Świetny początek, a potem odmieniona Polska. "Biało-Czerwoni" pokonani w Porto
Niestety, mimo udanej pierwszej połowy w wykonaniu reprezentacji Polski, na Estádio do Dragão w Porto nie doszło do niespodzianki. Za to do potężnej klęski "Biało-Czerwonych" już tak. Podopieczni trenera Michała Probierza przegrali 1:5 po bramkach Rafaela Leao, Bruno Fernandesa, Pedro Neto i dwóch trafieniach Cristiano Ronaldo. Jedynego gola dla nas strzelił już pod koniec meczu Dominik Marczuk. Teraz pozostało nam podnieść się po porażce i dobrze przygotować się do poniedziałkowego spotkania ze Szkocją, które zadecyduje o naszym losie w tabeli Ligi Narodów.
Tuż przed meczem w reprezentacji Polski doszło do potężnego wstrząsu. Podczas rozgrzewki murawę opuścił nagle awizowany do gry od pierwszej minuty Sebastian Szymański, który zeszedł do szatni. Chwilę później Polski Związek Piłki Nożne poinformował, że w wyjściowym składzie zastąpi go Mateusz Bogusz. Niestety, nie był to koniec problemów kadrowych trenera Michała Probierza. Ale po kolei.
Początek spotkania był dość spokojny. Portugalczycy nie włączyli od razu wyższego biegu, a nasi piłkarze wyszli na murawę Estádio do Dragão z podniesioną przyłbicą. Efektem były cierpliwe, chwilami efektowne wymiany podań, z zagraniami podeszwą buta włącznie. Trzeba jednak było zachować czujność, bo gdy już Rafael Leao raz rozpędził się prawym skrzydłem, powstrzymywać go musiało aż dwóch naszych piłkarzy. I to uciekając się do faulu.
Gwiazdora Milanu stopować miał Bartosz Bereszyński, który sam w 12. minucie błysnął w ofensywie. Niestety, piłka po jego strzale głową wpadła prosto do rąk Diogo Costy. W 28. minucie nasz prawy wahadłowy znów ruszył odważnie do przodu. I tym razem otarł się o asystę. "Okradł go" z niej świetnie interweniujący Nuno Mendes, wybijając futbolówkę, która - z perspektywy trybun - zmierzała wprost do Mateusza Bogusza.
Niestety, było to de facto ostatnie zagranie "Beresia" w tym spotkaniu. We wspomnianej akcji 32-latek nabawił się urazu. I choć próbował jeszcze wrócić do gry, musiał zastąpić go Jakub Kamiński.
Do przerwy bez bramek, ale nie bez okazji
Kolejnym świetnym akcentem w ofensywie "Biało-Czerwonych" było uderzenie Krzysztofa Piątka, po którym sam zainteresowany złapał się za głowę. Zabrakło centymetrów, by piłka powędrowała po właściwej stronie boiska. Żeby nie było jednak zbyt kolorowo, tuż przed przerwą, już w doliczonym czasie gry, to Cristiano Ronaldo wściekał się, że nie trafił do siatki z bliskiej odległości. A potem obejrzał jeszcze żółtą kartkę dla protesty. Do szatni schodził więc mocno poirytowany. Podczas gdy Polacy mogli być zadowoleni ze swojej postawy.
W przerwie meczu doszło do kolejnych roszad w naszej ekipie. Mateusza Bogusza zastąpił debiutujący w kadrze Dominik Marczuk. a Jana Bednarka - Sebastian Walukiewicz.
Druga połowa rozpoczęła się od zmasowanego ataku Portugalczyków, którzy zabrali nam piłkę i rozgościli się na naszej połowie. Nie poszły za tym konkrety, ale dopiero po dobrych kilkunastu minutach zdołaliśmy przenieść ciężar gry na ich stronę boiska. Efekt? Kąśliwy strzał z dystansu Dominika Marczuka, po którym Diogo Costa sparował piłkę na rzut rożny.
Najpierw kontra, potem karny. Polacy wyjeżdżają z Porto na tarczy
Gospodarze być może czekali na to, aż reprezentacja Polski nieco się otworzy, kreując tym czasem sporo wolnej przestrzeni. Wykorzystał ją Rafael Leao, który najpierw pomógł wyprowadzić błyskawiczną kontrę, a później sam skutecznie ją wykończył.
Portugalczycy mieli upragniony wynik, czas mijał, a nasi piłkarze nie byli w stanie nic z tym zrobić. Na domiar złego w 70. minucie sędzia Donatas Rumsas wydał dotkliwy dla nas wyrok, odgwizdując rzut karny za zagranie ręką Jakuba Kiwiora, przerywające świetną akcję rywali. Do piłki poszedł Cristiano Ronaldo, kompletnie myląc Marcina Bułkę. I tuż po jego sprytnej podcince na stadionie rozległo się głośne "Siuuu!".
Trener Michał Probierz zareagował, wpuszczając Adama Buksę za Kacpra Urbańskiego. I już po chwili nasz napastnik mógł... ba - powinien strzelić gola po genialnej akcji indywidualnej Nicoli Zalewskiego. Cóż.. skiksował. I wynik pozostał bez zmian. Przynajmniej przez chwilę.
Bo Portugalczycy zdołali nam wbić jeszcze trzy gole w siedem minut. Najpierw Bruno Fernandes popisał się cudnym strzałem sprzed pola karnego, a potem do siatki trafili jeszcze Pedro Neto oraz - ponownie - Cristiano Ronaldo. Polacy zostali brutalnie rozbici. Honorową bramkę zdobył jeszcze Dominik Marczuk. Ale nie była to dla nas żadna pociecha. Z Porto wracamy na tarczy po dotkliwej klęsce 1:5.
Z Estádio do Dragão - Tomasz Brożek
Składy drużyn
- 90'
- 77'
- 25' 80'
- 25' 45'
- 87'
- 83' 84'
- 59' 84'
- 56'
- 32'
- 45'
- 74'
- 45'
- 81'