Iga Świątek rozpoczęła Wimbledon od wygranej (6:3,6:4) z Sofią Kenin. Mimo trudnej rywalki na początek Polka pewnie, a w pomeczowym wywiadzie nie kryła swojej radości. - Jestem zadowolona z tego solidnego startu. Wiem, że to nie było łatwe losowanie, bo gra przeciwko mistrzyni wielkoszlemowej zawsze jest trudna, ale cieszę się, że udało się wygrać - skomentowała na gorąco po zwycięstwie Iga Świątek. Później Iga Świątek została zapytana o regularność, która jest niezbędna, aby zakwalifikować się jak najdalej na Wimbledonie. Jak wiadomo, najlepszym wynikiem Polki na tym turnieju jest awans do ćwierćfinału - to udało jej się w 2023 roku. - Widzę postęp w mojej grze na trawie. Staram się nie patrzeć na te wszystkie statystyki. Czuję, że na treningach też gram lepiej. Pierwsza połowa tego roku była dla mnie udana i to też pomaga mi w kolejnych startach - dodała najlepsza tenisistka świata. Iga Świątek przyznała wprost, że tego nie lubi. "Nie róbcie tego" Na koniec wywiadu Polka została zapytana o to, czy to prawda, że w trakcie turnieju nie lubi znać swoich kolejnych rywalek i szczegółów jej części drabinki. - To żaden przesąd, ale to prawda. Zawsze skupiam się tylko na najbliższym meczu i nie chcę wiedzieć, z kim mogę mierzyć się później. Proszę więc - nie mówcie mi tego. Często w wywiadach dziennikarze mówią mi, jak będzie wyglądała moja drabinka do finału. Myślę sobie wtedy: "O mój Boże, nie mówcie mi tego" - odparła Polka. Chcąc lub nie chcąc, Iga Świątek w końcu dowie się, że w kolejnej rundzie Wimbledonu zmierzy się z Petrą Martić lub Franceską Jones.