Pojechałem do Rijadu na mecz Ronaldo. Kiedy usłyszeli, że jestem z Polski, mówili tylko o jednym
Wracacie czasem po latach do ukochanych filmów z dzieciństwa? Albo sięgacie raz jeszcze po książkę, w której - przy świetle latarki - zaczytywaliście się nocami jako małolaci? A może próbujecie odtworzyć smaki deserów z tej pobliskiej kawiarni, które na kolejne dziesięciolecia wyznaczyły wasze indywidualne cukiernicze standardy?
I nagle okazuje się, że film ma liczne dziury logiczne. Że książka jest do bólu przewidywalna. A deser - tak słodki, że dziś nie da się go zjeść. Ale pomimo tego, trochę na przekór samym sobie, nadal zachwycacie się reliktami swojego dzieciństwa. Bo dokładnie tak działa nostalgia.
Ja swoją wewnętrzną peregrynację powrotną do lat młodzieńczych odbyłem w Rijadzie. Do stolicy Królestwa Arabii Saudyjskiej ściągnął mnie On. On, który był katalizatorem chmary chłopięcych marzeń unoszących się nad szkolnym Orlikiem. On, który uosabiał obsesję doskonałości. On, który prowokował wielogodzinne dyskusje o magicznym świecie wielkiego futbolu. On - Cristiano Ronaldo.
W Rijadzie zrozumiałem, że piłka nożna w gruncie rzeczy niewiele różni się od filmu, książki i deseru. Że podlega tym samym prawom nostalgii. Cristiano Ronaldo w Arabii Saudyjskiej to wabik na takich jak ja, którzy chcą jeszcze raz przeżyć to, co przeżywali 10 lat temu. I oszukiwać samych siebie, że Portugalczyk nadal jest personifikacją magicznego świata wielkiego futbolu.
Przez kilka chwil to działa. Kiedy na rozgrzewkę przedmeczową wybiega Cristiano Ronaldo, wszystko jest takie, jak wtedy. Nadal ma to groźne, skupione spojrzenie. W identyczny sposób pozdrawia kibiców. Tak samo żongluje piłką. A ja znów mam 14 lat.
Ale - pozostając przy metaforze filmu, książki i deseru - kilka scen, kilka stron i kilka gryzów dalej zaczynam wybudzać się z nostalgicznego zamroczenia. On przegrywa pojedynki sprinterskie z anonimowymi przecież obrońcami Damac FC. On wykonuje podania piętą, po których piłka ląduje dziesięć metrów od celu. On nie potrafi minąć rywala dryblingiem. A ja mam jednak 24 lata.
***
Rijad, Arabia Saudyjska, 29 listopada 2024 roku
Królestwem Cristiano Ronaldo nie jest już Santiago Bernabeu. Nie jest nim Old Trafford. Ani Allianz Stadium w Turynie. To Al-Awwal Park w Rijadzie, stolicy Arabii Saudyjskiej. Domowy obiekt Al-Nassr, którego piłkarzem Portugalczyk oficjalnie został 1 stycznia 2023 roku.
Tuż po podpisaniu kontraktu z nowym klubem Ronaldo powiedział, że zdecydował się na transfer do Azji, bo w Europie wygrał już wszystko, co było do wygrania, więc chce poszukać nowych wyzwań. Saudyjczycy potrzebowali natomiast globalnego ambasadora, który będzie uwierzytelniał ich otwierający się na Zachód kraj w oczach świata. Symbioza idealna.
Pośrodku tego gigantycznego konglomeratu interesów znalazłem się ja. Moje metafizyczne doznania już opisałem. W tej części tekstu skupię się więc na kwestiach praktycznych.
Mecz Cristiano Ronaldo w Al-Nassr. Jak to zrobić?
Zacznijmy od tego, że kupno biletu na mecz Al-Nassr jest dziecinnie proste. Nie trzeba polować na wejściówki, szukać miejsca z najszybszym łączem internetowym, ustawiać się w wirtualnej kolejce. Stadion Al-Awwal Park zapełnia się od wielkiego dzwonu, więc biletów wystarczy dla każdego. Kupuje się je poprzez dobrze działającą aplikację - WeBook.
Samo wejście na teren obiektu również jest łatwe. Wszędzie stoją pracownicy służby informacyjnej, którzy - niestety w przeciwieństwie do wielu polskich stadionów - są służbą informacyjną nie tylko z nazwy. Doskonale znają układ wejść i potrafią sprawnie pokierować kibiców. Później jeszcze tylko kontrola bezpieczeństwa, zeskanowanie biletu na kołowrotkach i jesteśmy.
Obiekt Al-Nassr, choć nieszczególnie duży i imponujący, jest bardzo przyjemny w użytku. Ma kilkadziesiąt wejść na trybuny, dzięki czemu nigdzie nie tworzą się zatory. Do tego co kilka metrów znajdują się punkty gastronomiczne, w których naprawdę można się najeść. Oferują one bowiem przeróżne dania i przekąski, a nie tylko hot-dogi i zapiekanki. Warto dodać, że nigdzie nie można natomiast kupić alkoholu, który jest zabroniony w całej Arabii Saudyjskiej.
Polandia? Adrian!
Podczas meczu - wygranego przez Al-Nassr 2:0 po dublecie Cristiano Ronaldo - uciąłem sobie kilkanaście pogawędek z saudyjskimi kibicami. W Królestwie znajomość języka angielskiego nie jest powszechna, więc nie były to długie dyskusje, ale w każdej z nich przewinął się jeden i ten sam wątek. Kiedy mówiłem swoim interlokutorom, że pochodzę z Polski, natychmiast wskazywali jedno nazwisko.
Otóż nie. Nie było to nazwiska Roberta Lewandowskiego! Pierwszym skojarzeniem kibiców Al-Nassr był Adrian Mierzejewski. W sezonie 2014/2015 polski pomocnik zdobył z tym klubem mistrzostwo Arabii Saudyjskiej. Fani do dziś o nim nie zapomnieli, o czym przekonałem się na własnej skórze.
Miejscowi pokazywali mi zdjęcia "Mierzeja", wspominali jego gole i zapewniali o szczególnym miejscu w historii ich klubu.
Jakub Żelepień, Interia