Zapaliło się żółte światło, kiedy na belce zasiadł Kristoffer Eriksen Sundal. Nagle jednak Norweg został zrzucony z belki. Wpadł w tory i ruszył w dół. Mało tego. Oddał naprawdę bardzo dobrą próbę, choć cały skok był jedną wielką improwizacją od początku do końca. Incydent w Lillehammer. Skoczek zepchnięty z belki na żółtym świetle, był wściekły Thomas Thurnbichler pod wrażeniem wyczynu Norwega. Dawid Kubacki zobaczył, że się da - To jest nie do wiary, że nic mi się nie stało. Ale przeprosili - mówił Sundal po tym feralnym zdarzeniu. Norweg najbardziej denerwował się tym, czy nie zostanie zdyskwalifikowany za to, że ruszył - mimowolnie - na żółtym świetle. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) postanowiła jednak uznać jego próbę. W naszej ekipie część zawodników narzekała na wysoką belkę, która powoduje, że jest problem ze znalezieniem się w torach. Po prostu narty wyjeżdżają wtedy spod zawodników, a to rozpoczyna problemy na najeździe. Sundal pokazał jednak, że nawet mimo wielkich trudności, można w te tory wskoczyć i dodatkowo jeszcze oddać dobry skok, bo przecież był 12. w kwalifikacjach. - Sundal rzeczywiście pokazał, że da się wskoczyć do tych torów. Ja najwyraźniej jestem za stary i się boję. I przez to mam problemy, bo zanim wsadzę narty w tory, to już belkę mam pod pachami. Jak widać, da się w nie wskakiwać. Są zresztą zawodnicy z dużo krótszymi nogami i oni właśnie wskakiwać w te tory muszą - mówił Dawid Kubacki. Z Lillehammer - Tomasz Kalemba, Interia Sport