Stal powinna zostać wyrzucona z ligi. "Jest wina, to należy się kara"
Trudna sytuacja Stali Gorzów, która była o krok od upadku mocno podzieliła środowisko. Niektórym nie podoba się, że żużlowi decydenci mocno poszli na rękę klubowi i mimo 12-milionowego długu Stal otrzymała licencję nadzorowaną. Inne ośrodki, które nie mają zadłużeń spoglądają na tę sytuację z lekkim niesmakiem. - To niepopularna teza, ale kiedy jest wina, to powinna być kara. Może polski żużel potrzebuje takiego precedensu - tłumaczy nam Adam Jaźwiecki, uznany dziennikarz i felietonista.
Długo nie była znana ostateczna przyszłość żużlowej Stali Gorzów. Wokół klubu w ostatnich tygodniach działo się bardzo wiele. Najpierw wyszły na jaw olbrzymie długi, choć nikt nie spodziewał się, że finalnie sięgną one kwoty aż 12 milionów złotych. W międzyczasie kibice uruchomili zbiórkę pieniędzy, a nowy prezes Dariusz Wróbel zaczął sprzątanie po swoim poprzedniku Waldemarze Sadowskim, który zapadł się pod ziemię.
Stal przygotowała plan naprawczy, spłaciła bieżące zobowiązania (m.in. względem zawodników), a na koniec radni miasta po mimo dużych wątpliwości zagłosowali za uchwałą związaną z kupnem akcji klubu przez miasto. To była kluczowa decyzja, która umożliwi gorzowianom realizację planu naprawczego i przystąpienie do sezonu 2025 w PGE Ekstralidze.
Nie brakuje głosów, że Stal jednak należało wyrzucić z ligi
- Senator Władysław Komarnicki nawoływał radnych, aby ci głosowali za pieniędzmi dla Stali, ale nie wiem, czy zdaje sobie sprawę z tego, że być może mieszkańcy miasta woleliby mieć ładniejsze bulwary czy przeznaczyć te fundusze na inne środki. Stawiam jednak pytanie, kto ponosi winę za ten bałagan finansowy? Co robi były prezes klubu? Przecież ktoś za ten obecny stan odpowiada, a to nie może być tak, że miasto rzuci kasę i przejdziemy do porządku dziennego - mówi w rozmowie z Interią Adama Jaźwiecki.
- Może to niepopularna teza, ale kiedy jest wina, to powinna być kara. Może też potrzebujemy takiego precedensu, kiedy pewnego razu jakiś klub nie wystartuje w lidze z powodu własnych błędów. To byłby przykład i przestroga dla innych, że nie zawsze wszystko może ujść na sucho - dodaje.
Z jednej strony taki krok byłby dużym wizerunkowym problemem dla PGE Ekstraligi, a oprócz tego stratą przynajmniej na rok uznanego na żużlowej mapie Polski ośrodka. Inna sprawa, że ulgowe potraktowanie Stali faktycznie nie jest do końca sprawiedliwe. Całej sytuacji z boku przyglądała się Fogo Unia Leszno, czyli tegoroczny spadkowicz. Gdyby gorzowianom powinęła się noga, to ci mogliby wskoczyć na ich miejsce. Dla całego Leszna spadek był olbrzymim ciosem, ale tamtejsi działacze wychodzą z założenia, że nie będą żyć ponad stan i przepłacać zawodników, jeśli nie mają na to środków w budżecie.
- Nie rozumiem w tym wszystkim też jednego. Mamy sporo różnych potknięć, czego problemy finansowe Stali są najlepszym przykładem, a my piejemy z zachwytu, jaką to wspaniałą mamy ligę. Chyba jednak nie jest tak kolorowo, jak niektórym się wydaje - zwraca uwagę Jaźwiecki.
A my dodajmy na koniec, że faktycznie nie tylko Stal miała problemy w ostatnich miesiącach. Sporo mówiło się także o dużych poślizgach w płatnościach w przypadku przynajmniej dwóch - trzech innych klubów. Tam działacze jednak w porę stanęli na wysokości zadania i uregulowali wszystkie należności zgodnie z regulaminowym terminem.