Derby Łodzi. Jacek Ziober: Przychodził pan z PZPR i mówił, jaki ma być wynik
– Na boisku nie odstawialiśmy nogi, graliśmy na granicy fair play, ale potem wspólnie szliśmy na kolację do Hotelu Grand – wspomina mecze ŁKS z Widzewem, Jacek Ziober, wychowanek klubu z al. Unii.
Ziober, 46-krotny reprezentant Polski, w ŁKS występował w latach 1982-1990. W tym czasie z 16 derbów Łodzi jego zespół wygrał cztery, pięć zremisował i aż siedem przegrał.
Jakie były relacje między piłkarzami ŁKS i Widzewa w latach 80. ubiegłego wieku?
Jacek Ziober: Na boisku nie było odpuszczania, no chyba że przyszedł sekretarz Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i kazał, by derby zakończyły się konkretnym wynikiem. Wtedy nie mieliśmy wyjścia. Było takie spotkanie, które miało zakończyć się remisem i było 3-3. Albo piłkarz nie dogadał się bramkarzem, gdzie strzeli z rzutu karnego i trzeba było potem jakoś to odrobić. Na szczęście to były wyjątki. Nieraz zdarzało się, że taki twardziel jak Marek Dziuba był zdeptany przez zawodników Widzewa. Też czułem się poniewierany, ale nie byłem dłużny. Walka była bezpardonowa, często na granicy fair play. Starałem się jak najszybciej uciekać z nogami. Np. na Krzyśka Surlita trzeba było uważać, bo to było piłkarskie zwierzę. To jednak wyrabiało charakter, a także utożsamiało z barwami, które się reprezentowało. Uczyło zaciętości, poważnego współzawodnictwa i pokory. Nie było wolno odpuścić.
Mirosław Myśliński, który grał w ŁKS i Widzewie, mówił, że wręcz się kolegowaliście i niektórzy mieszkali w tym samym bloku.
- Rzeczywiście tak było. Na ul. Marynarskiej mieszkali Jarek Bako czy Andrzej Woźniak, wtedy z ŁKS, a z Widzewa Tadek Świątek czy Mirosław Jaworski. Ja na Chojnach żyłem blisko z Leszkiem Iwanickim czy Wieśkiem Wragą. Często widywaliśmy się i rozmawialiśmy o piłce. Bywało też tak, że po derbach Łodzi spotykaliśmy się w Hotelu Grand, jedliśmy wspólną kolację, żartowaliśmy i się bawiliśmy. A po Piotrkowskiej ganiali się kibice. Prywatnie często się lubiliśmy, ale na boisku nie odstawiliśmy nóg. Poza meczem nie było przecież o co toczyć wojen. Reprezentowaliśmy barwy innych klubów, ale byliśmy kolegami po fachu. Wielu z nas reprezentowało też Polskę i razem jeździliśmy na zgrupowania.
Widzew wtedy rządził nie tylko w lidze, ale zagrał np. w półfinale Pucharu Europy. Nie robiło to na was wrażenia?
- Nie, bo jak wspomniałem piłkarze ŁKS też występowali w reprezentacji. Jasne, że w tamtych czasach Widzew znaczył więcej, ale nie pętało to nam nóg. Na boisku nie byli dla nas kimś z innej planety.
Derby Łodzi były najważniejsze?
- Dla kibiców to była walka o pół roku królowania w mieście. Nam się na pewno to udzielało, choćby też z nastawienia fanów. Na ten mecz, poza Legią, zawsze przychodziły tłumy. To z siebie wyzwalało większe pokłady ambicji. Mecz na Widzewie jeszcze bardziej mnie nakręcał. Wygrać na wyjeździe z lokalnym rywalem to byłoby coś. To wtedy smakuje podwójnie.
W 1990 roku w derbach Łodzi przyłożył pan nogę do spadku Widzewa do drugiej ligi. Po pana golu ŁKS wygrał 1-0. Tym razem nie było mowy, by pomóc rywalowi?
- Musiałbym powiedzieć rzeczy, o których nie mogę mówić. Nie jest tak, że nie chcieliśmy pomoc. Nasze rozmowy z Widzewem nie poszły jednak w tę stronę, w którą powinny.
Zdarzało się, że piłkarz z ŁKS przechodził do Widzewa lub odwrotnie. Widzewiak Mirosław Myśliński mówi, że nie żałuje tego kroku, ale ełkaesiak Dariusz Podolski przyznał, że to był błąd i negatywnie wpłynął na jego życie. Pan przeszedłby z ŁKS do Widzewa?
- To jest praca i trzeba to umieć zrozumieć. Jak ktoś ma zostać bezrobotny, a ma możliwość wykonywania zawodu, to nad czym tu się zastanawiać. Oczywiście kibicom trudne się z tym pogodzić. Takie sytuacje zwykle trzeba rozpatrywać indywidualnie. Luis Figo zarzekał się, że nigdy nie przejdzie z Barcelony do Realu Madryt, a wiemy, jak się stało. Jak ktoś wypowiedział takie słowa, to musi się tego trzymać. Jeśli takie deklaracje nie padły, to nie widzę problemu, ale trzeba być gotowy, na krytykę i przyjąć ją na klatę.
Sebastian Staszewski, Radosław Majewski i Sławomir Peszko o polskiej Ekstraklasie - Oglądaj teraz!
W niedzielę 67. derby Łodzi, w których Widzew podejmie ŁKS. Gospodarze są faworytem.
- Trochę jakby wróciły moje czasy, kiedy to Widzew był zwykle wyżej w tabeli. Teraz jest liderem i podobno nieźle gra. Myślałem niedawno o derbach. Dobrze byłoby, gdyby teraz to ŁKS zwyciężył, bo bardzo potrzebuje punktów, a w rewanżu Widzew, a potem obie drużyny awansowały do ekstraklasy. Jeśli ełkaesiacy chcą tam wrócić, muszą zacząć wygrywać też z drużynami, które są przed nimi, tak jak ostatnio z Arką Gdynia.
Rozmawiał Andrzej Klemba