Organizatorzy obu europejskich turniejów wielkoszlemowych mają w tym roku ogromnego pecha. Po zwariowanym pierwszym tygodniu w Rolandzie Garrosie, sytuacja powtórzyła się na kortach Wimbledonu. Deszcz nie daje za wygraną i sprawia, że spotkania są opóźniane lub przenoszone na kolejne dni. Cierpią na tym nie tylko zawodnicy, ale i kibice, którzy bez parasola nawet nie pojawiają się na trybunach. Problem aż tak nie dotyczy tylko kortów z rozsuwanym dachem, jednak Brytyjczycy mają zaledwie dwa takie obiekty. Na jednym z nich 2 lipca zagrała Iga Świątek. Iga Świątek i Hubert Hurkacz już w drugiej rundzie Raszynianka jako jedyna z Polek rozegrała mecz pierwszej rundy. Podopieczna Tomasza Wiktorowskiego pewnie pokonała w dwóch setach Sofię Kenin. "Jestem zadowolona z tego solidnego startu. Wiem, że to nie było łatwe losowanie, bo gra przeciwko mistrzyni wielkoszlemowej zawsze jest trudna, ale cieszę się, że udało się wygrać" - mówiła szczęśliwa po zwycięstwie. Równie zadowolony z siebie może być także Hubert Hurkacz. Wrocławianin co prawda grał na otwartym korcie, lecz miał to szczęście, że we wtorek rozpoczął pojedynek z Radu Albot w miarę wcześnie, kiedy deszcz jeszcze nie padał nad kompleksem Wimbledonu. Krople pojawiły się dopiero w trakcie drugiego seta. Obaj zawodnicy zeszli w pewnym momencie do szatni, lecz wrócili do rywalizacji kilkadziesiąt minut później. Przerwa dobrze podziałała na "Biało-Czerwonego". 27-latek ze stanu 0:1 wykręcił wynik 3:1 i przygotowuje się do kolejnej rundy. "Wiedziałem, czy to będąc na korcie czy poza nim, że parę rzeczy muszę zmienić i wejść na wyższe obroty. Myślę, że ostatecznie dobrze zadziałało to dla mnie w tym momencie" - oznajmił Arturowi Gacowi z Interia Sport. Magdalena Fręch i Magda Linette czekają na poprawę pogody Pojedynku otwierającego singlowy turniej nie zagrały jeszcze do końca dwie nasze rodaczki: Magda Linette oraz Magdalena Fręch. Początkowo obie miały zmierzyć się ze swoimi przeciwniczkami we wtorek, lecz ze względu na deszcz organizatorzy przenieśli mecze Polek na środę na godzinę 12:00. Zawodniczki zaczęły grać na raty, schodząc, gdy robiło się ślisko i wychodząc gdy pogoda umożliwiała rywalizację Brytyjczycy mają twardy orzech do zgryzienia, bo kolejne opóźnienia mogą doprowadzić do paraliżu turnieju. Francuzi sobie poradzili. Oby też większych komplikacji nie było w Londynie.