Świątek z Chwalińską w Maladze, ostatnia z mistrzyń świata daleko. Koncert trzech Polek
Iga Świątek, Maja Chwalińska i Stefania Rogozińska-Dzik osiem lat temu wygrały juniorski Fed Cup, czyli mistrzostwa świata dla młodych tenisistek. Dzisiaj to już właśnie rozgrywki Billie Jean King Cup. I w finałach tych ostatnich w Maladze uczestniczyły dwie pierwsze, Rogozińska-Dzik nigdy nie wskoczyła już na tak wysoki poziom. W tym samym czasie, gdy Iga grała z Jasmine Paolini, ona w turnieju w Santo Domingo rywalizowała z Holenderką Emmą Van Poppel. I pokazała koncertową grę, podobnie jak dwie inne tenisistki z Polski.
W 2016 roku młode Polki po raz drugi w historii wygrały juniorski Fed Cup, czyli po prostu drużynowe mistrzostwa świata. Iga Świątek i Maja Chwalińska walczyły w singlu, rezerwową była wtedy Stefania Rogozińska-Dzik. W profesjonalnym tenisie ich losy potoczyły się już zupełnie inaczej. Iga została rakietą numer jeden na świecie, Maja znajduje się w drugiej setce rankingu WTA, jedynie Stefania została gdzieś na peryferiach tego sportu. Bo takimi peryferiami są niskiej rangi turnieje ITF.
23-letnia zawodniczka Górnika Bytom w swoim najlepszym momencie była na 765. pozycji w rankingu WTA, teraz jest o 160 pozycji niżej. Podczas gdy jej dwie byłe koleżanki z juniorskiej kadry przebywały razem w Maladze, ona szuka punktów w zawodach ITF na drugim końcu świata. Grała ostatnio w Stanach Zjednoczonych, później w Meksyku, teraz zaś na Dominikanie. W Santo Domingo jest zresztą jedną z pięciu Polek, które przystąpiły. A trzy z nich niemal równocześnie walczyły w głównej drabince o drugą rundę.
Trzy mecze Polek w pierwszej rundzie, trzy pewne zwycięstwa. I to bez straty choćby jednego seta
Rogozińska-Dzik wyszła na kort jako ostatnia. Zaczęła zaś Zuzanna Pawlikowska, która w nieco ponad godzinę rozbiła 6:1, 6:1 Amerykankę Paolę Lopez. Na korcie obok rywalizowała już wtedy zaledwie 16-letnia Karolina Lincer, która sensacyjnie pokonała inną Amerykankę Lilian Poling (6:3, 6:4).
A później, gdy rodaczki kończyły powoli swoje spotkania, na korcie numer 10 swój bój zaczęła Rogozińska-Dzik. Jest nieco wyżej notowana od swojej rówieśniczki z Holandii Emmy Van Poppel, eksperci też uważali ją za faworytkę. I się nie pomylili, Polka wgrała dość gładko, 6:1, 6:2. Zabrało jej to więcej czasu niż Pawlikowskiej, ale mniej niż młodszej z sióstr Lincer. Stefania nie zawodziła w kluczowych momentach, obroniła trzy z czterech break pointów. A jej rywalka miała z tym spore problemy.
Eliminacji nie przebrnęła z kolei Malwina Rowińska, a Olivia Lincer, rozstawiona z czternastką, miała w pierwszej rundzie wolny los. Ona do zmagań singlowych przystąpi dopiero w środę. A we wtorek Polki czekają starcia deblowe.