Reprezentacja Polski siatkarzy w rozgrywanych niedawno na łódzkiej Atlas Arenie finałach Ligi Narodów wywalczyła brązowy medal. Teraz celem kadry Nikoli Grbicia jest najważniejsza impreza sezonu, czyli igrzyska olimpijskie w Paryżu. Od 2004 roku Biało-Czerwoni mierzą się jednak z pechową klątwą. Od igrzysk w Atenach ich droga do medalu zawsze kończyła się na ćwierćfinale. O ile w Grecji można było to jeszcze uznać za sukces, ponieważ pierwszy raz od 1980 roku udało im się wyjść z grupy (w 1988, 1992 oraz 2000 roku naszych siatkarzy na igrzyska w ogóle nie było), o tyle każdy kolejny ćwierćfinał był przyjmowany jako rozczarowanie. Co jest przyczyną tej niemocy Polaków? Odpowiedzi na to pytanie postarał się udzielić były reprezentant Polski, Andrzej Wrona. Andrzej Wrona o klątwie ćwierćfinału polskich siatkarzy. Być może w tym tkwi problem Środkowy Projektu Warszawa od 2019 roku nie występuje w narodowych barwach. Z kadrą sięgnął po mistrzostwo świata w 2018 roku i brąz Ligi Narodów w 2019, ale nigdy nie miał okazji być na igrzyskach olimpijskich. Jako że jednak przez wiele lat grał w kadrze, ma znacznie większą wiedzę na temat tego, jak funkcjonuje taki zespół na wielkich turniejach. Dlatego w "Podcaście Eurosportu" spróbował odpowiedzieć, dlaczego nasi siatkarze nie potrafią przebrnąć ćwierćfinału na igrzyskach olimpijskich. - Wydaje mi się, że to jest taka mantra i chłopaki się nakręcają i cały kraj się nakręca, bo w żadnym innym turnieju nie mówi się o tym ćwierćfinale. Graliśmy mistrzostwa świata i to też jest jakby kluczowy mecz, bo wchodzisz do strefy medalowej i jest mnóstwo takich turniejów. Teraz, chociażby graliśmy ćwierćfinał Ligi Narodów z Brazylią i go wygraliśmy. (...) Kiedyś ten pierwszy ćwierćfinał przegraliśmy i może problemy leży w tym, że rzadko jest okazja, żeby się odkuć i spróbować znowu, no bo te igrzyska są, co cztery lata. Może przez to, że ta kolejna szansa jest za te cztery lata i zawodnicy lub zawodniczki mają świadomość, że akurat są w swoim primie i już za te cztery lata będą zupełnie w innym miejscu i już nie będą w tej kadrze. Niewielu jest taki sportowców, którzy są w stanie jeździć na kilka tych imprez z rzędu. Więc może to jest takie paraliżujące, że to może być ta jedna, jedyna szansa w życiu - powiedział Andrzej Wrona. 35-latek zwrócił też uwagę, iż w Polsce kibice są bardzo wymagający. Powiedział, że "znają się na siatkówce i potrafią merytorycznie o niej rozmawiać". Dlatego też uważa, że ta ogromna presja z pewnością trochę ciąży zawodnikom. - Jesteśmy krajem, który żyje siatkówką. U nas bardzo dużo o tej siatkówce się rozmawia, analizuje każde dotknięcie piłki i u nas więcej emocji jest przy wybieraniu składu, przez trenera na te igrzyska, niż w połowie krajów, które będą z nami rywalizowały. (...) Nasi kibice bardzo dobrze znają się na siatkówce i bardzo merytorycznie do tego podchodzą i widzą czasami, że ktoś powinien jechać, a ktoś nie powinien, czasem też nie rozumieją decyzji trenera. I tak się tym żyje, że kiedy jest ten jeden, jedyny mecz, na który czeka cały siatkarski kraj, ta nasza siatkarska "brać", to może po prostu ta cała bańka pęka i dlatego nam się nie udawało do tej pory - uważa siatkarz. Wrona otwarcie o szansach reprezentacji Polski na igrzyskach olimpiskich w Paryżu Mimo wszystko Wrona przyznał, że zauważył