Piotr Kaczorek, Interia: Wróćmy na chwilę do okienka transferowego. Była z twojej strony chęć, żeby znaleźć sobie klub w PGE Ekstralidze? Oskar Fajfer, żużlowiec Aforti Startu Gniezno: Tak. Byliśmy dogadani ze Startem i czekaliśmy, co się wydarzy. Nie ukrywam, że byłem otwarty i czekałem na jakieś propozycje z wyższej klasy rozgrywkowej, natomiast widać, że jest bardzo mało wolnych miejsc. Szansa, że jedno z nich trafi do mnie była bardzo mała, dlatego szybko podjąłem decyzję o pozostaniu w Gnieźnie. Nie miałeś żadnej oferty z PGE Ekstraligi? Niestety nie, nie było ofert. Twój niedawny klubowy kolega, Oliver Berntzon, będzie w tym sezonie występował w PGE Ekstralidze, bo awansował wraz z drużyną z Ostrowa. Miejsc w najwyższej lidze, szczególnie po wprowadzeniu przepisu o zawodniku U24 faktycznie jest bardzo mało. Widzisz dla siebie inną ścieżkę, żeby spróbować sił w PGE Ekstralidze, niż awans ze Startem? Oczywiście, że widzę. Wiadomo, że zawsze jest lepiej to zrobić ze swoim macierzystym klubem i w najwyższej klasie rozgrywkowej jeździć na torze, na którym się wychowałeś, natomiast życie pisze różne scenariusze. Sami wiemy, jak trudno jest wejść do tej Ekstraligi. Tak naprawdę nie wiadomo, ile czasu to zajmie Startowi, więc trzeba być przygotowanym na różne możliwości. Na pewno się tam widzę, czy teraz, czy za niedługo, zobaczymy. Trzeba się uzbroić w cierpliwość i pracować jeszcze więcej aż w końcu zostaniemy dostrzeżeni. Czujesz się gotowy już teraz? Bo jednak jest tam wyższy poziom, niż w eWinner 1. Lidze. Skoro czekałem ofertę, to oznacza, że jestem gotowy - i mentalnie, i sprzętowo. Poczyniliśmy bardzo duże inwestycje, porównując to do zeszłego roku. Co roku robimy krok do przodu, nie cofamy się, ale, jak wspomniałem, bardzo ciężko tam wejść, przekonać działaczy i zagościć na dłużej. Ostatecznie zostałeś w Gnieźnie. Przy okazji podpisania kontraktu mówiłeś, tu dokładny cytat, że "plany związane z kształtem zespołu na rok 2022 przedstawiają się ciekawie". Te słowa padły we wrześniu, a wiadomo, że giełda transferowa jest bardzo dynamiczna, więc te plany mogły się troszkę pozmieniać. Czy to, co obiecywali działacze, zostało zrealizowane? Wiesz co, po części tak. Na pewno na miarę możliwości, które klub miał, na które pozwolił rynek, to zrobili wszystko, co mogli. Zresztą też trzymałem rękę na pulsie, wiedziałem, co się dzieje na bieżąco. Nie było tak, że podaliśmy sobie ręce po ostatnim meczu i zdzwoniliśmy się w marcu, tylko cały czas jesteśmy z klubem w kontakcie. Obserwowałem ich działania - było widać, że działacze bardzo się starali, żeby ten skład był jak najlepszy. Również na zapleczu PGE Ekstraligi nie jest łatwo o pozyskanie fajnych, ciekawych, dobrych nazwisk. Można jednak powiedzieć, że działacze stanęli na wysokości zadania i w miarę możliwości stworzyli jak najmocniejszy zespół. A jesteś zadowolony z tego, jak on się prezentuje? Patrząc na tę chwilę, to nie można niczego zarzucić zawodnikom, za których ręczyłem w klubie, że są dobrzy. Na treningach fajnie się prezentują, więc jedyną niewiadomą na dziś są Antonio Lindback i Peter Kildemand. Ten drugi złapał ostatnio uraz, odnowiła mu się kontuzja. Na nich dwóch czekamy, bo nie wiemy, na co ich stać. Na co was stać, w co celujecie? Na prezentacji mówiłeś, że w play-offy. Podtrzymujesz te słowa? Na pewno cel numer jeden to wejść do szóstki - to jest nasz plan minimum, który