Niedziela, 10 października 2021 (07:00)
10 października ustanowiony został Światowym Dniem Zdrowia Psychicznego. Jedną z najgroźniejszych chorób dotykających ludzkość jest depresja. Według szacunków, na całym świecie cierpi na nią około 350 milionów osób, w tym - wielu sportowców. Część z nich doprowadziła ona do śmieci, inni szczęśliwie podjęli walkę i każdy kolejny dzień przybliża ich do zwycięstwa. Poznajcie historie gwiazd mierzących się ze słabościami mimo, iż w teorii nie powinno brakować im niczego. Ludzi takich samych, jak my.
1 / 9
Agata Wróbel na początku XXI wieku należała do grona najbardziej rozpoznawalnych polskich sportsmenek. Sławę dały jej dwa medale igrzysk olimpijskich (srebrny i brązowy) oraz tytuł mistrzyni świata. Karierę zakończyła w 2010 roku. Już wcześniej przerwała ją na dwa lata. Po zakończeniu rywalizacji zaczęły nawarstwiać się w jej życiu problemy. Ciosem było także odejście matki. Pojawiła się depresja, a także inne problemy zdrowotne. Zawodniczka została przez okoliczności zmuszona do założenia internetowej zbiórki na swoje leczenie, pracowała także na Wyspach. Aktualnie nie udziela się publicznie. TVP informowała przed kilkoma tygodniami, że wraz ze swoim partnerem mieszka w okolicach Żywca. Pochodzi z Jeleśni, położonej ledwie kilka kilometrów dalej.
Źródło: East News
2 / 9
28 listopada 2015 roku Tyson Fury pokonał Władimira Kliczkę, kończąc erę jego dominacji w świecie boksu. "Gypsy King" znalazł się na szczycie, ale jak wyznał w autobiografii, to wtedy po raz pierwszy pojawiło się w jego głowie uczucie przeraźliwej pustki, która szybko przerodziła się w depresję. Brytyjczyk nie był w stanie walczyć przez niemal trzy lata. W międzyczasie znacząco przybrał na wadze, w jego organizmie wykryto też kokainę. Udzielał się w mediach rzadko, lecz gdy się pojawiał, opowiadał, że "nie chce już żyć", a w jego życiu pojawiły się "demony, które chcą go dopaść". Próbował się również targnąć na swoje życie: pędząc sportowym samochodem był zdecydowany, by uderzyć z wielką prędkością w wiadukt. Odpuścił w ostatniej chwili. Ukojenie odnalazł w Bogu. Wrócił do sali treningowej, schudł i zdołał powrócić na szczyt. W grudniu 2018 roku stanął do walki o pas WBC z Deontayem Wilderem, która zakończyła się bez rozstrzygnięcia. Nieco ponad rok później pokonał go przez techniczny nokaut. W niedzielę rano pięściarze spotkali się po raz trzeci.
Źródło: AFP
Autor: AFP/DPA ROLF VENNENBERND/bb
3 / 9
Luis Ocana, który na swoim koncie ma między innymi triumf w klasyfikacji generalnej Tour de France był w latach 70. ubiegłego wieku prawdziwym idolem Hiszpanów. Toczył podczas "Wielkiej Pętli" porywające pojedynki z kolarzem wszech czasów - Belgiem Eddym Merckxem. W tamtych czasach uznawany był za jedynego zawodnika, który jest w stanie go pokonać. Już w trakcie kariery borykał się jednak z problemami natury psychologicznej. Miewał kłopoty z utrzymaniem nerwów na wodzy w kluczowych momentach, popadał w skrajności - albo był nastawiony euforycznie, albo popadał w pesymizm. Odbiło się to na nim również po zakończeniu kariery. Otworzył winnicę, lecz szybko popadł w problemy finansowe. Choć pomagał mu dawny rywal, Merckx (organizował zamówienia win do Belgii), nasilała się u niego depresja. Dodatkowo pojawiło się u niego zapalenie wątroby typu C oraz nowotwór. Nie wytrzymał. 19 maja 1994 roku śmiertelnie postrzelił się w głowę.
Źródło: Getty Images
Autor: ullstein bild Dtl. / Contributor
4 / 9
Michael Phelps ma w dorobku 23 złote medale igrzysk olimpijskich i 26 krążków z najcenniejszego kruszcu, zdobytych podczas mistrzostw świata. Jego życie ma jednak i swoją ciemniejszą stronę. Był przyłapywany za jazdę samochodem pod wpływem alkoholu. Australijczyk przyznał się także do tego, że zmaga się z depresją. Problemy psychiczne nasilały się u niego po każdych igrzyskach olimpijskich, a oficjalnie poinformował o nich w 2016 roku. Jak powiedział, cieszy się, że nie odebrał sobie z ich powodu życia. "Mam przerażające wzloty i upadki. Są chwile, w których chciałbym zwinąć się w kulkę i schować w kącie. Chcę być z tym sam" - mówił w ubiegłym roku. Phelps przyznał, że wielkim wsparciem w trudnych chwilach jest dla niego rodzina, przede wszystkim - dzieci. "Rozumieją, że mam trudniejszy dzień i akceptują to, że czasami można mieć słabsze momenty" - mówił.
