Fredrik Lindgren, Jason Doyle, Leon Madsen, Emil Sajfutdinow, Tai Woffinden, Artiom Łaguta, Martin Vaculik, Maciej Janowski - to zawodnicy z cyklu Grand Prix, którzy mają ponad 30 lat. W tym roku do tego grona dołączy Patryk Dudek. Prym wiodą Lindgren i Doyle. Obaj w sezonie 2022 skończą 37 lat, co nawet jak na żużlowca jest już bardzo dojrzałym wiekiem. Skąd przewaga tak doświadczonych sportowców wśród najlepszych? - Wiek około "trzydziestki" jest idealny dla żużlowca. Dlatego to oni dominują w Grand Prix, bo zebrali na torze najwięcej doświadczenia. Wcześniej stawkę mistrzostw świata też tworzyli zawodnicy doświadczeni, obecnie nie mamy do czynienia z ewenementem - powiedział w rozmowie z nami Wojciech Dankiewicz. Gwiazdy odejdą w jednym momencie. I co dalej? Oczywiście "trzydziestka" to nie czas na koniec kariery. Fakt jednak, iż bardzo dużo zawodników z czołówki wywodzi się z tego samego pokolenia. Wysoce prawdopodobne zatem, że ich czas minie mniej więcej w tym samym czasie. To może sprawić spory problem całemu światowemu żużlowi. Jeśli odejdą gwiazdy, muszą pojawić się następcy. Pokolenie żużlowców zbliżających się do 30. roku życia (m.in. Bartosz Zmarzlik, Mikkel Michelsen) tylko nieco przedłuży agonię. Zmarzlik, Sajutdinow, Holder - takich talentów nie już nie ma Nie widać młodych, którzy z marszu weszliby do stawki Grand Prix i walczyli o medale. Problem zauważa też Wojciech Dankiewicz. - Na pierwszy rzut oka faktycznie trudno znaleźć zastępców. Być może powstała jakaś dziura. To wcale by zresztą nie dziwiło. Żużel nie jest przecież tak masowy, jak np. piłka nożna, więc trudniej o regularną produkcję talentów - powiedział rozmówca. Wśród "młodych" nie przejawiają się tak wielkie talenty, jak przed laty. Gdy Zmarzlik, Sajfutdinow czy Chris Holder zaczynali kariery, od razu było wiadomo, że w przyszłości powalczą oni o mistrzostwo świata. Obecna czołówka młodego pokolenia nie daje takiej gwarancji. - Nawet w Polsce czekamy na kolejny diament. I to może być większy problem w przyszłości. Jeśli my nie znajdziemy następców, żużel może "upaść". To my jesteśmy lokomotywą tego sportu, co szczególnie potwierdziły ostatnie sezony - problem szerzej opisał Dankiewicz. Dominik Kubera i Daniel Bewley szansą dla żużla? Nie każdy po juniorskich sukcesach jest gotowy zrobić krok do przodu. Dla przykładu Doyle czy Madsen późno znaleźli sobie miejsce wśród najlepszych. - Niektórzy potrzebują więcej czasu. Może to też kwestia otrzymania szansy, bo przecież Dominik Kubera nie miał mistrzostwa, a świetnie zaprezentował się w Grand Prix. W ostatnich latach szybko do czołówki dostał się też Max Fricke - stwierdził rozmówca. Oprócz wspomnianego Kubery wydaje się, że jedynie Daniel Bewley mógłby przynajmniej spróbować sił w Grand Prix. To jednak trochę za mało, bo w perspektywie kilku lat odejdzie nawet dziewięciu zawodników z czołówki. Ktoś będzie musiał ich zastąpić na podobnym poziomie, by dyscyplina mogła się rozwinąć. Żużel już powinien trząść się ze strachu? Pytanie, ile czasu ma żużel na znalezienie nowych gwiazd. Wieku nie oszukali nawet najwięksi na czele z Tomaszem Gollobem, czy Jarosławem Hampelem. Dankiewicz patrzy na sprawę z drugiej strony. - Greg Hancock i Nicki Pedersen pokazali, że nie ma limitu. Nie można więc wykluczyć podobnych przypadków - ocenił komentator. Czy finalnie powoli należy jednak martwić się o przyszłość? Dankiewicz nie zamierza bić na alarm. - Nie ma co dramatyzować. Polska i Dania kreują sporo niezłych zawodników. Inni postarają się wprowadzić przynajmniej jakiegoś rodzynka. Coraz więcej do powiedzenia mają mniejsze ośrodki, jak Łotwa czy Francja. Wielka Brytania ma też coraz więcej ciekawych zawodników - ocenił ekspert.