Partner merytoryczny: Eleven Sports

Właśnie dlatego Legia nie miała prawa przegrać

Steaua była lepszym zespołem, ale po 1-1 w Bukareszcie, to Legia mogła i powinna awansować. Stało się inaczej, bo zawiodły cztery sprawy.

Piłkarze Legii nie wykorzystali szansy awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów
Piłkarze Legii nie wykorzystali szansy awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów/Fot. Bartłomiej Zborowski/PAP

Taktyka plus wyciąganie wniosków z 1. meczu

Pierwsze spotkanie na Stadionie Narodowym w Bukareszcie pokazało dobitnie, że Steaua wygrywa z 90 procent pojedynków. Jej piłkarze są do nich lepiej przygotowani - nie tylko lepsi technicznie, ale też silniejsi.

Dan Petrescu coś mógłby Wam na ten temat powiedzieć. Na początku pracy z Wisłą sprawdził kondycję fizyczną piłkarzy i porównał dane do tych z przeciętnego zespołu ligi rumuńskiej. To była przepaść - tylko dwóch naszych graczy - Konrad Gołoś i Radosław Sobolewski - mniej więcej dorównywali Rumunom. Ta przepaść nadal istnieje.

Ale nie zawsze silniejszy wygrywa, czasem udaje się to sprytniejszemu. Szybkie, sprytne kontry dały Legii gola na wyjeździe, a mogły dać i drugiego. W rewanżu najważniejszym zadaniem wcale nie było wygranie z ekipą Reghecampfa, tylko UNIKNIĘCIE STRATY GOLA! A do tego, prostego w gruncie rzeczy zadania, należało przede wszystkim zagęścić własne pole karne. Legia tego nie zrobiła. Pozostawienie jeden na jednego jakiegokolwiek piłkarza z rywalem było ciemnotą taktyczną. Nie trzeba Wam przypominać jak padł gol na 0-1. Dominik Furman jest sam z Nicolae Stanciu, zostaje zwiedziony, przez co rozpaczliwe interwencje Dossy Juniora i Duszana Kuciaka po technicznym, mierzonym strzale Rumuna są tylko musztardą po obiedzie.

Rywal - w gruncie rzeczy bez należytej opieki - we własnym polu karnym, to rzecz wytłumaczalna, gdy goni się wynik, trzeba większymi siłami atakować, ale nie wtedy, gdy przede wszystkim należy zabezpieczać własną "świątynię".

Archaiczny defensywny pomocnik

Strzelenie rzutu karnego w meczu o mistrzostwo Polski z Lechem - to jedyny pozytyw, jaki mi przychodzi na myśl na podsumowanie występów przy Łazienkowskiej, kupionego za ciężkie pieniądze Ivicy Vrdoljaka. Klub postanowił zbudować zespół wokół wolnego i przewidywalnego do bólu Chorwata. Twardość, owszem, wejścia łokciem - także, ale rażą w jego grze brak szybkości, bezradność na szybki drybling rywala. Krzysztof Przytuła z Canal+ miał rację, zapraszając Vrdoljaka na trasy maratońskie. Ivica pokonał najwięcej kilometrów spośród wszystkich piłkarzy, ale biegał tak wolno, iż niewiele z tego wynikało.

Fatalne, masowe zauroczenie Vrdoljakiem trwało dopóki pośrednio nie wbił gwoździa do trumny zamykając w niej szanse na awans do LM (strata piłki powodująca utratę bramki na 0-2 tak naprawdę to oznaczała).

Kto jakościowo zastąpił Ljuboję?

Vrdoljak został, bo nikt by go nie wziął, ale Danijela Ljuboję klub pozbył się lekką ręką, a to przecież on dodawał magii zespołowi Jana Urbana. Był jedynym piłkarzem - obok Miroslava Radovicia i Jakuba Koseckiego, który mógł mijać rywali, a do tego strzelać gole właśnie na takim, przewyższającym ligę, poziomie. Różnica między nim a Kubą była zasadnicza - siłą zwodów Jakuba jest szybkość, a u Danijela był to po prostu drybling, piłkarska "maniana".

Trening, który nie rozwija piłkarzy

Trzeci problem, to dyspozycja piłkarzy, którzy mieli poprowadzić Legię do Ligi Mistrzów. Helio Pinto jeszcze półtora roku temu błyszczał w ćwierćfinale Champions League, a teraz się nie mieści do kadry meczowej? Trener Jan Urban tłumaczy tę absencję słabą dyspozycją zawodnika.  Podobnie jest z Vladimerem Dwaliszwilim, który błyszczał jeszcze na wiosnę. Tymczasem forma zależy od tego, co się robi z piłkarzami na treningach. Przez nie Pinto najwyraźniej stał się słabszym piłkarzem niż był w APOEL-u. Ogólnie cała Legia nie była w szczytowej formie na godzinę "zero". Od strony fizycznej wyglądała o wiele lepiej w rewanżu z Molde, na decydujące starcia wyhamowała. Błyszczeli ci, którzy mają naturalną, wrodzoną szybkość - Kosecki i Radović, reszta biegała - jak to mawia Grzegorz Mielcarski - w błocie po kolana. Dlatego ja nie kupuję paplaniny o tym, że "zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy", "daliśmy z siebie wszystko". Wolicjonalnie może tak, ale nie od strony taktycznej. Mistrz Polski, po 1-1 na wyjeździe, po 9 minutach rewanżu nie powinien przegrywać 0-2, nawet gdy przyjedzie Barcelona, a co dopiero Steaua...

Autor: Michał Białoński

Legia Warszawa - Steaua Bukareszt 2-2. Galeria

Zobacz galerię
+2
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem