Jeszcze tydzień temu w zasadzie wszyscy byliśmy pewni, że ligowy żużel wraca do Krakowa. Od 2019 roku nie widzieliśmy drużyny z tego miasta, a przez ten czas miejscowy ośrodek przechodził przez wiele zawirowań. Wydawało się, że naprawdę w tym sezonie to już formalność i Kraków naprawdę wróci do ligi. Nic bardziej mylnego. Niespełna tydzień przed startem rozgrywek oficjalnie poinformowano, że jednak Krakowa nie będzie. Powód? Brak należytego budżetu. W związku z rezygnacją tego klubu, kilku żużlowców ma smutne święta wielkanocne. Mieli oni właśnie obserwować rywali, z którymi za chwilę pojadą w meczu (Kraków miał pauzować w pierwszej kolejce), a tymczasem w praktyce zostali bezrobotni. Bo przecież trudno oczekiwać ich występów w Stali Rzeszów, która jedzie w Speedway 2. Ekstralidze. Kraków miał być czymś w rodzaju rezerw Stali właśnie. Ale już wiemy, że nie będzie. Zawodnicy niejako zostali na lodzie. Są pod ścianą. Kto ich weźmie? Przewidywani do startu w Speedway Kraków byli na przykład: Rafał Karczmarz, Mateusz Świdnicki czy Matic Ivacic. Każdy z nich jest za słaby na Stal, więc niemal na pewno nie pojedzie w Speedway 2. Ekstralidze, chyba że zdarzy się plaga kontuzji. Raczej powinni oni poszukać sobie klubu na najniższym poziomie, ale czego tu szukać, skoro kadry praktycznie są już zamknięte. Zawodnicy zresztą w wielu klubach mieli powiedziane, że rywali do składu już nie będzie. Tak więc ta opcja odpada. Czy zatem kilku zawodników zostanie w Polsce bez pracy? To całkiem realne, przynajmniej na ten moment. Żaden z wymienionych nie gwarantuje niczego regularnego, raczej są to zawodnicy mogący przywieźć 10, jak i 0 punktów. Tacy są najmniej pożądani przez kluby. Większość prezesów woli średniaka, który nigdy nie zejdzie poniżej pewnego poziomu już chimerycznego zawodnika, po którym nikt nie wie czego się spodziewać.