musimy zrealizować. Do tego będziemy dążyć za wszelką cenę, to musimy osiągnąć. Uważam, że będzie porażką, jeśli tam się nie znajdziemy. Czy przez zawieszenie Rosjan wasza sytuacja się poprawiła, czy planowana możliwość stosowania zastępstwa zawodnika zrekompensuje te straty poszkodowanym klubom? Mnie się wydaje, że nic nie zrekompensuje ich straty. Wiadomo, jakie punkty robił Wiktor Kułakow dla Wybrzeża Gdańsk, czy Siergiej Łogaczow dla ROW-u Rybnik. To byli liderzy tych drużyn i robili naprawdę solidne dwucyfrówki. Ciężko będzie załatać to ZZ-tką, ponieważ cała drużyna musiałaby się składać wtedy z 4 super zawodników. Jak wiemy, w klubach jest różnie, więc myślę, że będą mieli co robić i będą musieli się napocić, żeby zastąpić godnie Rosjan, których zabraknie w tych ekipach. W zeszłym sezonie dość ciekawie wyglądały twoje statystyki. U siebie zdobywałeś średnio 2,5 punktu na bieg, a na wyjeździe ok. 1,6 punktu. Wiesz z czego wynikała tak duża różnica? Bo jest naprawdę spora. Dokładnie tak. Mówiłem, że po sezonie przyjdzie czas na analizy, więc całą zimę główkowałem, co mogło być tego przyczyną i dopiero okaże się, czy dobrze to zadanie domowe odrobiłem. Myślę, że tak, myślę, że wiem, gdzie leżał problem. Dużo analiz zrobiłem tej zimy, więc wiem już jakich błędów nie popełniać i na pewno ta statystyka się wyrówna. To w czym tkwił problem? To już każdy zawodnik zostawia dla siebie, ponieważ nie chce podpowiadać innym (śmiech). Na 90% zlokalizowałem, gdzie leżał problem. Mogę powiedzieć tylko tyle, że za bardzo sugerowałem się ustawieniami z toru w Gnieźnie podczas meczów wyjazdowych i urwać temat. Wiem już, że trzeba się bardziej sugerować tym, co nasz czeka danego dnia, a nie tym, co pasuje na domowym owalu. W Gnieźnie zmienił się sztab szkoleniowy - teraz tworzą go Błażej Skrzeszewski i Tomasz Fajfer. Czy to dla ciebie, jako dla seniora, ma jakieś znaczenie? Bo wiadomo, że tata ma się zajmować głównie pracą z młodzieżą. Tak, dokładnie. Tata od początku sezonu działa z młodzikami i, jak widać na pierwszych treningach, cały czas ich dogląda i udziela im wskazówek. Błażej jest odpowiedzialny za prowadzenie pierwszej drużyny. Każdy zna swoją rolę, każdy wie, co musi robić i na razie to wygląda dobrze. Jak wiadomo, my też musimy się wszyscy dotrzeć, więc na pewno na początku są jakieś uwagi, rady, ale to jest po prostu rozmowa. Nikt nie jest idealny, ale wygląda to naprawdę fajnie i z treningu na trening nabieramy pewności siebie. Widać, że ta drużyna coraz bardziej się scala i idziemy ku dobremu. W trakcie przerwy zimowej, na torze w Gnieźnie, zamontowano odwodnienie liniowe. Czy z perspektywy zawodnika ta zmiana ma znaczenie? Czy to, że ten krawężnik jest inny, wpływa na to, jak się jeździ? Na pierwszy rzut oka widać, że ten tor wygląda dużo estetyczniej i powiem szczerze, że podczas jazdy widać, że delikatnie się zmieniła jego geometria. Nawet ja, jako zawodnik, który jeździ tutaj od kilku sezonów, też muszę się tego toru troszkę poduczyć, bo delikatnie pozmieniały się kąty i trzeba całkiem inaczej planować jazdę. Na pewno potrzebujemy jak najwięcej kółek, żeby się dostosować. A czy sam krawężnik jest bardziej śliski? Kojarzę, że kiedyś była we Wrocławiu taka sytuacja, że łyżwa uciekła zawodnikowi na podobnym krawężniku. Dostrzegasz takie ryzyko, jest trochę inaczej? Nie, zaliczam tę zmianę tylko na plus, ponieważ jedzie się