Poniedziałek, 26 listopada 2007 (08:43)
1 / 8
Bungee to niezawodny wyzwalacz adrenaliny. Sporo osób decyduje się na skok, chociaż tak drżą im ręce, że nie są w stanie wypełnić formularza, w którym potwierdzają dobry stan zdrowia.
Źródło: AFP
2 / 8
Dla szukających naprawdę wielkiej dawki adrenaliny jest free jumping - skoki bez liny. W tej odmianie jedyną polisą na życie jest siatka rozpostarta nad ziemią. Niby bezpieczna, ale z góry wygląda jak znaczek pocztowy.
Źródło: AFP
3 / 8
Można też zostać wystrzelonym w powietrze z katapulty. Leci się na wysokość kilkudziesięciu metrów, by w końcowej fazie lotu w górę doznać stanu bezwładności. Można też lecieć poziomo w specjalnym korytarzu po zluzowaniu naciągniętej liny
Źródło: AFP
4 / 8
Źródło: AFP
5 / 8
Od tamtej pory nadal skacze się z mostów, ale także z kolejek linowych, drapaczy chmur, dźwigów, balonów, śmigłowców. Nie oszczędzono nawet wieży Eiffla. Trudno zliczyć wyszystkie odmiany bungee. Można skakać z nogami lub głową w dół.
Źródło: AFP
6 / 8
Na nowe tory popchnął bangee Alan John "A. J." Hackett. Nowozelandczyk udoskonalił system produkcji lin i opracował sposób dopasowania ich długości do wagi skaczącego. I zaczęło się na dobre...
Źródło: AFP
7 / 8
Tubylcy z wyspy na Pacyfiku podejmowali ryzyko, żeby udowodnić swoją męskość. Nikomu z nich nie śniło się nawet, że wymyślili ekstremalny sport, który w XX wieku stanie się gałęzią przemysłu z obrotami przekraczającymi sto milionów dolarów rocznie!
Źródło: AFP
8 / 8
Kilkanaście wieków temu kilku młodych chłopaków na wyspie Pentacoste przywiązało sobie liny z pnączy do kostek i rzuciło się w przepaść z najwyższego drzewa. Lecąc w dół wrzeszczeli: bungee! Robili to część ginęła, a wielu zostawało kalekami.
Źródło: AFP