Źródło: AFP
Autor: AFP/AFP GABRIEL BOUYS/
5 / 9
Na koncie miał między innymi trzy medale igrzysk olimpijskich i pięć tytułów mistrza świata. Steven Holcomb, bo o nim mowa zaliczył karierę pełną spektakularnych sukcesów. Większość z nich odniósł, nosząc na swoich barkach ciężar depresji. W drodze po sukces był tak zdeterminowany, że zataił przed kolegami z reprezentacji poważną chorobę wzroku, która sprawiła, iż stopniowo go tracił. Próby ukrywania problemu, które sprowadzały się do unikania towarzystwa sprawiały, że większość czasu spędzał samotnie, co pogłębiało problem z depresją. Pojawił się problem z alkoholem, a także - próba samobójcza, która jednak się nie powiodła. Po niej nastąpił przełom - Holcomb wyznał rodzinie, że ma poważny problem ze wzrokiem, otworzył się na ludzi, a w 2010 roku sięgnął po złoto igrzysk w Vancouver. Demony go jednak nie opuściły - 6 maja 2017 znaleziono go martwego w hotelowym pokoju. Badania wykazały w jego organizmie obecność alkoholu i środków nasennych. Czy było to samobójstwo? Rodzina nie chciała zabierać w tej sprawie głosu.
Źródło: AFP
Autor: AFP/GETTY IMAGES NORTH AMERICA KEVORK DJANSEZIAN/ke
6 / 9
"Jezu, ale tam strzelałem Adriano..." - rapował Quebonafide w popularnym kawałku "Bubble Tea", wspominając popisy brazylijskiego napastnika. 39-letni, obecnie już były piłkarz miał zadatki na to, by stać się następcą legendarnego Ronaldo - wielu zdążyło mu nawet, po kilku świetnych sezonach w barwach Interu Mediolan przypiąć tę łatkę. Po śmierci ojca, do której doszło w 2004 roku (zmarł na atak serca, a lekarze po śmierci ze zdumieniem odkryli, że w jego głowie tkwiła przez lata... pistoletowa kula) gwałtownie obniżył jednak loty. Mówiło się, że tylko ojciec potrafił utrzymać silnego napastnika w ryzach. Brak kontroli oraz rozpacz sprawiły, że niezwykle perspektywiczny zawodnik z hukiem spadł ze szczytu. Jak sam przyznawał - to wtedy popadł w depresję, a ból starał się koić alkoholem. Pił codziennie, potrafił pod wpływem pojawiać się na treningach. Rozstał się z Interem, a po powrocie do Brazylii sytuacja tylko się pogarszała. W jego kontekście pojawiały się oskarżenia o przemyt narkotyków, a jakby tego było mało – media obiegła wieść, jakoby postrzelił kobietę. To ostatnie na szczęście okazało się nieprawdą. Obecnie były zawodnik zdaje się wstawać z kolan. Jak mówi – szczęściem jest, że jego alkoholowe problemy odbiły się tylko i wyłącznie na nim samym. Ma nadzieję, że uda mu się wrócić na prostą. Mówiło się, że tylko ojciec potrafił utrzymać silnego napastnika w ryzach. Brak kontroli oraz rozpacz sprawiły, że niezwykle perspektywiczny zawodnik z hukiem spadł ze szczytu. Jak sam przyznawał - to wtedy popadł w depresję, a ból starał się koić alkoholem. Pił codziennie, potrafił pod wpływem pojawiać się na treningach. Rozstał się z Interem, a po powrocie do Brazylii sytuacja tylko się pogarszała.
