Przed dwoma ostatnimi wyścigami z cyklu GP, wicemistrz świata zajmuje drugą pozycję i do prowadzącego Amerykanina Grega Hancocka traci 31 punktów. PAP: Czy dobre wyniki w tym sezonie to zasługa bliższej współpracy ze szwedzkim tunerem Janem Andersonem? - Nie tylko. Wiele zawdzięczam Mariuszowi Cieślińskiemu (mistrz boksu tajskiego i kickboxingu - PAP), który odpowiedzialny był za moje przygotowanie psycho-fizyczne. Bardzo dbałem o przygotowania do każdego startu. Poza tym nic się samo nie dzieje. Ciężką pracą starałem się udowodnić, że należę do światowej czołówki. Bardzo mi na tym zależy i cały czas jestem głodny sukcesu. Poza tym ściganie się nadal sprawia mi przyjemność. Atos, Portos, Maksimus czy Tomahawk to nazwy silników na których głównie jechał pan w tym sezonie. Który nie zawiódł? - Nazwy dla nich czerpię z powieści lub filmów i ułatwiają mi rozpoznawanie ich. Cena nie jest zależna od jakości. W zależności od toru, czasami te tańsze są bardziej przydatne. W różnych turniejach jeżdżę na innych silnikach. Do tej pory nigdy nie zawiódł mnie Tomahawk, z którego najczęściej korzystam w lidze szwedzkiej i Grand Prix. W Polsce jeżdżę na zupełnie innych silnikach. Z usług Jana Andersona korzystają czołowi żużlowcy świata. Wszystkich traktuje na równi? - Oczywiście. Ważne są umiejętności przystosowania maszyny do danego toru. Poza tym każdy z nas ma inny silnik, bo ten dopasowuje się do techniki jazdy, wagi zawodnika i innych ważnych elementów. Trzeba je również odpowiednio wyregulować, aby na danym torze miały jak najlepsze osiągi. Dlatego o zwycięstwach decydują detale, umiejętności i rutyna. Przed turniejem w Vojens była jeszcze realna szansa na walkę o mistrzostwo świata. Nie szkoda tego startu? - Oczywiście, że szkoda, ale przed Vojens przewaga Hancocka również była spora. Greg pokazuje, że w tym sezonie jest zdecydowanie najlepszy na świecie. Zasłużenie prowadzi, bo przede wszystkim jedzie bardzo równo i nie miał większych wpadek. Właśnie równa forma spowodowała tak duża przewagę nad resztą zawodników. W klasyfikacji generalnej GP najmniejszą stratę do pana (8 pkt) ma Andreas Jonsson. Czy to właśnie z jego strony czuje pan największe zagrożenie? - Muszę uważać na niego i Jasona Crumpa. Australijczyk niespodziewanie włączył się do walki o czołowe lokaty. Do mnie traci 12 pkt, a do Jonssona cztery. Po raz pierwszy w historii GP ma pan szansę zakończyć sezon przed Tomaszem Gollobem? - W obecnej sytuacji to bardzo realne (Gollob traci do Hampela 15 pkt). My jednak nie walczymy o pozycję lidera w Polsce, ale na świecie. Wysokie pozycje Hancocka i Golloba świadczą, że doświadczenie w tym sezonie jest najważniejsze? - W dużym stopniu ma to znaczenie. Przekłada się to bowiem na znajomość torów. To często jest kluczowe w rywalizacji. Czego zabrakło w tym sezonie, aby zająć pierwsze miejsce w GP? - Na pewno potrzebna jest mi większa stabilność formy. Nie chodzi o to, aby wygrywać każde zawody, ale żeby cały czas zajmować czołowe lokaty i nie notować gwałtownych spadków.