Hubert Hurkacz przyprawił kibiców o szybsze bicie serca, gdy po pierwszym secie musiał odrabiać straty. Polak w samej końcówce przegrał swoje podanie, które okazało się decydujące. Choć najwięksi sympatycy talentu 27-letniego wrocławianina zapewne nerwowo nie przebierali nogami, bo ich ulubieniec przyzwyczaił, że często jego mecze toczą się na dystansie pięciu setów. Tym razem, z korzyścią dla siebie, zaoszczędził więcej energii, a mecz trwał 2 godziny i 39 minut, przerwany na ponad godzinę po pierwszej partii z powodu opadów deszczu w Londynie. Hubert Hurkacz: Niestety nie żyjemy w perfekcyjnym świecie - W sumie jesteśmy w Anglii, w Londynie, więc od czasu do czasu powinno tutaj padać. Oczywiście mam już trochę doświadczenia z tymi warunkami, więc dałem sobie radę - Hurkacz już na pierwsze pytanie odpowiedział w swoim stylu, czyli jakby miał odłączony układ nerwowy. Przyznał, że dłuższa przerwa pojawiła się w dobrym dla niego momencie, gdy właśnie musiał wziąć się w garść po porażce 5:7. - Wiedziałem, czy to będąc na korcie czy poza nim, że parę rzeczy muszę zmienić i wejść na wyższe obroty. Myślę, że ostatecznie dobrze zadziałało to dla mnie w tym momencie - odparł Hurkacz, a następnie pozwolił sobie na nieco filozoficzną odpowiedź, gdy jeden z dziennikarzy dociekał, z czego wzięły się niższe obroty na początku spotkania. - Niestety nie żyjemy w perfekcyjnym świecie. Chciałoby się wyjść, serwować same asy i każde uderzenie grać poprawnie, ale to oczywiście jest nierealistyczne. Są rzeczy, które trzeba adaptować podczas spotkania, przeciwnik też gra w konkretny sposób, więc cały czas trwa walka i zarządzanie swoim tenisem - logicznie odparł Hurkacz, by jeszcze bardziej szczegółowo po pytaniu wysłannika Interii dodać, co w gruncie rzeczy nie pozwalało mu wejść na odpowiedni poziom w pierwszej partii. Podopieczny Craiga Boyntona przyznał, że jednym z przełomowych momentów była akcja przy 5:4 i 15:0. Po dłuższej wymianie Polak bardziej "soczyście" celebrował zdobyty punkt i wymownie patrzył w stronę Craiga. - Tak naprawdę cały czas próbowałem znaleźć moment, żeby wejść na wyższe obroty. Oczywiście była to ważna wymiana i dużo mi dała. Dzięki temu wynikowo Radu miał trochę więcej presji związanej z serowaniem - ocenił. Hurkacz przyznał, że nie przykłada nadmiernej wagi do mnóstwa statystyk, jakimi przed meczami m.in. Wimbledon rozkłada na czynniki obu zawodników. Przed tym konkretnym spotkaniem Polak "na papierze" przegrywał z Albotem w forhendzie, który w pierwszym secie faktycznie nie działał najlepiej. - Oglądamy w jaki sposób przygotować się do meczów i jak grać z przeciwnikiem, a te statystyki są na bazie jakichś danych z iluś miesięcy, ale też nie mają konkretnie przełożenia na dane spotkanie. Wiele zależy, jak człowiek będzie się czuł w konkretnym momencie i jak będzie grał dane uderzenie w pewnym dniu - odparł, dodając z kolei, że jego częste prowadzenie w rankingu najlepiej serwujących działa deprymująco na rywali. Hurkacz o Świątek: Niesamowicie radzi sobie z trudnymi sytuacjami - Na pewno wywiera to dodatkową presję na przeciwnikach, a ja też bardzo dobrze czuję się na swoim własnym serwisie - przyznał bez kurtuazji, by następnie nieco zafrasować się po pytaniu, czy po niełatwym otwarciu w meczu pierwszej rundy nic się nie zmienia i nadal obowiązuje plan, którym jest wzniesienie pucharu za dwa tygodnie. - Co miałoby się zmienić? (uśmiech). Gdybym jechał do domu, to coś mogłoby się zmienić, ale jesteśmy nadal w Londynie - nie tracił rezonu nasz najlepszy singlista. W anglojęzycznej części konferencji jeden z przedstawicieli mediów zadał pytanie związane z Igą Świątek. A konkretnie odwołał się do tego, że na początku roku "Hubi" grał z najlepszą tenisistką świata w United Cup. "Czy rozmawiałeś z nią o tym, jak radzi sobie z presją i oczekiwaniami?" - usłyszał Hurkacz. - Cóż, trochę tutaj i tam, ale już samo oglądanie jej gry, oglądanie jej zwycięstw, jest naprawdę inspirujące. Zdecydowanie widać, jak niesamowicie radzi sobie z tymi trudnymi sytuacjami - odparł z podziwem dla swojej rodaczki. Artur Gac, Wimbledon