Nie będzie wyborów, prezes i zarząd znaleźli "rozwiązanie". Andrzej Supron wskazuje nowy termin i zaskakuje
- Przychyliłem do tego, co chciał zarząd. W końcu ja ich rekomendowałem, dlatego stanowimy jedną drużynę. Była taka wola, więc zwróciliśmy się do walnego zgromadzenia, które przychyliło się do propozycji czterech lat. I dlatego wybory mamy w przyszłym roku - mówi w rozmowie z Interią Andrzej Supron, prezes Polskiego Związku Zapaśniczego, którego kadencja została wydłużona. Co więcej, swojej misji były gigant polskich zapasów na stołku szefa federacji nie ma zamiaru zakończyć na dwóch kadencjach. Jak to możliwe?
Artur Gac, Interia: Na kiedy wyznaczony jest termin wyborów w Polskim Związku Zapaśniczym?
Andrzej Supron, prezes PZZ, wicemistrz olimpijski z 1980 roku z Moskwy: - Ze względu na to, iż kadencja została skrócona, ponieważ była pandemia i wcześniejsze igrzyska odbyły się w 2021 roku zamiast w 2020 roku, a w statucie mamy zapisane, że kadencja trwa cztery lata, nie było powodu, aby członkowie zarządu działali krócej. Więc walne zgromadzenie zdecydowało, że wybory odbędą się w przyszłym roku.
Dopiero jesienią 2025 roku?
- Tak, oczywiście.
Jest pan sportowcem z krwi i kości. Nie miał pan poczucia, że skoro dobiegł końca cykl olimpijski, w Paryżu dużych celów nie udało się zrealizować, jest to moment, by jednak poddać się procedurze?
- Ja panu powiem tak... Może rzeczywiście dojdziemy do tego, że jeżeli ten zarząd, który jest, będzie podobny, to na przyszłe wybory skrócimy kadencję. Aby faktycznie było to bezpośrednio po igrzyskach olimpijskich. Teraz to była jakby ich inicjatywa, że dlaczego mają być krócej, bo ze starego zarządu powtarzały się z dwie, czy trzy osoby, więc... Nie mnie to oceniać.
A pana zdanie jakie było w tym temacie?
- Ja się przychyliłem do decyzji zarządu. Mnie tak naprawdę było wszystko jedno, bo to wcale nie jest taka łatwa praca, ale nawet nie to decydowało. Ja się przychyliłem do tego, co chciał zarząd. W końcu ich rekomendowałem, dlatego stanowimy jedną drużynę. Była taka wola, więc zwróciliśmy się do walnego zgromadzenia, które przychyliło się do propozycji czterech lat. I dlatego wybory mamy w przyszłym roku.
I teraz druga sprawa. Trochę przeglądnąłem sobie statut i wygląda na to, że na drugiej kadencji - a panu biegnie właśnie druga - prezesowanie Andrzeja Suprona się kończy. Z kolei słyszę, że będzie się pan ubiegał o jeszcze jedną kadencję.
- Jest taka możliwość, że mogę ubiegać się o jeszcze jedną.
Misja nie powinna kończyć się po dwóch?
- Dokładnie tak, ale ja nie jestem od początku. Poprzedni prezes przede mną został odwołany.
W porządku, ale formalnie będzie pan działał w cyklu dwukadencyjności.
- Tak, oczywiście. Choć powiem panu szczerze, że nie tylko dla mnie, to nie wyłącznie moje spostrzeżenia, ale również zdaniem innych jest to trochę dziwne. Prawda? Wymyślił to pan minister Bańka, a przecież wiemy, że wybory są demokratyczne. Prawda? To środowisko wybiera człowieka. Jeśli ktoś się nadaje, to dlaczego miałby dalej nie funkcjonować?
Nie są do końca demokratyczne. Nie ma takiej możliwości, że przykładowo ja mam wolę objęcia sterów w związku, przybywam na walne i moja kandydatura jest poddawana procedurze głosowania.
- No nie, są pewne zasady i reguły, które na to pozwalają. Musi pan być delegatem konkretnego środowiska, które uważa, że pan mógłby się nadawać czy coś w tym rodzaju. Wtedy pana zgłasza i stąd się biorą kandydaci na prezesa.
Czyli najpierw muszę ułożyć się z danym środowiskiem, co już nie do końca jest demokratyczne.
- Trzeba po prostu działać w takim środowisku. Nam zależy na tym, żeby prezes był prezesem skutecznie funkcjonującym. Tak jak brzmiało moje hasło, że prezes jest to osoba, która powinna w sposób godny i skuteczny reprezentować swój związek.
I pan jest zdania, że to wszystko można panu przypisać?
- Wie pan, mnie jest o tym niezręcznie mówić, ale powiem szczerze, że dawno tak dobrze nie było.
