Trofeum Santiago Bernabeu zostaje w Madrycie, pożegnano Michela Salgado, a nowy produkt Florentino Pereza nazywany w Hiszpanii po hollywoodzku "superprodukcją II" zmiótł Rosenborg z powierzchni ziemi (4:0). Fajnie zagrał Lass, który udowodnił, że nie musi czuć się gościem od czarnej roboty nawet u boku Xabiego Alonso. Ronaldo znów wypadł blado, tak, że nawet on sam, z natury nieskłonny do refleksji krytycznej wobec siebie, tłumaczył, iż eksplozję formy szykuje na start ligi (już za 4 dni Real podejmuje Deportivo). Po gehennie ciężkich kontuzji do gry wrócili Ruud van Nistelrooy i Mahamadou Diarra, przyjęci przez fanów z Bernabeu owacyjnie. Drużyna byłaby w zasadzie w blokach startowych, gdyby nie to, że od tygodni Real nie może pozbyć się balastu graczy zbędnych. Trzeba sprzedać: van der Vaarta, Sneijdera, czy Torresa, a czasu na to mało. Wiadomo, że nie ma cienia szans odzyskać pieniądze, które wydano na Holendrów. Kosztowali w sumie 40 mln (27 i 13), tymczasem będzie cudnie, jeśli zwróci się choć połowa. Do tego jednak działacze Realu są przyzwyczajeni: zimą Calderon wydał 20 mln na Huntelaara, by Perez sprzedał go do Milanu za 15 i jeszcze 7 mln musiał oddać Ajaksowi. Sneijdera chce Inter, Real gotów jest go oddać za 15 mln licząc na to, że po remisie z Bari na inaugurację Serie A Jose Mourinho będzie naciskał ostro na prezesa Morattiego. Zainteresowane strony usiadły do piłkarskiego pokera: Real musi się pozbyć gracza, piłkarz musi grać w klubie, bo za rok ma mundial, a jest kapitanem reprezentacji Holandii, Inter potrzebuje kreatywnego gracza w środku pola. Nikt nie chce jednak zdradzić, że jest na musiku. Na rozwiązanie zostało sześć dni, gdy okno transferowe się zatrzaśnie. Negredo został sprzedany do Sevilli za 15 mln. Zdaniem "Don Balon" Zenit i Hull City oferowały nawet po 20 mln, ale piłkarz uznał, że te kluby go nie interesują. Jak widać, właściciel piłkarza, rzadko bywa panem jego losu. Coś w tej sytuacji jednak zrobić trzeba, Real może wysłać zbędnych graczy na zieloną trawę, ale wtedy nie dostanie grosza i jeszcze będzie płacił im pensje za nic. A przecież w madryckiej superprodukcji wydano nie tylko 260 mln na transfery, ale zarobki nowych graczy (Ronaldo, Kaki, Benzemy, czy Xabiego Alonso), to kolejne dziesiątki milionów. Nie mówiąc o ubezpieczeniach i tak drobnych sprawach jak potrojone koszty ochrony gwiazd większych i mniejszych. Real to najdroższa drużyna w historii piłki, klub zadłużony jest na pół miliarda euro i nawet taki finansowy iluzjonista jak Perez może w końcu stracić panowanie nad śnieżną kulą wydatków, która szybko toczy się w dół i pęcznieje. Nigdy dotąd w klubie z Madrytu nie było aż tylu powodów, by przed wydaniem dwa razy oglądać każde euro. DYSKUTUJ O ARTYKULE Z DARKIEM WOŁOWSKIM!