Mateusz Wróblewski, Interia: Doskonały początek zawodów we Wrocławiu i solidna cała runda zasadnicza. Szkoda, że pana udział w Grand Prix zakończył się na półfinale. Po takim wyniku czuć sportową złość czy zadowolenie z wyniku? Patryk Dudek, KS Apator Toruń, reprezentant Polski: - Jestem zadowolony z występu. Założony plan minimum został wykonany. Przy okazji sprawdziłem dwa motocykle, więc nie mogę narzekać. Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Było blisko finału, ale niestety nie miałem już tej prędkości, co we wcześniejszej fazie zawodów. Trzeba się cieszyć z tego, co się ma. Odnosząc się do sprawdzenia motocykli, jest z nich pan zadowolony, czy coś trzeba w nich dograć przed ważnym, ćwierćfinałowym meczem ze Stalą Gorzów? - W niedzielny ranek uszykujemy sprzęt na zawody. Wybierzemy motocykle patrząc na to, jaki tor będzie przygotowany w Gorzowie. Zobaczymy, co nam przyniesie gorzowski owal. Pięknie odśpiewany Mazurek Dąbrowskiego na rozpoczęcie zawodów, ale zabrakło powtórki po ostatnim wyścigu. Panu nie udało się awansować do finału, a koledzy z reprezentacji zanotowali defekty. - Takie jest życie, cóż mogę na to poradzić? Czasami się wygrywa, a czasami przegrywa. Trzeba to zrozumieć. Żużel. Patryk Dudek chce świętować w Pardubicach Można powiedzieć, że otrzymał pan trzy szanse na godne zaprezentowanie się i powrót do Grand Prix. Pierwsza, we Wrocławiu została wykorzystana, drugą otrzyma pan zapewne w Toruniu i pozostaje jeszcze Grand Prix Challenge we wrześniu. Powrotu do cyklu chciałby pana główny sponsor, który jest też głównym sponsorem cyklu GP, Monster Energy. - Tak, choć wolałbym sobie sam wywalczyć awans, niż czekać na rozdanie dzikich kart. Trzeba wywalczyć miejsce w top 4 Grand Prix Challenge. Z dzikimi kartami jest tak, że nigdy nie wiadomo, kto je otrzyma. Plan jest taki, żeby odjechać dobre zawody GP Challenge w Pardubicach i przy okazji poświętować na czeskiej ziemi. Żużel. Apator Toruń wciąż w grze w walce o półfinał PGE Ekstraligi Kibice w Toruniu zwykli śpiewać "wiara jest w nas". A czy wiara w awans do półfinału PGE Ekstraligi jest nadal w toruńskim zespole po porażce w domowym meczu ze Stalą Gorzów i zważając także na kontuzję Emila Sajfutdinowa? - Nie składamy broni i wiemy, o co jedziemy w meczu z Gorzowem. Najprawdopodobniej znów będziemy w osłabieniu, bo raczej się nie zanosi, by Emil wrócił. Jedziemy o wszystko. Nawet przy porażce jest szansa awansu do czołowej czwórki w roli "szczęśliwego przegranego". Jedziemy o wszystko, a awans nam daje cztery dodatkowe mecze i walkę o medale. Nie mamy już nic do stracenia. Apator Toruń z każdą kolejką rośnie w oczach. Po niemrawym początku sezonu złapaliście prędkość. Też tak to pan widzi? - Taki jest żużel, że w danym momencie nie zawsze uda się całemu zespołowi trafić ze sprzętem i z formą. Sezon jest sezonowi nierówny, a kto śledzi żużel ten wie, że nawet minimalne zmiany robią różnice w wyścigach. Trudno mi ocenić całokształt, bo aż tak tego nie śledzę. Wiem tylko, że żużel jest naprawdę skomplikowany w tych czasach i jedne zawody wygrywasz, a w drugich się męczysz. Czy tor podczas wrocławskiej rundy GP był inny niż podczas spotkań ligowych? - Tak. W mojej opinii tak przygotowana nawierzchnia była po raz pierwszy. Tor nie był źle przygotowany, ale nie mieliśmy do czynienia jak na lidze, ze "stołem". Były momenty, na których trzeba było uważać, ale nawierzchnia była bezpieczna i sprzyjająca ściganiu.