Partner merytoryczny: Eleven Sports

Szalony kibic napisał wiadomość do polskiej tenisistki. Od razu podał numer konta

Magdalena Fręch zapewnia, że przez ostatni rok przeszła swoistą metamorfozę. Zmienia się także ten zawsze stawiający tradycję na pierwszym miejscu, ikoniczny Wimbledon, o czym łodzianka przekonywała się już na na kortach treningowych, a utwierdził ją w tym mecz z Beatriz Haddad Maią. Niestety przegrany, przez co Polka drugi raz z rzędu żegna się z londyńskim singlem po 1. rundzie, ale dostrzega potencjał. - Miałam parę szans, których nie wykorzystałam i to się zemściło - kręciła głową nasza trzecia najlepsza tenisistka.

Magdalena Fręch nauczyła się filtrować media, ale prywatne wiadomości od kibiców to wciąż także szalone roszczenia
Magdalena Fręch nauczyła się filtrować media, ale prywatne wiadomości od kibiców to wciąż także szalone roszczenia/FOTO OLIMPIK/NurPhoto/NurPhoto via AFP/AFP

Dostrzegam kilka analogii z tym, co miało miejsce w przypadku Magdaleny Fręch w ubiegłym roku na Wimbledonie. Pierwszą sprawą jest losowanie, wówczas też nie było zbyt szczęśliwe, bo łodziankę wyeliminowała wówczas w 1. rundzie Ons Jabeur. Czyli późniejsza finalistka Wimbledonu, która powtórzyła sukces z 2022 roku.

Magdalena Fręch: Jestem zupełnie inną osobą

Wówczas na pytanie, czy w dalszym ciągu kocha ten turniej, odparła: "już trochę mniej". Po tych słowach się roześmiała, a następnie dodała: - Zawsze kocha się te turnieje, w których gra się dobrze.

Byłem ciekaw, co odpowie na dokładnie tak samo zadane pytanie po bliźniaczym scenariuszu, gdy z legendarnym Wielkim Szlemem żegna się w pierwszym możliwym podejściu.

- Po tym sezonie w Anglii zdecydowanie mniej - mówiąc to znów uśmiechnęła się tak samo szeroko, jak 4 lipca 2023 roku. - Jeszcze dwa lata temu gra kombinacyjna i slajsy robiły robotę, a teraz z tak zagranych uderzeń można tak naprawdę normalnie odgrywać piłki. Nie jest to bowiem taka piłka, która ucieka i ślizga się po korcie. Właściwie powiedziałabym, że ten kort zaczyna przypominać inne nawierzchnie - dzieliła się wrażeniami Fręch.

A drugą sprawą było to, że gdy przed rokiem pojawił się wątek komentarzy, Fręch podzieliła się swoją refleksją z obserwacji mediów. Żaliła się, że po losowaniu, gdy jej rywalką została Jabeur, publikowane były klikbajty z tytułami mówiącymi o nieszczęściu. - Takie tytuły wymuszają na czytelnikach konkretne reakcje. Albo inny przykład, mój trener udziela jednego wywiadu, a później ukazują się trzy różne wersje. Padają słowa, których się nie powiedziało, a to od razu zaczyna żyć własnym życiem - żaliła się 58. tenisistka w rankingu WTA.

Teraz poproszona, czy w dalszym ciągu zauważa tę tendencję, odparła, że już nie zajmuje jej wyłapywanie tego, jaką narrację media nadają materiałom, które są jej poświęcone.

- Przez ten rok wiele się zmieniło, ja też jestem już zupełnie inną osobą. Nie sprawdzam tego, nie oglądam i jakby się wyłączyłam. Tyle rzeczy się wydarzyło... Myślę, że już po prostu dorosłam do tego i kompletnie mnie to nie parzy. Ludzie zawsze będą pisać oraz będą pojawiały się tytuły, które nie będę nam się podobały lub treść artykułów, ale to jest wpisane w nasze życie i trzeba się z tym pogodzić - odparła podopieczna trenera Andrzeja Kobierskiego. Przyznała z kolei, że w dalszym ciągu otrzymuje wiadomości prywatne, których treść może szokować.

- Piszą ludzie, którzy przede wszystkim stawiają i przegrywają pieniądze. Czasami nawet wysyłają mi numer konta, że mam im zwrócić pieniądze - parsknęła śmiechem Fręch. - Po czymś takim można sobie tylko odpowiedzieć, na jakim ktoś jest poziomie.

W dalszej części konferencji było także o samym spotkaniu z Beatriz Haddad Maią. Brazylijka, z pozycji 20. rakiety świata, nie miała łatwej przeprawy z 26-letnią łodzianką. Pierwszy set wygrała 7:5, z kolei w drugiej partii było kilka momentów, gdy Fręch miała liczne szanse na wykorzystanie break-pointów. Ostatecznie Haddad Maia wybroniła się z trudniejszych momentów i wygrała 6:3, a mecz trwał 1 godzinę i 50 minut.

Analiza meczu Iga Świątek - Sofia Kenin na Wimbledonie 2024. WIDEO/Polsat Sport/Polsat Sport

Wimbledon już nie robi takiej krzywdy. "Nawierzchnia jest wolniejsza"

- Uważam, że zaważyło dosłownie kilka piłek. Wiadomo, że jest niedosyt, bo na mecz wychodzę po to, żeby wygrać. I chciałabym grać dalej. Pierwsze rundy z reguły są najtrudniejsze, najciężej jest się przełamać. Te korty tak różnią się od treningowych, że to robi różnice. Pierwsze gemy na pewno były przyzwyczajaniem się, badanie przeciwniczki z jaką wyszła taktyką, bo wyszła nastawiona bardzo ofensywnie. Było parę szans na to, żeby wrócić i przełamać i prowadzić w drugim secie, ale tego nie wykorzystałam i to się zemściło - analizowała nasza singlistka.

Ciekawy wątek dotyczył także nawierzchni, która jakby stawała się coraz mniej wimbledońska.

- Po dwóch-trzech dniach te korty z reguły już zupełnie inaczej wyglądają. Na przykład na treningowych już nie mamy trawy na środku kortu, bo jest tak wytarta. Poza tym wydaje mi się, że nawierzchnia jest wolniejsza. W moim odczuciu slajsy już nie uciekają tak, jak wcześniej, podobnie jak serwisy uciekające, które z reguły robiły krzywdę. Teraz piłka hamuje - opowiadała Fręch. Po tych słowach dwóch doświadczonych redaktorów zwróciło uwagę na istotną zmianę. W tej chwili inny jest gatunek trawy, to znaczy kiedyś była tutaj siana mieszanka, a teraz jeden gatunek zielonego dywanu. A po drugie obecna trawa jest podobno o milimetr dłuższa, co sprawia, że piłka bardziej grzęźnie.

- Wydaje mi się, że z roku na rok jest coraz wolniej - bez wątpliwości podsumowała Fręch, przyjmując informacje redaktorów z dużym zaciekawieniem.

Artur Gac, Wimbledon

Magdalena Fręch/PAP/EPA
Magdalena Fręch/PAP/EPA
Beatriz Haddad Maia/PAP/EPA
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem