Damian Gołąb, Interia: W której lidze siatkarzom płaci się dziś najwięcej? Jakub Malke, menedżer siatkarski: W Europie dobre pieniądze płaci się w Polsce, Turcji i we Włoszech. Do tego doszła Japonia, ale to też nie jest tak, że każdy japoński klub płaci nie wiadomo ile. Raptem połowa z nich ma duże pieniądze. Tak było jednak zawsze, Do dziś pamiętam transfer Igora Omrcena do Japonii z kontraktem na poziomie 900 tysięcy dolarów, a to było lata temu. Teraz zmiana jest taka, że w japońskich drużynach może być dwóch obcokrajowców. Mówi się o tym, że być może będzie trzech. To cały projekt, który propagował Philippe Blain. Wyjazdów Japończyków do Europy, by się kształcili, i dopłacanie im do kontraktów. W ostatnich latach klubom opłacało się brać Japończyków, bo mieli dopłacane do ich kontraktów. To miało spowodować, by kadra rosła. Japończycy mają wielką, piękną historię, podobną jak polska siatkówka. My szybciej wróciliśmy na dobre tory niż Japończycy, ale teraz oni powoli też to robią. Do tego bardzo dobrze płaci się w Korei Południowej. Są tam ustalone z góry stawki. I cały czas pewnie dobrze płaci się w Rosji, ale nikt przy zdrowych zmysłach, a już na pewno z Polaków, do Rosji grać nie pojedzie. Czy w ogóle rosyjskie kluby nadal interesują się polskimi siatkarzami? Są jakieś zapytania? - Oczywiście, że w jakiejś części się interesują. Natomiast wiedzą, że są z góry skazane na porażkę. Przed wojną było blisko, by Tomek Fornal wyjechał do Rosji, ale wybuchła wojna i temat się skończył. Blisko umowy w Rosji był też Kamil Semeniuk. Ale mimo wszystko Rosjanie cały czas są w stanie ściągać do siebie uznanych zawodników albo utrzymywać gwiazdy takie jak choćby Amerykanin Micah Christenson. - Ale Micah wraca. Mamy kolejne przykłady zawodników, którzy wracają z Rosji, więc chyba nie jest aż tak różowo. Grają tam Serbowie, Kubańczycy, zawodnicy z krajów arabskich. Nie każdy tam pojedzie. Jakimś dziwnym przykładem jest może Francuz Jenia Grebennikov, ale on ma z kolei rodzinne korzenie rosyjskie. Wymienił pan PlusLigę obok Włoch. Czołowe polskie kluby mogą konkurować z włoskimi bez większych problemów? - Z włoskimi na pewno tak. Z tureckimi, typu Ziraat Bankasi Ankara, nie mogą. Ale to jest związane z tym, że trudno wyobrazić sobie w Polsce sytuację, w której de facto właścicielem klubu byłby bank PKO BP. Albo we Włoszech jakiś duży tamtejszy bank z nieograniczonymi pieniędzmi. Bo tam, w Turcji, nie rozmawia się o budżetach. Zresztą wycofanie się Arkasu Izmir z ekstraklasy też jest z tym związane. Uświadomili sobie, że jako prywatny klub nie mają żadnych szans na konkurowanie z klubami, które są sponsorowane i właścicielsko związane z państwowymi firmami. Ale to jednostkowe przykłady, jak popatrzymy na Piacenzę z zeszłego roku, gdzie był Joandy Leal i zawodnicy opłacani kosmicznymi pieniędzmi, ale już ich nie ma. Takich polskie kluby nie zapłaciłyby nigdy. Ale i my, i Włosi mamy przewagę nad innymi - mnóstwo bardzo dobrych lokalnych zawodników. We Włoszech parę lat temu to nie było oczywistością, dziś jest inaczej. Ale i my mamy super grupę polskich siatkarzy. Transparent na meczu polskich siatkarzy. Popis w Lidze Mistrzów, problemy sędziów Siatkówka. Nieograniczone pieniądze? To