Dawid Kubacki z racji swojej budowy zazwyczaj należał do tych zawodników, którzy mieli wyższe prędkości najazdowe. W Lillehammer bywało z tym jednak różnie. Raz było lepiej, raz gorzej, ale ze wskazaniem na ten drugi wariant. Nasz medalista olimpijski i były mistrz świata, a także triumfator Turnieju Czterech Skoczni, na Lysgardsbakken oddał tylko jeden dobry skok na siedem. To zdecydowanie za mało, by myśleć o dobrych wynikach w pierwszy weekend rywalizacji. Nawet Małysz może nie mieć racji. Źle to było kiedyś, poczekajmy do Wisły Zabrakło jakości i nie wyszło najlepiej. Dawid Kubacki wierzy w lepsze skoki Kubacki co rusz podkreślał, że dla niego dużym problemem była wysoka belka startowa, która nie pozwalała na swobodne ułożenie się w pozycji dojazdowej, a to przekładało się na prędkość na progu, a potem na to, co działo się zaraz po wybiciu z niego. 34-latek oddał tak naprawdę tylko jeden dobry skok. Miało to miejsce w porannych kwalifikacjach w niedzielę. Był wtedy 15. i wydawało się, że w końcu będzie lepiej w konkursie. Niestety Kubacki przepadł w śnieżnej zadymce. Po swoim skoku mocno się dziwił, jakie zajmuje miejsce. To była lokata, która nie dawała szans na awans do konkursu. - Na pewno nie przegrałem z warunkami. Nie będę szukał usprawiedliwienia. Ten skok w niedzielnym konkursie nie był tak stabilny, jak w porannych kwalifikacjach - mówił Kubacki. I właśnie tej stabilności zabrakło niemal wszystkim naszym skoczkom w Lillehammer. Jeśli tylko uda im się popracować nad tym, to wcale nie musi być tak źle. - Trudno jest mi oceniać ten weekend w Lillehammer, bo moje skoki na ostatnich zgrupowaniach w Polsce były dużo lepszej jakości. Do samego końca nie byłem w stanie dogadać się w Norwegii z belką startową. Teraz trzeba wyciągnąć wnioski i pracować dalej. Wierzę, że w Ruce będzie zdecydowanie lepiej, bo energia na progu jest - dodał.