Tak dobrze?
- Nie chcę wyjść na nieskromnego, ale takie mamy fakty. Są wszystkie niezbędne środki na przygotowania dla zawodniczek i zawodników. Można powiedzieć, że dajemy sobie radę w kwestii sponsoringu, tworzenia warunków, itd. To jest wszystko to, co właściwie prezes powinien robić. Prezes powinien być skuteczny i godnie reprezentować związek na zewnątrz.
"As Sportu 2024". Wybierz z nami finałową 16 plebiscytu
I też jest twarzą wyników sportowych. Zwłaszcza z imprezy "galowej", która jest ukoronowaniem cyklu, jak igrzyska w Paryżu.
- Tak, tak, tak, ale nie można zapomnieć, że są jeszcze mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata.
W roku olimpijskim, z całym szacunkiem, mistrzostwa Europy są w cieniu. Chyba pan się zgodzi.
- Okay, ale mistrzostwa świata już tak.
Czyli za mniej więcej rok będzie się pan ubiegał o trzecią kadencję?
- Oczywiście, że będę startował. Jednak muszę powiedzieć, że to nie jest tak, iż jakoś będę na siłę. Będę rozmawiał w środowisku, czy uważa, że dobrze się sprawdziłem w roli prezesa i ewentualnie widzą taką potrzebę, bym nadal reprezentował nasz związek i wciąż działał na rzecz polskich zapasów. Wie pan, na siłę to jest takie trochę mało godne.
Gdyby wybory odbyły się dzisiaj, to uważa pan, że ma mocne poparcie i wygrałby w cuglach?
- Myślę, że tak. Na pewno to nigdy nie wiadomo, ale myślę, że na tym poziomie, na którym udało mi się stworzyć i zorganizować zapasy... Nie chcę się tu jakoś wychwalać, ale mamy swoich sponsorów, sporo etatów wojskowych. To jest to, co niezbędne dla naszego środowiska, aby zapewnić sportowcom płaszczyznę dającą komfort psychiczny, że nie muszą się martwić o pieniądze.
Mówimy tylko o etatach w wojsku, czy także w policji?
- To są etaty mundurowe, a struktura wojskowa jest najlepsza. Policja niestety czegoś takiego jeszcze nie ma, ale jest chętna do tego, aby współpracować ze sportowcami. Umówmy się, przedstawiciele sportów walki to wymarzony, najwyższej klasy wykwalifikowany żołnierz, a też policjant.
Na dzień dzisiejszy widzi pan potencjalnego kontrkandydata, którego realnie by się pan obawiał?
- Obawiać trzeba się każdego, ale na razie... Są takie głosy, że może ktoś, ale nikt oficjalnie nie powiedział, że będzie kandydował. Nie mnie to oceniać. Jeśli ktoś przyjdzie do mnie i powie, że chce kandydować, to nawet wyrażę swoje zdziwienie, że mi o tym mówi, bo to jego statutowe prawo. Jeśli czujesz, że jesteś w stanie zrobić coś dla polskich zapasów, to proszę. Ja byłem zawodnikiem, godnie reprezentowałem nasz kraj, później trenerem i trochę tych wstążek od medali olimpijskich jest moich, a także sędzią najwyższej klasy, po czym doszedłem do posady prezesa. I nikt nie ma do mnie pretensji.
Nikt?
- Oczywiście są tacy malkontenci, co to zawsze ponarzekają, bo jak to mawia mój kolega Stasiu Krzesiński, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził.
A jest ktoś, kogo osobiście uważa pan za swojego wymarzonego sukcesora?
- Panie redaktorze, umówmy się, że na razie jest to bardzo korzystny układ dla naszych zapasów, czyli moja osoba.
Jest pan skromny do bólu.
- Proszę posłuchać, chcę to panu wytłumaczyć, chcę to podeprzeć jakimiś argumentami. I to są chociażby te argumenty, o których mówią w środowisku. Mianowicie mam swoje lata, za sobą konkretną karierę, jestem kontaktowy i rozpoznawalny, a to pozwala otwierać drzwi. W działalności prezesa otwieranie drzwi dla swojej dyscypliny jest bardzo istotne. Chyba pan nie zaprzeczy, że osobie publicznej jest łatwiej? Ja powiedziałem, że starałem się, jak mogłem, dla swojej dyscypliny sportu. I do tej pory nikt z tych, którzy funkcjonują, nie narzeka. A jeśli ktoś będzie chciał kandydować... Nie mogę panu mówić, kogo podejrzewam, czy kto powinien być. To tak, jakbym próbował kogokolwiek forować. Gdybym nie startował, wówczas bym panu powiedział, kogo ja uważam, że powinien się ubiegać.