ na niego, chociaż nie wydaje mi się, aby on miał w tym jakikolwiek udział. To już prędzej jego ojciec. Wkrótce zaczyna się proces Messiego, grożą mu 22 miesiące więzienia i chociaż z pewnością do niego nie trafi, to do ewentualnej rozprawy w sprawie "Panama Papers" podchodziłby jako recydywista - twierdzi Wołowski.
Optymista na ławce
"Trenerzy nie grają" - mówi stara piłkarska prawda, ale nie da się ukryć, że osobowość szkoleniowca w klubie takim jak Barcelona ma niewątpliwie olbrzymi wpływ na formę zespołu. Podobnie jak jego, mniej lub bardziej zrozumiałe decyzje.
Luisowi Enrique można zarzuć wiele, ale na pewno nie można mu odebrać konsekwencji. Po kolejnych porażkach, trener "Blaugrany" powtarza, że wszystko zmierza w dobrą stroną, a on sam jest optymistą. Po ostatnim spotkaniu z Valencią stwierdził, że nie czas na krytykę zawodników, a jedynie na ich pochwałę.
- Nie szokują mnie takie wypowiedzi, Luis Enrique zna swoich piłkarzy. Musi wysyłać takie sygnały, wie, że gdyby złapał za fraki Messiego czy Neymara, to nic by nie dało. To naturalne, że stara się ratować, co się da - podkreśla, w rozmowie z Interią, dziennikarz "Gazety Wyborczej".
Enrique trudno odmówić zasług. Był bardzo ważnym piłkarzem "Dumy Katalonii", a jako trener doprowadził ją do trypletu. Dopracował również styl, nauczył korzystać z kontrataku. Niestety, wraz z kolejnymi wpadkami rośnie frustracja 45-latka, który stał się arogancki wobec dziennikarzy.
- Wydaje mi się, że Hiszpan nie wytrzymuje ciśnienia i jest przestraszony całą sytuacją - analizuje Dariusz Wołowski.
Teraz przed szkoleniowcem bardzo ważny, być może najtrudniejszy test podczas prawie dwuletniej pracy z drużyną Barcelona. Póki co, "Blaugrana" wciąż jest liderem tabeli Primera Division i to w nogach jej piłkarzy jest wszystko. Jeśli wygrają pozostałe pięć meczów do końca sezonu, obronią mistrzostwo kraju. Pierwsza część egzaminu w środę o godzinie 20. Na El Riazor, rywalem "Dumy Katalonii" będzie Deportivo La Coruna. Tego samego dnia, Atletico Madryt zagra na wyjeździe z Athletikiem Bilbao (godz. 20:45), a Real podejmie Villarreal CF (godz. 22:00).