Partner merytoryczny: Eleven Sports

Marcin Najman zrównał go z ziemią. Nokaut, gwiazdor już się nie podniesie

- Najemnik - Marcin Najman nie gryzie się w język, mówiąc o żużlowcu Leonie Madsenie, który dla lepszego kontraktu porzucił Krono-Plast Włókniarz Częstochowa i przeniósł się do NovyHotel Falubazu Zielona Góra. Ten transfer był nazwany największym hitem tegorocznej giełdy transferowej. Znany pięściarz prywatnie jest kibicem żużla. Uważa, że na odejściu gwiazdora skorzysta cała częstochowska drużyna. - Cel? Mistrzostwo Polski - odważnie podkreśla nasz rozmówca. W wywiadzie dla Interia Sport Najman wypowiada się również na temat Maksyma Drabika.

Marcin Najman
Marcin Najman/Marcin Rapacz/INTERIA.TV

Sebastian Zwiewka, Interia: Jako kibic Włókniarza widzi pan jakieś pozytywy po sezonie 2024?

Marcin Najman, polski pięściarz, kick-bokser, freak fighter, promotor boksu i kibic żużla
: Pewnie!

Stolarczyk wprost o zarobkach trenerów w PZPN. "Sytuacja trudna do zaakceptowania". WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Żużel. Włókniarz Częstochowa. Marcin Najman: Prezes Świącik nie zwolniłby Madsena

A jakie? 

- Oczyściła się atmosfera i klub opuścili tacy najemnicy, jak Leon Madsen. To odejście może tylko i wyłącznie wpłynąć pozytywnie na morale całej drużyny, mimo że nie ma już tak dobrego zawodnika pod względem indywidualnym. Wzajemnie się mobilizując, możemy jednak odnieść zupełnie inny, lepszy rezultat niż z pojedynczym Duńczykiem, który nawet pola do wyścigów nominowanych musiał mieć takie, jakie tylko chciał i to będąc lepszym od swojego partnera, co tak naprawdę nie służyło zespołowi, tylko wynikowi indywidualnemu Madsena.

Po ośmiu latach jazdy w Częstochowie pokazał brak klasy, odchodząc w takim stylu?

- Problem rozwiązał się sam. Podejrzewam, że prezes Michał Świącik nigdy sam z siebie nie zwolniłby Madsena, bo jako zawodnik miał trzecią średnią w całej lidze. Indywidualnie prezentował się znakomicie, ale w żaden sposób nie przekładało się to na drużynę. Prawda jest taka, że jego odejście powinno pozytywnie wpłynąć na zespół. Być może stracimy trzeciego zawodnika ligi, ale zyskamy bardziej zmobilizowaną i wyrównaną drużynę oraz do Włókniarza wróci tak zwany "team spirit". Bo jak ma być dobrze, jeżeli lider - będąc najlepszym zawodnikiem - rozstawia wszystkich po kątach i mówi, z którego pola będzie jechał, albo z jakim numerem startowym nie pojedzie i koniec?

PGE Ekstraliga. ROW Rybnik. Czy Maksym Drabik się odbuduje?

Z bólem serca przyzna pan, że odejście Maksyma Drabika również oczyści atmosferę?

- Tutaj akurat się nie zgodzę. Na przykład Maksyma tak nie patrzę. Bardzo dobrze życzę temu chłopakowi. Mam nadzieję, że odnajdzie swoją drogę i wszystko sobie poukłada. Mówiąc wcześniej o oczyszczeniu atmosfery, chodziło mi głównie o Madsena. Maksym to materiał na znakomitego zawodnika. Wiele jednak zależy od tego, jak wszystkie sprawy poukłada sobie nie tylko w głowie, ale również logistycznie.

Milionowe inwestycje polskiego mistrza. Nie do wiary, kwoty zwalają z nóg

Maksym trafił do ciekawej drużyny. Będzie jeździć z Nickim Pedersenem, Chrisem Holderem czy Glebem Czugunowem.

- I do ciekawego prezesa.

Z wyżej wymienionymi zawodnikami spokoju w INNPRO ROW-ie może nie być.

- Kto wie, szaleństwa się przyciągają. Może właśnie to jest metoda na Maksyma? Może znajdzie się ktoś, kto do niego dotrze. Z tego co wiem, to prezes Krzysztof Mrozek się nie hamuje, nie będzie obchodzić się z Maksymem jak z jajkiem. Nie znam aż tak dokładnie sytuacji, ale wydaje mi się, że w poprzednich klubach dawano mu zbyt dużo swobody. Sam podejmował decyzję, czy będzie jechać na obóz, czy nie. Takich problemy na pewno nie wydarzą się u prezesa ROW-u. Podejrzewam, że gdyby ktoś zgłosił mu, że nie jedzie na zgrupowanie, to po upływie dwóch sekund zmieniłby zdanie i szybko się pakował.

Po rozstaniu z ojcem brakuje u Maksyma tzw. "twardej ręki"? Prawda jest taka, że jego kariera zmierza w złym kierunku.