Źródło: AFP
Autor: AFP/EAST NEWS
7 / 9
W marcu 2019 roku do zmagań z depresją przyznał się publicznie Marek Plawgo, dwukrotny brązowy medalista mistrzostw świata w Osace (2007) na 400 metrów przez płotki i w sztafecie 4x400 m, wicemistrz Europy (2006) i rekordzista Polski na płotkach. Pochodzący z Bytomia lekkoatleta karierę zakończył w 2013 roku. „Od kilku miesięcy leczę się na depresję. Chorobę, której przez długi czas nie miałem odwagi nadać nazwy. Przecież to miało być chwilowe, miałem jak zwykle się podnosić, miałem udowadniać, że nic mnie nie położy. Nie wiedziałem, że może tak złamać” – napisał w poruszającym wyznaniu Plawgo w mediach społecznościowych. - To stan, w którym nie jesteś w stanie wyjść z domu, wykonać podstawowych obowiązków, odebrać telefonu, a zamiast kontaktu z innymi, wolisz siedzieć sam przy zgaszonym świetle, szlochać i zasypiać na podłodze – mówi Interii były lekkoatleta. Dziś 40-letni Plawgo czuje się znacznie lepiej. Był ekspertem TVP podczas igrzysk olimpijskich w Tokio, na zlecenie województwa śląskiego przygotowuje także aplikacje do europejskich i światowych federacji w staraniach o mistrzostwa Europy i świata w lekkiej atletyce; współpracuje również z firmą Bridgestone. - Mam za sobą największe problemy, obecnie czuję się bardzo dobrze, ale wiem też, że jest to zbudowane na kruchym fundamencie – przyznaje. Dlatego stara się o równowagę między pracą i wypoczynkiem, nauczył się odmawiać i mówić „nie” ludziom wytwarzającym presję. I cieszy się, że jego przykład jest inspiracją dla innych, którzy również zmagają się z depresją.
Źródło: East News
Autor: DOMINIK PISAREK/REPORTER
8 / 9
W żużlu depresja to ogromny problem. Wielu takich, którzy na torze byli twardzielami i potrafili gnać grubo ponad 100 km/h na motocyklach pozbawionych hamulców, poza torem nie wytrzymywało presji kibiców i krytyki z ich strony. Ostatnią ofiarą tej choroby był Tomasz Jędrzejak, indywidualny mistrz Polski z 2012 roku, który 14 sierpnia 2018 roku został znaleziony martwy w przydomowym garażu. Jędrzejak przez wiele lat z powodzeniem reprezentował barwy wrocławskiej Sparty. Gdy po sezonie 2017 w ekstraligowym zespole w końcu zabrakło dla niego miejsca, wszyscy spodziewali się, że wróci do klubu z Ostrowa, w którym się wychował. Skusił go jednak Ireneusz Nawrocki ekscentryczny właściciel II-ligowej Stali Rzeszów. Biznesmen miał odmienić polski żużel, a ledwie w jeden sezon doprowadził klub do upadku. Jędrzejak w efekcie zarobił niewiele. Do dziś jego rodzina nie odzyskała ponad 100 tysięcy złotych, które zawodnik wywalczył na torze. Na frustrację związany z brakiem pieniędzy dodatkowo nałożyła się krytyka ze strony kibiców z Ostrowa. Mieli pretensje, że zdradził rodzinne miasto dla pieniędzy. Jednej nocy nawet porysowali mu samochód. W końcu nie wytrzymał. Samobójcza śmierć wrażliwego faceta, zawsze służącego pomocą, była szokiem dla jego kolegów z toru. Tai Woffinden na pogrzebie płakał jak małe dziecko. Wywalczony niespełna dwa miesiące później, trzeci w karierze tytuł indywidualnego mistrza świata, zadedykował właśnie Jędrzejakowi. Podobnie zrobiła cała drużyna Sparty w tym roku, gdy po długich 15 latach wyczekiwania została drużynowym mistrzem Polski.
Źródło: Newspix
Autor: FOTO LUKASZ GROCHALA - PRZEGLAD SPORTOWY
9 / 9
Robert Enke to chyba najbardziej znany w świecie sportu przykład tego, do jak wielkiej tragedii doprowadzić może depresja. Na koncie miał niemal dwieście występów w Bundeslidze, mecze Ligi Mistrzów i grę w reprezentacji Niemiec. Zaliczany był do grona najlepszych bramkarzy za naszą zachodnią granicą. Nie zwierzał się ze swoich problemów, które jednak ciągle narastały. W pierwszej fazie kariery zaliczył nieudany transfer do FC Barcelony, gdzie nie czuł zaufania i nie był w stanie rozwinąć skrzydeł. W 2003 roku, w swoim pamiętniku po raz pierwszy napisał o samobójstwie. Trzy lata później zmarła, w wieku zaledwie dwóch lat, jego córka, co nałożyło na jego barki dodatkowe obciążenie. W sezonie 2009/2010 bronił barw Hannoveru 96. Rozegrał jednak tylko sześć spotkań. 10 listopada 2009 roku rzucił się pod jadący z prędkością 160 km/h pociąg, zostawiając żonę i adoptowaną córkę. Zostawił list pożegnalny, w którym przyznał, że ukrywanie depresji doprowadziło go do tragicznego końca. *** Centrum Wsparcia dla osób w stanie kryzysu psychicznego działa przez całą dobę. Jeżeli uważasz, że możesz potrzebować pomocy - zadzwoń: 800 702 222
Źródło: AFP
Autor: AFP/AFP JOHN MACDOUGALL/UT