Nicki Pedersen, Gleb Czugunow, Frederik Jakobsen i Wiktor Rafalski, tych zawodników już w GKM-ie nie ma. Klub pozbył się ich bez żalu. Pedersen w kilku meczach odmówił jazdy z powodu ciężkiego stanu toru, Czugunow dopiero otoczony troskliwą opieką zaczął zbierać punkty, a Jakobsen, w którym pokładano nadzieje, zawiódł na całej linii. Małkiewicz dobry, a mówią, że Przanowski jeszcze lepszy Zgoła inaczej wygląda sytuacja z Rafalskim. On akurat padł ofiarą tego, że duże postępy zrobili juniorzy, którymi opiekuje się nowy trener Robert Kościecha. Może być i tak, że Kevin Małkiewicz i Jan Przanowski wygryzą ze składu Kacpra Łobodzińskiego, który w minionych rozgrywkach miał pewne miejsce. Małkiewicz pokazał już próbkę swojego talentu w Betard Sparcie Wrocław, a mówią, że Przanowski jest od niego nawet lepszy. W środowisku zasadniczo chwalą GKM za odwagę, za postawienie na Kościechę. Uważa się, że to może być ta nowa jakość. Kościecha miał trudne początki, ale wiele wskazuje na to, że wyciągnął wnioski z błędów, a zapał, z jakim pracuje, bardzo spodobał się działaczom. Zresztą układ z Januszem Ślączką już się wypalił. I tylko Hampela żal Kościecha, młodzi oraz dwójka nowych Australijczyków (Jason Doyle, Jaimon Lidsey), ma (powinna) zmienić GKM na tyle, żeby się bił o play-off, bo to jest marzenie Grudziądza, odkąd awansował do Ekstraligi. W każdym roku czegoś brakowało, ale teraz ma być inaczej. Inna sprawa, że to nie do końca jest ten wymarzony skład. Lidsey trafił na listę życzeń, gdy upadła szansa na angaż Jarosława Hampela. To on był celem numer 1. Nie był jednak zainteresowany ofertą, bo już przymierzał kevlar Enea Falubazu Zielona Góra.