Dostrzegam kilka analogii z tym, co miało miejsce w przypadku Magdaleny Fręch w ubiegłym roku na Wimbledonie. Pierwszą sprawą jest losowanie, wówczas też nie było zbyt szczęśliwe, bo łodziankę wyeliminowała wówczas w 1. rundzie Ons Jabeur. Czyli późniejsza finalistka Wimbledonu, która powtórzyła sukces z 2022 roku. Magdalena Fręch: Jestem zupełnie inną osobą Wówczas na pytanie, czy w dalszym ciągu kocha ten turniej, odparła: "już trochę mniej". Po tych słowach się roześmiała, a następnie dodała: - Zawsze kocha się te turnieje, w których gra się dobrze. Byłem ciekaw, co odpowie na dokładnie tak samo zadane pytanie po bliźniaczym scenariuszu, gdy z legendarnym Wielkim Szlemem żegna się w pierwszym możliwym podejściu. - Po tym sezonie w Anglii zdecydowanie mniej - mówiąc to znów uśmiechnęła się tak samo szeroko, jak 4 lipca 2023 roku. - Jeszcze dwa lata temu gra kombinacyjna i slajsy robiły robotę, a teraz z tak zagranych uderzeń można tak naprawdę normalnie odgrywać piłki. Nie jest to bowiem taka piłka, która ucieka i ślizga się po korcie. Właściwie powiedziałabym, że ten kort zaczyna przypominać inne nawierzchnie - dzieliła się wrażeniami Fręch. A drugą sprawą było to, że gdy przed rokiem pojawił się wątek komentarzy, Fręch podzieliła się swoją refleksją z obserwacji mediów. Żaliła się, że po losowaniu, gdy jej rywalką została Jabeur, publikowane były klikbajty z tytułami mówiącymi o nieszczęściu. - Takie tytuły wymuszają na czytelnikach konkretne reakcje. Albo inny przykład, mój trener udziela jednego wywiadu, a później ukazują się trzy różne wersje. Padają słowa, których się nie powiedziało, a to od razu zaczyna żyć własnym życiem - żaliła się 58. tenisistka w rankingu WTA. Świątek odpoczywa, a tu pogrom w meczu Gauff. 6:1 na koniec Teraz poproszona, czy w dalszym ciągu zauważa tę tendencję, odparła, że już nie zajmuje jej wyłapywanie tego, jaką narrację media nadają materiałom, które są jej poświęcone. - Przez ten rok wiele się zmieniło, ja też jestem już zupełnie inną osobą. Nie sprawdzam tego, nie oglądam i jakby się wyłączyłam. Tyle rzeczy się wydarzyło... Myślę, że już po prostu dorosłam do tego i kompletnie mnie to nie parzy. Ludzie zawsze będą pisać oraz będą pojawiały się tytuły, które nie będę nam się podobały lub treść artykułów, ale to jest wpisane w nasze życie i trzeba się z tym pogodzić - odparła podopieczna trenera Andrzeja Kobierskiego. Przyznała z kolei, że w dalszym ciągu otrzymuje wiadomości prywatne, których treść może szokować. W dalszej części konferencji było także o samym spotkaniu z Beatriz Haddad Maią. Brazylijka, z pozycji 20. rakiety świata, nie miała łatwej przeprawy z 26-letnią łodzianką. Pierwszy set wygrała 7:5, z kolei w drugiej partii było kilka momentów, gdy Fręch miała liczne szanse na wykorzystanie break-pointów. Ostatecznie Haddad Maia wybroniła się z trudniejszych momentów i wygrała 6:3, a mecz trwał 1 godzinę i 50 minut. Wimbledon już nie robi takiej krzywdy. "Nawierzchnia jest wolniejsza" - Uważam, że zaważyło dosłownie kilka piłek. Wiadomo, że jest niedosyt, bo na mecz wychodzę po to, żeby wygrać. I chciałabym grać dalej. Pierwsze rundy z reguły są najtrudniejsze, najciężej jest się przełamać. Te korty tak różnią się od treningowych, że to robi różnice. Pierwsze gemy na pewno były przyzwyczajaniem się, badaniem przeciwniczki z jaką wyszła taktyką, bo wyszła nastawiona bardzo ofensywnie. Było parę szans na to, żeby wrócić, przełamać i prowadzić w drugim secie, ale tego nie wykorzystałam i to się zemściło - analizowała nasza singlistka. Ciekawy wątek dotyczył także nawierzchni, która jakby stawała się coraz mniej wimbledońska. - Po dwóch-trzech dniach te korty z reguły już zupełnie inaczej wyglądają. Na przykład na treningowych już nie mamy trawy na środku kortu, bo jest tak wytarta. Poza tym wydaje mi się, że nawierzchnia jest wolniejsza. W moim odczuciu slajsy już nie uciekają tak, jak wcześniej, podobnie jak serwisy uciekające, które z reguły robiły krzywdę. Teraz piłka hamuje - opowiadała Fręch. Po tych słowach dwóch doświadczonych redaktorów zwróciło uwagę na istotną zmianę. W tej chwili inny jest gatunek trawy, to znaczy kiedyś była tutaj siana mieszanka, a teraz jeden gatunek zielonego dywanu. A po drugie, obecna trawa jest podobno o milimetr dłuższa, co sprawia, że piłka bardziej grzęźnie. - Wydaje mi się, że z roku na rok jest coraz wolniej - bez wątpliwości podsumowała Fręch, przyjmując informacje redaktorów z dużym zaciekawieniem. Artur Gac, Wimbledon