Wojciech Grodzki miał 53 lata. Od jakiegoś już czasu nie sędziował największych zawodów żużlowych, bowiem zmagał się z chorobą. Od 1996 roku miał jednak status arbitra międzynarodowego, był rozjemcą w walce o tytuł indywidualnego mistrza świata. Wielokrotnie wyznaczano go do turniejów Grand Prix, był jednym z czołowych sędziów świata. W sezonie 2020 sędziował turniej Pucharu Europy do lat 19 w słowackiej Żarnovicy, który przeprowadził bardzo sprawnie, bez ani jednego równania toru. Mimo choroby Wojciech Grodzki starał się utrzymywać blisko żużla i planował powrót do sędziowania w najlepszej lidze świata tak szybko, jak tylko to możliwe. Ostatnie spotkania PGE Ekstraligi rozstrzygał w sezonie 2018, potem na dwa lata zniknął z wieżyczki i niestety już wiemy, że na nią nie wróci. Był arbitrem niezwykle cenionym ze względu na swoją odwagę. Nie bał się wykluczać największych gwiazd, z Tomaszem Gollobem na czele. Nie wszyscy sędziowie potrafią to robić. Działaczem żużlowym jest także jego ojciec, Andrzej Grodzki. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! To kolejna już znana w żużlowym środowisku osoba, którą zabrał koszmarny rok 2020. Przypomnijmy, że 1 września zmarł Jerzy Szczakiel, przez prawie 40 lat jedyny Polak, który wywalczył tytuł indywidualnego mistrza świata na żużlu. Niecałe trzy miesiące później straciliśmy Zenona Plecha, kolejnego z wielkich czempionów, multimedalistę wszelkich krajowych i międzynarodowych zawodów. Wcześniej pożegnaliśmy również Andrzeja Pogorzelskiego, legendę Stali Gorzów. Polski żużel ma za sobą fatalny rok. Oprócz wielu znanych postaci, które odeszły do wieczności, niezbyt dobra jest także kondycja dużej części klubów, które mocno dostały po kieszeni przez pandemię COVID-19. Mówi się, że może to w najbliższej przyszłości mocno wpłynąć na ich funkcjonowanie, a nawet zakłócić płynność finansową wielu ośrodków. Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!