Cezary Kulesza do końca gubił tropy i do ostatniego dnia trzymał swój wybór w tajemnicy. Kilka dni temu, w wywiadzie dla Interii wiceprezes PZPN, Wojciech Cygan (związany jednocześnie z Rakowem Częstochowa, jako przewodniczący rady nadzorczej) podał dwa powody nie sięgnięcia po Marka Papszuna. Po pierwsze, Cezary Kulesza nie chciał osłabiać lidera Ekstraklasy, który stoi przed szansą sięgnięcia po mistrzostwo Polski, a po drugie - trener ma ważny kontrakt z klubem, a prezes PZPN wolał negocjować z wolnym trenerem. Co prawda kontrakt Marka Papszuna wygasa już w czerwcu, ale wiadomo, że odejście szkoleniowca związanego już osiem lat z Rakowem mogłoby sprawić, że dotychczasowa praca i nadzieje na historyczny tytuł mogłyby spalić się na panewce. Pamiętamy też, jak przed rokiem, z tych samych powodów, Marka Papszuna nie dostała Legia, która chciała ściągnąć trenera do Warszawy. Poprzedni prezes PZPN Zbigniew Boniek mówił i ciągle to powtarza, że piłkarska federacja nie ma wpływu na ligową piłkę, że to są prywatne folwarki niezależnych właścicieli. Ja uważam jednak, że związek ma realny wpływ, a raczej powinien mieć. Po pierwsze, dobrze by było, gdyby federacja zajęła się na poważnie szkoleniem trenerów i wyniosła je na solidny poziom. Po drugie, może też klubom... nie przeszkadzać. Czyli robić to, co zrobił PZPN podczas procesu wyboru nowego selekcjonera. Faktem jest, że Marek Papszun jest w tej chwili czołowym polskim trenerem, a reprezentacja jest najważniejsza, ale jeszcze więcej jest do zrobienia w piłce klubowej. Bez postępu na tym polu nie będzie silnej reprezentacji. Ktoś powie: ale przecież w tej kadrze grają prawie sami zawodnicy występujący za granicą. To prawda, ale z drugiej strony większość z nich początki kariery ma w polskich klubach, z których potem wyjechała na podbój Europy. Oczywiście, jeśli dojdziemy do momentu, w którym skauci będą wyjmować z polskich klubów szesnasto- czy siedemnastolatków, a nasze drużyny ligowe całkiem zdominują zagraniczne "gwiazdy", to nasza ligowa piłka będzie się coraz szybciej osuwała na równi pochyłej. Dlatego wciąż podkreślam, że warunkiem niezbędnym jest to, żeby w naszym kraju były chociaż dwa silne klubu, które przyciągałyby największe talenty z naszego kraju. Kluby, które mogłyby być dla tych piłkarzy (a może i trenerów) trampoliną do dalszej kariery. Marek Papszun i jego Raków są nadzieją, że polskiemu klubowi może wreszcie uda się pokazać z dobrej strony na europejskiej scenie. Awans to również konkretne pieniądze, które napędzają interes. Martwi mnie natomiast to, co od czasu do czasu przewija się w medialnych wypowiedziach Marka Papszuna, czyli plany niezbyt odległej piłkarskiej emerytury motywowane chęcią poświęcenia się życiu rodzinnemu. Na szczęście zostawia lekko uchyloną furtkę na wypadek, gdyby nastąpiło coś niespodziewanego i spektakularnego. Na przykład jakiś wyjątkowo szczęśliwy splot okoliczności, jak sam to określa: "korzystna konfiguracja, że szkoda by nie wykorzystać szansy". Myślę i mam nadzieję, że seria sukcesów w kraju, awans do europejskich pucharów, potem praca w bardziej renomowanym klubie (polskim, a może zagranicznym) i w końcu objęcie funkcji selekcjonera, jako tej kariery ukoronowanie - to okoliczności, w których rodzina trenera wzniosłaby się na wyżyny cierpliwości i wyrozumiałości i pozwoliła mu popracować jeszcze kilka lat w piłce.