Lech Poznań nie potrzebuje transferów? Wystarczy się przyjrzeć
Po dwóch wygranych z rzędu, trzech meczach bez porażki i wysokiej pozycji w tabeli ligowej podniosły się głosy, że o co chodzi z tą awanturą o transfery Lecha Poznań, skoro radzi on sobie tak dobrze. Lech ma mieć jeden z najsilniejszych składów w Polsce, wymagających tylko nieznacznych korekt. Otóż to nie tak.
Istotnie, Lech Poznań dysponuje niezłym składem i tak znakomitymi zawodnikami na miarę polskiej Ekstraklasy jak Mikael Ishak, Lubomir Šatka, Pedro Tiba czy Jakub Kamiński, o którym już się mówi, że za długo w polskiej lidze w takiej dyspozycji nie zostanie. Widząc tak wyśmienitych piłkarzy, można łatwo ulec złudzeniu, że Kolejorz z taką kadrą jest gotowy do walki o mistrzostwo kraju. Jak jest gotowy, pokazał jednak już w zeszłym sezonie.
Teraz ma lepszego trenera - ktoś powie i właśnie ów trener powinien być pierwszą wskazówką, aby nie wygłaszać pochopnych i nieprzemyślanych tez, jakoby Kolejorz nie potrzebował wzmocnień. To przecież właśnie Maciej Skorża sam przyznał i upiera się, że obecny skład jest całkowicie niewystarczający do osiągnięcia tego celu. - Nie wyobrażam, żeby to się tak zakończyło i by obecna kadra była finalną kadrą na sezon. Proszę pamiętać o tym, co powiedziałem, że zależy nam nie tylko na dodaniu zawodników do zespołu, ale na podniesieniu jakości drużyny - to jest kluczowe - mówi przecież w obszernej rozmowie z Interia.pl, która można przeczytać tutaj, zanim wygłosi się tezę, że kadra Lecha jest wystarczająco mocna i wzmocnień nie trzeba.
Lech Poznań nie ma wystarczająco mocnej kadry
Słowem, ani Lech nie ma kadry wystarczająco obszernej, ani wystarczająco jakościowej. To, że teraz jest bez porażki i wysoko w tabeli, to kwestia dość dobrej gry, sporej mobilizacji, zapewne ogromu wykonanej pracy, ale nie zapominajmy, że Kolejorz nie rozegrał jeszcze meczu z zespołem z polskiej czołówki. Ani Górnik Zabrze, ani Cracovia Kraków, ani tym bardziej beniaminek Radomiak Radom (choć spisuje się zaskakująco dobrze) do niej się nie zaliczają, nie zalicza się również piątkowy rywal poznaniaków, Termalica Nieciecza. To, co najtrudniejsze, dopiero przed Lechem. Prawdziwie trudne sprawdziany nadejdą.
I to nie tylko z uwagi na rywali, także z powodu ubytków kadrowych. Wytrzymanie takich strat jest prawdopodobnie najważniejszym sprawdzianem każdej drużyny w długodystansowym wyścigu, jakim jest wielomiesięczna walka o mistrzostwo. Zdobycie w niej tytułu to wypadkowa formy w rozmaitych odcinkach czasu (trudno sobie wyobrazić, aby ktoś był w dobrej formie przez pełne dziewięć miesięcy gry), szerokości kadry i odporności na wypadanie z niej poszczególnych zawodników.
CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań ma problem. Stracił napastnika
Na razie Lech sobie radzi, bo wypadł mu tylko Joep Pereira (trzy mecze pauzy za brutalny faul i czerwoną kartkę), czyli akurat zawodnik, którego ma kim zastąpić. Wszedł Alan Czerwiński i wielkiej różnicy nie widać. To jest właśnie prawdziwa głębia składu, to jest odporność na takie straty spowodowane kartkami i kontuzjami, które nadejść muszą. Inne pozycje w Kolejorzu są jednak znacznie słabiej pogłębione. Wyobraźmy sobie chociażby stratę lewego obrońcy czy skrzydłowego, weźmy Jakuba Kamińskiego albo Michała Skórasia. W jednej chwili ten oklaskiwany i znajdujący się wysoko Lech może wpaść w tarapaty.
Lech Poznań jest zespołem i klubem, który robi świetne wrażenie na obserwujących go doraźnie, pobieżnie. Fantastycznie wypada w oczach dziennikarzy warszawskich, u których chwilami wręcz bryluje jako wzór. Łatwo jest mu przeforsować wypowiedziane lub jedynie domniemane tezy, iż jest dobrze skonstruowany, silny, z jedną z najsilniejszych kadr w Polsce i w związku z tym wymaga tylko drobnych korekt, a nie diametralnych wzmocnień. Wystarczy jednak baczniej mu się przyjrzeć, przez kilka lat obserwować jak zachowuje się w rozmaitych trudnych sytuacjach, jak przezwycięża czy też raczej nie potrafi przezwyciężyć kryzysów, aby zrozumieć, że to fasada. Lep na opinie.
Lech Poznań potrzebuje wzmocnień
Kolejorz nie tylko potrzebuje wzmocnień, ale potrzebuje ich jak najrychlej. Przyjęliśmy już do wiadomości tezę klubu i samego trenera, że zdecydowali się oni zaryzykować i poczekać na to, czy uda się sprowadzić "kozaków", jak nazywamy spodziewanych zawodników, którzy mają podnieść jakość zespołu. Ryzyko polega na tym, że mogą oni wybrać inne kluby i inne ligi, bo mówimy o piłkarzach, dla których Lech nie jest pierwszym wyborem (a zatem teoria wzmocnień dokładnie przeciwna niż ta, którą Lech stosował dwa lata temu). Na razie się to nie udało, tacy gracze przeciekają poznaniakom przez palce. Czas leci, na szczęście bez konsekwencji, bowiem Kolejorz w tabeli się nie obsunął. Może się jednak okazać, że w ostatnie dni okna transferowego zatrudni zawodników, którzy "kozakami" nie są i mogli tu już trafić dawno, gdyż ryzyko się nie opłaci. Trzeba się z tym liczyć.
W każdej chwili mogą zaistnieć sytuacje, które obrócą obraz Lecha. Nadal jest on niezwykle podatny na dmące w niego niekorzystne wiatry i wciąż bardziej przypomina jeszcze domek z kart niż stabilną, pewną siebie drużynę, gotową do walki o zaszczyty w jednej z najtrudniejszych lig Europy. Jednej z najtrudniejszych, gdyż tu różnica między zespołami teoretycznej czołówki a teoretycznego dołu nie jest aż taka wielka. Jego dojście do grona najpoważniejszych faworytów do mistrzostwa jest możliwe, ale samo się nie stanie. Wymaga nie tylko pracy, ale i nakładów, bynajmniej nie czekania z dyżurną tezą "mamy wystarczający skład".