Robert Lambert to jedna z głównych postaci, dzięki której Orlen Oil Motor jeździ teraz w PGE Ekstralidze. Działacze jednak szybko zrezygnowali z jego usług. Wówczas był to racjonalny wybór, lecz z perspektywy czasu mogą pluć sobie w brodę. Brytyjczyk teraz może być ich katem. Po odejściu z Motoru rozwinął skrzydła, klub dokonał hitu transferowego 26-latek w 2019 roku był piątym kołem u wozu w składzie Motoru. Często wskakiwał dopiero w drugiej fazie spotkania, nie mając wcześniej styczności z daną nawierzchnią. Bywało też tak, że w ogóle nie wyjeżdżał na tor. Ta rola mu nie odpowiadała. Zawodnik znany jest z tego, że lubi dużo jeździć i tylko w taki sposób dochodzi do najwyższej formy. Przez moment wydawało się, iż zdecyduje się na starty klasę niżej. Wtedy do akcji wkroczył beniaminek z Rybnika. To był strzał w dziesiątkę i przełom w jego karierze. Wówczas wielkim przegranym w wyścigu o Brytyjczyka był choćby Stelmet Falubaz. Wkrótce później hitu transferowego z udziałem mistrza Europy dokonał KS Apator. Motor ma swoje problemy, teraz ich pognębi Lambert w Toruniu znalazł swoje miejsce na ziemi. Błyskawicznie stał się liderem drużyny i czołowym jeźdźcem PGE Ekstraligi. To tutaj zarobił pierwsze duże pieniądze i znalazł miłość swojego życia. Wielu ekspertów podkreślało, że kwestią czasu jest, kiedy zacznie rywalizować o tytuł mistrza świata. Pierwszy duży krok wykonał już w tym roku. Za Robertem życiowy sezon, w którym zgarnął tytuł wicemistrza świata i został czwartym najskuteczniejszym zawodnikiem najlepszej ligi świata. Barwy klubu z Torunia będzie reprezentował co najmniej do 2026 roku. W KS Apatorze wierzą, że mają swoją gwiazdę na lata, która przywróci ich na pierwsze miejsce w tabeli. Na złoto czekają już 16 lat, a brak finału w następnym sezonie będzie rozpatrywany w ramach niewykorzystanej szansy. To nadal Motor jest głównym faworytem, ale mistrzowie Polski mieli już swoje problemy. Znamienne jest to, że spośród trzech porażek aż dwie ponieśli właśnie na Motoarenie.