lepiej, niż na starym krawężniku. Ten poprzedni krawężnik często powodował, że robiła się rynna i leżał albo wyżej, niż tor, albo niżej i była spora nierówność. Bardzo niewygodnie było wjeżdżać tam przednim kołem, a teraz na ten krawężnik wjeżdża się z przyjemnością, więc jest to zmiana na spory plus. Zmieniła się też nawierzchnia. Jak bardzo ten tor różni się od tego, który do tej pory był w Gnieźnie? Różni się na pewno. Widać, że tej nawierzchni troszkę przybyło i, jak mówiłem wcześniej, tego toru trzeba się teraz poduczyć. Nie tylko my, jako zawodnicy, ale też toromistrzowie mają coś nowego i muszą go rozgryźć. Jak było widać na początku, potrzebowaliśmy kilku naprawdę dobrych treningów, aby go rozpracować i myślę, że już od dwóch jednostek mamy taki tor, który byśmy chcieli. Fajnie, że udało się go już, można powiedzieć, rozgryźć. Teraz trzeba go tylko trzymać i się w niego wjeżdżać. Trochę mnie zaskoczyłeś, bo myślałem, że będziecie więcej czasu potrzebowali, żeby go zrozumieć, a mówisz, że to już się udało zrobić. Tak, tak. Nie ukrywam, że były niespodzianki na pierwszych trzech, czterech treningach - ten tor naprawdę robił psikusy. Natomiast jest dobra komunikacja w zespole, w całej drużynie i udzielał jakichś rad, od razu były one wdrażane i było widać, że z treningu na trening ten tor wygląda coraz lepiej. Jesteśmy po kilku treningach i można powiedzieć, że od dwóch wstecz jest naprawdę fajnie i nowa nawierzchnia jest przyjazna do jazdy, do walki. A będzie jej więcej? Kibice będą mieli frajdę z tego toru? Myślę, że na takie oceny przyjdzie jeszcze czas, choćby po pierwszym sparingu (wywiad przeprowadzony przed pierwszymi sparingami - dop. red.), ponieważ będą wtedy warunki ligowe, czterech zawodników pod taśmą i będzie można stwierdzić, czy tej walki jest więcej. Czy nie ma takiego ryzyka, że jak zaczniecie jeździć w czwórkę, tor będzie bardziej użytkowany, to jego charakterystyka się zmieni? Zawsze jest jakieś ryzyko z tym związane, nie uciekniemy przed tym. Jeśli coś takiego by się stało, to trzeba się z tym zmierzyć, wyciągnąć jakieś wnioski i podjąć jakieś działania. Natomiast sporo zawodników przyjeżdżało i jeździło na naszym torze, tym bardziej na ostatnich treningach i zachowywał się on dobrze, nie rozwalał się, więc myślę, że tutaj nie ma obaw. Byliście pierwszą drużyną, która wyjechała na tor w Polsce. Czy to ma w ogóle jakiekolwiek znaczenie? W naszym przypadku myślę, że tak. Chcieliśmy wyjechać dość prędko, żeby zobaczyć, jak się ten tor zachowuje i zostawić sobie jakiś margines błędu, gdyby coś było nie tak. Sporo zostało tej nawierzchni dosypane i myślę, że to był dobry pomysł. Głowa była spokojniejsza, na przygotowanie toru było więcej czasu. Taki był plan i wszystko zgodnie z nim pomyślnie udało się wykonać. Za tobą już pierwsze jazdy i w pojedynkę, i z innymi zawodnikami spod taśmy. Czujesz już luz na motocyklu, jesteś już, powiedzmy, wjechany w sezon, czy jeszcze trochę do tego momentu brakuje? Mogę śmiało powiedzieć, że można się już normalnie ścigać w zawodach, więc luz już przyszedł. Natomiast potrzeba jeszcze dobrych dwóch, trzech treningów, żeby wszystkie jednostki, cały sprzęt, który został zakupiony, przejechać na torze w warunkach zbliżonych do ligowych. Myślę, że w tym tygodniu, w przyszłym, będą takie prawdziwe testy całego sprzętu i zobaczymy, w którym miejscu jesteśmy. Rozmawiał Piotr Kaczorek