tam można zarobić najwięcej Polskie kluby w pierwszej kolejności "polują" na najgorętsze polskie nazwiska? - To wynika choćby z racji przepisów. Ale gdy mówimy o czołowych zawodnikach, można podać też przykład Aarona Russella, nad którym Zawiercie pracowało od wielu miesięcy przed początkiem ligi. Co roku coraz wcześniej pojawiają się plotki o transferach na kolejny sezon. Dziś dopina się je już w październiku, listopadzie? Informacje o Tomaszu Fornalu w Turcji słychać już jesienią. - Tomek Fornal to jednostkowy przypadek. Mówi się też o transferze Marcina Janusza do Asseco Resovii, ale takie rzeczy dotyczą wąskiego grona polskich kadrowiczów. Wiadomo, że kluby, które chcą ich ściągnąć i mają na to środki, będą ich w pewnym momencie stawiać pod ścianą, nie będą czekać: albo bierzesz, albo nie. Tak pewnie stało się w przypadku Tomka Fornala czy Marcina Janusza. Czy są kierunki, ligi, które odradza pan zawodnikom? Poza Rosją. - Rosja jest oczywistością. Ale mamy teraz sporo młodych zawodników i uważamy, że to świetna sprawa, gdy mogą wyjechać z Polski i pograć za granicą. Mamy Kubę Chwastyka i Michała Grzyba, syna Wojtka Grzyba, którzy grają w Czechach. Mówimy o 19-letnim zawodniku, który gra w klubie. Na tym kiedyś zbudowała się polska kadra z mistrzostw świata w Japonii w 2006 r. Większość stanowili w niej ludzie, którzy kiedyś z Polski wyjechali, jak Piotr Gruszka, Sebastian Świderski czy Paweł Zagumny. To bardzo dobrze działa. Dziś mamy też nieoczywisty przykład, jakim jest Paweł Halaba. Pewnie gdyby został w Polsce, może by go już nie było. A wyjechał do Czech, potem do Niemiec. Dziś jest czołową postacią klubu środka tabeli PlusLigi. Część zawodników będzie więc wyjeżdżać z Polski po to, żeby grać. Z finansowego punktu widzenia młodemu siatkarzowi korzystniej jest wyjechać do Czech lub Austrii czy jednak skupić się na tym, by znaleźć klub w Polsce? - Oczywiście młody chłopak na takim wyjeździe finansowo nie zyska. Nie oszukujmy się, przyczyną braku wyjazdów polskich zawodników za granicę jest to, że w polskiej lidze płaci się dobrze. Ale zawsze powtarzam młodym zawodnikom prostą rzecz: jak będziesz dobry, będziesz zarabiał. Tylko najpierw zostań dobrym albo bardzo dobrym, a pieniądze przyjdą. Nawet jak siatkówka na świecie upadnie, zawsze będzie 10 miejsc na świecie, gdzie ktoś zapłaci siatkarzom za dobrą grę. Siatkówka jest w lepszej pozycji niż część sportów drużynowych, bo są kraje, które ciągną ją do góry. Nie jest to oczywiście pozycja koszykówki, która ma super silną ligę w Europie i do tego kapitalną ligę w Ameryce. Nie jest też w pozycji piłki nożnej. Zawsze bawią mnie te porównania. Po porażce ze Szkocją internetowe kanały mają rekordy oglądalności. Siatkarze nie mają rekordów, kiedy wygrywają. Nie porównujmy nigdy tych dwóch sportów, to dwie różne rzeczywistości. I rynek transferowy też w przypadku siatkówki oraz piłki nożnej jest zupełnie inny. - W siatkówce zdarzają się transfery z płatnościami, nawet coraz częściej, i oby było ich jak najwięcej. Bo to tworzy rynek. A my mamy trochę taką sytuację, w której nikt nikogo nie sprzedaje ani nie kupuje. Rozmawiał Damian Gołąb Nikola Grbić nie wziął go na igrzyska. Polski siatkarz opowiada, co przeszedł