Gwiazdy zażądały wysokich podwyżek. Klub przyparty do muru, nie mieli wyjścia
ebut.pl Stal Gorzów cudem uniknęła upadłości. Pomimo 12-milionowego długu wystartują w PGE Ekstralidze na zasadzie licencji nadzorowanej. Miasto oraz kilku sponsorów ruszyło na pomoc klubowi, dzięki czemu udało się znaczną część długu zamienić w akcje. - Upadłość jest wygodna, ale byłaby oszustwem względem wierzycieli - mówi Rufin Sokołowski w rozmowie z Interia Sport. Jednym z powodów drastycznie rosnących zobowiązań były wysokie podwyżki dla trzech liderów tuż po odejściu Bartosza Zmarzlika. Stal uważa, że została przyparta do muru. - Co taki prezes mógł zrobić? Kiedy odpowiedziałby im "nie dziękuję", to kibice nie daliby mu spokoju. Zawodnicy poszliby do innych klubów - przyznaje.
W związku z medialnymi doniesieniami, miasto Gorzów w październiku zleciło zespołowi audytującymi przejrzenie finansów klubu. Audyt wykazał, że na dzień 31 października dług wynosił nieco ponad 12 milionów złotych. Stali przez pewien czas groził nawet upadek.
To byłoby oszustwo, wdrożyłby sensacyjną zmianę
Finalnie klub uratowano. Miasto oraz sponsorzy ruszyli na pomoc i znaczną część zadłużenia przekształcono w akcje. - Upadłość jest wygodna, ale byłaby oszustwem względem wierzycieli. To jest zagranie nie fair. Kiedy obejmowałem Unię Leszno, to miała zobowiązanie równe rocznemu budżetowi. Mogliśmy zlikwidować stowarzyszenie i założyć nowe. To byłoby oszustwo. Zrobiliśmy wszystko, żeby jechać w miarę budżetu, który posiadamy - wspomina nam Rufin Sokołowski.
- Stal powinna pojechać sezon bez wszystkich najdroższych zawodników. To byłoby najbardziej uczciwe. Po Gorzowie będą inni. To jest tylko kwestią czasu. Gdybym dziś zarządzał żużlem i miał możliwość decydowania, wprowadziłbym zasadę, że przez najbliższe 4 lata nikt nie spada z Ekstraligi - tłumaczy.
Podali Zmarzlika jako powód zadłużenia
Dziś istotnym punktem budżetu są wpływy z kontraktu telewizyjnego. Teraz kluby otrzymują 6,5 miliona złotych rocznie. Za rok będzie to już ponad 8 milionów. Ligę niżej mogą liczyć tylko na nieco ponad milion. - Przecież poza Kępą i Rusko nikt nie myśli o złotym medalu, tylko o tym, żeby się w tej lidze utrzymać. To gwarantuje im wpływy do budżetu na przetrwanie. Jeżeli nie zdejmiemy presji z barków prezesów, to skończy się to bardzo źle - podkreśla.
Stal oznajmiła, że jednym z kluczowych powodów wzrostu zadłużenia były wysokie podwyżki dla filarów zespołu po odejściu Bartosza Zmarzlika. Anders Thomsen, Martin Vaculik i Szymon Woźniak mieli wywrzeć presję na prezesie Waldemarze Sadowskim, który przejmował stery klubu po zatrzymaniu przez organy ścigania Marka Grzyba.
Nie mieli dla nich litości, klub pod ścianą
Sadowski przystał na ich warunki, w związku z czym ich wynagrodzenia wzrosły zdecydowanie do góry. W 2024 roku Thomsen zarobił w przybliżeniu 3,5 mln, Vaculik 3,3 mln, a Woźniak 2,3 mln. Mimo wszystko o odejściu Zmarzlika było wiadomo już od lutego 2022 roku. Klub miał dużo czasu na obmyślenie strategii, więc takie tłumaczenie wygląda jednak niepoważnie.
- Czym my się pasjonujemy. Ilu w Gorzowie mamy teraz wychowanków? Tylko Paluch. Taki Vaculik czy Thomsen jutro będą w innym klubie. Najbardziej odpowiedzialni za dług są zawodnicy. To oni nie mieli litości i wymuszali kontrakty, które są ponad siły klubu. Co taki prezes mógł zrobić? Kiedy odpowiedziałby im "nie dziękuję", to kibice nie daliby mu spokoju. Zawodnicy poszliby do innych klubów. To jest tego typu presja, coś strasznego - grzmi.
- Oni patrzą na nas jak na bankomaty. Potajemnie się z nas śmieją. Teraz Gorzów jest na świeczniku, ale to nie oznacza, że w innych klubach jest dużo lepiej. To tylko kwestia czasu - kończy.