Konflikt na szczytach władzy. Poszło o Polaków, w tle szykujący się bojkot
Skandal związany z przyznaniem dzikich karty na starty w cyklu Grand Prix 2025 rozgrzał do czerwoności polską federację PZMot. Wszystko przez to, że żaden z biało-czerwonych nie otrzymał nominacji, a w przyszłym roku nasz kraj reprezentować będą tylko Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera. - To wszystko z boku bardzo dziwnie wygląda. Przecież Polska dla FIM powinna być strategicznym partnerem - mówi nam Adam Jaźwiecki, który przy okazji dzieli się swoim pomysłem na rozwiązanie całej sytuacji.
Przypomnijmy, że cała afera wywiązała się zaraz po tym, gdy wyszło na jaw, że żaden z Polaków nie otrzymał zaproszenia do walki o tytuł mistrza świata w sezonie 2025. Wcześniej starty zagwarantowane mieli Bartosz Zmarzlik i Dominik Kubera. Wszyscy liczyli jednak, że przynajmniej jedno dodatkowe miejsce należy się biało-czerwonym. Wśród kandydatów byli Maciej Janowski i Patryk Dudek.
Relacje PZMot z FIM mocno zachwiane
W rezultacie dzikie karty powędrowały do Andrzeja Lebiediewa (Łotwa), Kaia Huckenbecka (Niemcy), Jana Kvecha (Czechy) oraz Jasona Doyle'a (Australia). - Ten pomysł, aby dać dzikie karty tym federacjom, które nie odgrywają sportowo istotnej roli, ale na zasadzie promocyjnej, to zasadniczo pochwalam i mnie to nie zdziwiło - mówi nam dziennikarz i felietonista Adam Jaźwiecki.
- Wiem, że w Polsce jest oburzenie, że nasi zawodnicy nie otrzymali nominacji, ale pamiętajmy, że były przecież eliminacje i każdy z zainteresowanych mógł sobie wywalczyć miejsce w cyklu. Z tego wszystkiego zrobił się wielki szum. Prezes PZMot Michał Sikora zapowiadał jakieś odwety - dodaje.
I faktycznie PZMot ostro postulował swoje niezadowolenie. W kuluarach mówiło się nawet o odwołaniu flagowej dla cyklu Grand Prix warszawskiej rundy. - Dziwię się jednej rzeczy. Prezes światowej federacji Jorge Viegas bardzo lubi do Polski przyjechać. Ceni naszą gościnność. Tak na marginesie, to wielu międzynarodowych działaczy naprawdę ceni sobie Polskę, ale to już zostawmy. A tymczasem mam wrażenie, że to wszystko się jakoś rozmyło, relacje, i w ten sposób wytworzyły się jakieś niesnaski. Czy obie strony ze sobą nie rozmawiają? Przecież my będzie organizować aż trzy rundy Grand Prix (w tym w Warszawie) oraz finały SoN. Jesteśmy dla nich strategicznym partnerem, więc dziwi mnie, że doszło do takich sytuacji.
To jest recepta na przyszłe skandale
Niewykluczone, że kwestia nominacji zawodników do Grand Prix wymaga rewolucji. Adam Jaźwiecki podpowiada rozwiązanie, które jest najbliższe jego sercu.
- Podzielam opinię, która w międzyczasie się wytworzyła, że najlepiej byłoby, aby nie przyznawać żadnych dzikich kart, a miejsca w cyklu powinny rozstrzygać się w sportowej rywalizacji. Wówczas nie byłoby żadnych niedomówień i zielonych stolików - puentuje.