w mediach społecznościowych, iż kibice starają się tonować nastroje i nie pompować zbytnio sławnego "balonika". Mistrz świata z 2014 roku ma też pozytywne przeczucia i uważa, że tym razem Biało-Czerwoni nie jadą w roli "murowanego faworyta", co akurat może im pomóc. - Ale ja jestem bardzo dobrej myśli. Po pierwsze, dlatego że na ostatnie dwa igrzyska olimpijskie jechaliśmy jako mistrzowie świata, więc może jakaś dodatkowa lapka się paliła, "dobra jesteśmy mistrzami świata, więc jesteśmy faworytami". Może też nie byliśmy dość głodni, aczkolwiek nie wierzę w to, ale gdzieś ten głód na pewno był mniejszy, bo z tyłu głowy mieliśmy, że ostatnią wielką imprezę, która byłą, wygraliśmy. Czy to było przed Rio po 2014 roku w Polsce, czy po 2018 roku w Turynie, potem było Tokio, kiedy byliśmy mistrzami świata. Teraz tymi mistrzami świata nie jesteśmy, jesteśmy wicemistrzami świata. Jesteśmy po sezonie, gdzie część chłopaków miała słaby sezon klubowy, myślę, że możemy otwarcie to mówić. Wtedy, jadąc do Tokio, to byliśmy murowanymi faworytami. (...) Skończyło się, jak się skończyło. (...) I teraz jest trochę tak, że przez te wszystkie kontuzje, które mieliśmy, przez te problemy w sezonie klubowym kluczowych kadrowiczów, przez Ligę Narodów, w której graliśmy w Łodzi i której nie wygraliśmy, nie jesteśmy już murowanymi faworytami, gdy wychodzimy na Brazylię, Słowenię, Japonię, czy Francję. Teraz jest tak, że chyba wszyscy mają świadomość, że to będą bitwy i że z każdym z tych zespołów jesteśmy w stanie przegrać. (...) Nie jesteśmy murowanym faworytem do tego medalu i myślę, że to może paradoksalnie nam pomóc, tak chęć pokazania rywalom, że "dobra, to teraz my". (...) Myślę, że każdy medal będzie sukcesem, ale mam takie przeświadczenie, że jak przejdziemy ten ćwierćfinał, to nic nas nie zatrzyma - stwierdził zawodnik Projektu Warszawa w "Podcaście Eurosportu". - Przez to, że oni medali na tych igrzyskach nie mają, to jest jedyne, czego tej ekipie brakuje. Bo są tamy tacy chłopacy, jak Bartek Kurek, czy Paweł Zatorski, którzy mają wszystkie możliwe złota i to jest jedyny medal, którego im brakuje. Nie są już młodsi, coraz więcej kontuzji ich trapi. Jest duże podejrzenie, że i jeden i drugi na kolejnych igrzyskach już nie zagrają, bo nie dadzą rady fizycznie, więc to jest dla nich ostatni moment. Mam te przekonanie, że dla nich każdy medal będzie sukcesem, aczkolwiek też wiem, że mają taką mentalność, że jadą po złoto. To musi być cel. Nie można mierzyć w brązowy medal, bo wtedy się ląduje piątym miejscu. Trzeba mierzyć w złoto, bo jak ci się noga powinie, to może wylądujesz na trzecim miejscu i zgarniesz brąz, ale oni na pewno jadą po złoto - dodał. Wrona wspomniał także o siatkarkach i jego zdaniem one również mają szansę, by znaleźć się w najlepszej trójce. - Nasze siatkarki jadą trochę w innej roli, niż chłopaki. Myślę, że jednak też jadą po medal i one mogą skolei sprawić ogromną niespodziankę, gdyby im się to udało. Tu są oczywiście trochę mniejsze oczekiwania, mimo że one same rozdmuchały te oczekiwania swoimi ostatnimi wynikami. Igrzyska olimpijskie w Paryżu rozpoczną się 26 lipca i potrwają do 11 sierpnia. Sportowcy będą rywalizowali w 32 sportach i 329 konkurencjach. Turnieje siatkówki zostaną rozegrane od 27 lipca do 11 sierpnia, czyli będą trwały niemal przez całą imprezę.