- Tego nie chcę oceniać, ale nie ma co ukrywać, że gdyby Maksymem dalej opiekował się jego tata Sławek Drabik, czyli legenda częstochowskiego Włókniarza, to wynik tego zawodnika byłby zupełnie inny. To są fakty, a nie moja ocena. Nie chcę jednak się w to zagłębiać, bo każdy jest kowalem swojego losu i wybiera swoje drogi. Maksym jest dorosły. Tyle. Jak jednak porównamy jego wyniki z czasów, kiedy Sławek był w jego teamie do aktualnych, to różnica jest znacząca i odpowiedź nasuwa się sama. Może chłopak to wszystko sobie odbuduje. 

Marcin Najman: Włókniarz Częstochowa? Mistrzostwo Polski!

Skład Włókniarza na papierze nie jest najmocniejszy. Jest pan spokojny o utrzymanie?

- Ja uważam, że cel jest jeden - mistrzostwo Polski! Nie ma innych celów. To jest tak samo, jak z zawodnikiem wychodzącym do walki. Jak będziesz kalkulować, czy zdołasz przetrwać na punkty, to przegrasz. Trzeba myśleć tylko o zwycięstwie, tylko mistrzostwo Polski. Mogę panu przypomnieć jeden sezon z lat dziewięćdziesiątych.

To znaczy?

- W 1996 roku Włókniarz Częstochowa zdobył Drużynowe Mistrzostwo Polski. Sezon wcześniej drużyna ledwo utrzymała się, zrobiła to rzutem na taśmę po słynnej akcji Joe Sceena w meczu ze Stalą Gorzów. Brytyjczyk wjechał wówczas między Billy'ego Hamilla i Piotra Śwista, utrzymując ówczesną I ligę dla Włókniarza. Rok później ten sam skład prezentował się o wiele lepiej, po półrocznej absencji wracał Sławek Drabik, ale nikt nie wiedział, w jakiej formie wróci. Okazało się, że drużyna skazywana na spadek zdobyła mistrzostwo Polski w sposób absolutnie bezprecedensowy. Nie pozostawiła cienia wątpliwości, kto jest najlepszy.

Głośne odejście, wielki sportowiec kończy karierę. Polak może żałować tylko jednego

Taki jest sport. 

- To jest właśnie fajne w sporcie. Gdybyśmy patrzyli na liczby czy statystyki, to nie trzeba byłoby organizować rozgrywek. Wystarczyłoby podliczyć punkty, sprawdzić średnie, ustawić tabelę i do widzenia. W sporcie chodzi jednak o element rywalizacji. Myślę, że po odejściu Madsena w klubie może się bardzo wiele wydarzyć.

- Włókniarz? Ja uważam, że cel jest jeden - mistrzostwo Polski! Nie ma innych celów. To jest tak samo, jak z zawodnikiem wychodzącym do walki. Jak będziesz kalkulować, czy zdołasz przetrwać na punkty, to przegrasz. Trzeba myśleć tylko o zwycięstwie, tylko mistrzostwo Polski.

~ mówi Marcin Najman

Mówiliśmy o mocnych charakterach w Rybniku, ale w Częstochowie ma pan Jasona Doyle'a oraz Piotra Pawlickiego.

- Żużel ma to do siebie, że ministranci zwykle nie zostają żużlowcami. Prezes Świącik współpracował już z różnymi zawodnikami, więc powinien wiedzieć, jak powinien do nich podejść i trzymać drużynę w ryzach. Potrzebny też jest odpowiedni trener, ta drużyna potrzebuje zwycięstw, a kibice w Częstochowie są spragnieni dobrego poziomu. Każdy jest tego świadomy.

Marzeniem jest powrót trenera Marka Cieślaka.

- Spotkałem się z trenerem Cieślakiem kilka dni temu w galerii. Odbyliśmy fajną rozmowę o speedwayu, ale nie rozmawialiśmy o kwestiach bieżących, tylko podpytywałem go o jego karierę zawodniczą. Może nie wszyscy o tym pamiętają, ale pan Marek trzykrotnie startował w finale indywidualnych mistrzostw świata, w tym dwa razy na Wembley i raz w Chorzowie. Jak byłem dzieckiem, to pamiętam ostatnie lata jego kariery. Rozmawialiśmy o żużlu z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Trenerowi Cieślakowi trzeba przyznać, że żaden zawodnik nie wskazywałby mu, z jakim numerem ma jechać.
Jestem o tym święcie przekonany.

Transfery Włókniarza do pana przemawiają?

- Dobrze wiemy, co było do ugrania na rynku transferowym, więc w żaden sposób nie można przyczepić się do tych transferów. Pole manewru w PGE Ekstralidze jest bardzo ograniczone. Nie ma zbyt wielu zawodników na najwyższym poziomie. W mojej ocenie na giełdzie dużo zrobiliśmy. Piotr Pawlicki to facet, który może być liderem drużyny, jeśli trafi ze sprzętem. Ma papiery na jazdę i wie, o co w tym sporcie chodzi.

Zamyślony Leon Madsen./Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Michał Świącik w rozmowie z Krzysztofem Meyze/Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
Piotr Pawlicki w IMP./Paweł Wilczyński/Zdjęcia Paweł Wilczyński
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem