Partner merytoryczny: Eleven Sports

Finał Ligi Mistrzów: Real - Atletico 1-1, karne 5-3. Triumf "Królewskich"

Lepiej wykonywane rzuty karne dały Realowi 11. w historii triumf w finale Ligi Mistrzów. Atletico sprawiło sensacje, eliminując Barcelonę, a później Bayern, ale w finale nie starczyło mu armat i ... boiskowego szczęścia. W II połowie rzut karny zmarnowała przyszła gwiazda Euro 2016 - Antoine Griezmann, a później z 11 m w słupek trafił Juanfran.

Sergio Ramos świętuje zdobycie bramki w finale Ligi Mistrzów
Sergio Ramos świętuje zdobycie bramki w finale Ligi Mistrzów/AFP

Bohaterem meczu został wybrany Sergio Ramos, strzelec dwóch goli (z gry i z karnego).

Mediolan oszalał na punkcie futbolu. Z tą różnicą, że zamiast barw Milanu czy Interu, tym razem przybrał głównie te biało-czerwone Atletico. Fani najpiękniejszego Kopciuszka światowej piłki, który w ciągu trzech lat już po raz drugi przedostał się na bal "Finał Ligi Mistrzów", dominowali na ulicach miasta nie mniej niż zwolennicy Barcy 12 miesięcy temu w Berlinie. Na San Siro okazało się, że kibiców Realu nie jest mniej, tyle że w drodze na arenę nie trzymali się razem.

"Królewscy" zagrali tak jak Alicia Keys i Andrea Bocelli

Diego Simeone, przy ustalaniu składu, miał tylko jedną wątpliwość. Ostatecznie postawił na doświadczenie Stefana Savicia, a nie na młodość Jose Gimeneza. Zinedine Zidane żadnych wątpliwości nie miał: wystawił żelazną "jedenastkę", najlepszych, bądź jednych z dwóch-trzech najlepszych na swych pozycjach ludzi na świecie.

W I połowie do niebotycznego poziomu, jaki podczas ceremonii otwarcia wyznaczyli Alicia Keys i Andrea Bocelli dostosowali się tylko "Królewscy". Wyszli tak naładowani energią, jakby rywala chcieli nie tylko ograć, ale rozszarpać.

Stuprocentową okazję Karima Benzemy Jan Oblak zdołał obronić, ale po kwadransie był bez szans. Z rzutu wolnego podał Toni Kroos, piłkę trącił głową Gareth Bale, a z bliska do siatki wpakował ją Sergio Ramos. Sędziowie przegapili fakt, że Ramos był na minimalnym, ale jednak spalonym.

Wbrew sędziowskiej gafie, Real zasłużył na prowadzenie. Ścisnął Atletico w pressingu, niczym w imadle. Wygrywał pojedynki w ofensywie i defensywie.

Zepchnięte do głębokiej defensywy Atletico nie było w stanie nawet wyprowadzać kontr po autach bramkowych. Oblak trzymał piłkę w rękach, chciał ją wprowadzać w te pędy do gry, ale z przodu stał tylko osaczony Fernando Torres. Pozostali jego koledzy ze spuszczonymi głowami, idąc, próbowali złapać oddech po "młynie", w jaki wziął ich przeciwnik.

Po 30 minutach próbował Koke ni to strzałem, ni dośrodkowaniem i była to pierwsza groźniejsza akcja załogi Simeone w I połowie. Piłka przeszła metr obok słupka. Trzy minuty przed przerwą z 25 m niecelnie kopnął po ziemi Antoine Griezmann, który sprawiał wrażenie jeśli nie przestraszonego, to stremowanego. Na więcej Atletico nie było stać w pierwszych 45 minutach. A Real - pewny swego - czekał na kontry.

Cristiano Ronaldo i Zinedine Zidane świętują/AFP

Zmarnowany karny Griezmanna, as z rękawa Simeone

By misja "odrabianie straty" miała większe powodzenie, Diego Simeone posłał na boisko, od początku II połowy, Yannicka Carrasco (w miejsce Augusto Fernandeza). Później miało się okazać, że jest to zagranie pokerowe, a Simeone wyjmuje asa z rękawa.

Minutę po wznowieniu gry Atletico wywalczyło rzut karny! Griezmann posłał podanie w "uliczkę" między obrońców, a zmierzającego do piłki Torresa, powalił Pepe.

Griezmann mógł przenieść siedzących za bramką Keylora Navasa kibiców do siódmego nieba, lecz z 11 m trafił w poprzeczkę! Dramat 25-letrniego Francuza!

By odzyskać mentalnie swe najostrzejsze żądło ofensywy, Simeone przywołał go na bok w przerwie spowodowanej kontuzją Daniego Carvajala, przyłożył mu czoło do czoła i w kilku słowach pokrzepił.

Uraz Carvajala okazał się być na tyle poważny, że w 52. min zastąpił go Danilo.

Nie tylko Francuz przestrzelił, świetną okazję miał też Stefan Savić, ale po rzucie rożnym trafił w boczną siatkę. Po chwili nożycami z 14 m kopnął Saul Niguez, któremu zabrakło precyzji.

"Galacticos", widząc, że pod ich bramką robi się coraz goręcej, przesunęli grę na połowę Atletico. Jeśli nie atakiem pozycyjnym, to przy pomocy kontr, jak ta z 71. min, autorstwa Luki Modricia. Chorwat, który był zbyt wątły dla Anglików w Tottenhamie, od lat zapewnia wspaniały balans między defensywą a ofensywą Realowi. Tym razem wziął na siebie defensywę i wyłożył piłkę Karimowi Benzemie, jednak Francuz przegrał pojedynek z Oblakiem.

Między 79. a 80. min objawiło się całe piękno futbolu. Najpierw wyśmienitych okazji do zdobycia drugiego gola, kończącego emocje, nie wykorzystali Cristiano Ronaldo i Bale. Popisał się nie tylko Oblak, ale cała defensywa, byliśmy świadkami wybijania piłki z pustej bramki! Po kontrze Gabiego Juanfran zagrał na wolne pole, w kierunku dalszego słupka, a pędzący jak strzała Yannick Carrasco okazał się być za szybkim dla Realu i wpakował futbolówkę do siatki!

Ależ była radość wśród fanów "Los Colchoneros"! Pojawiła się nawet raca, ale nie wylądowała na murawie.  

Real zaatakował wściekle, ale i tak nie zdołał uniknąć dogrywki. W niej obowiązywała zasada cios za cios, choć Atletico sprawiało wrażenie, jakby zachowało więcej sił. Ze zmęczenia i skurczów padał na murawę np. Bale.

Momentami dogrywka przemieniała się w teatr jednego aktora, a był nim Carrasco, który mijał "Królewskich" slalomem, wykorzystując całą paletę zwodów.

W drugiej połowie doliczonego czasu przeważał Real, ale rzadko zagrażał bramce. W najlepszej sytuacji Lucas Vasquez zanim złożył się do uderzenia, dopadł do niego Lucas Hernandez.

Real pokonał Atletico w finale Ligi Mistrzów. Galeria

Zobacz galerię
+2

Horror w karnych z happy endem dla Realu!

Do taniego aktorstwa uciekał się Pepe, którego musnął lekko w twarz Carrasco, a ten ryknął jak trafiony przez Władimira Kliczkę, domagając się kartki dla rywala. Mark Clattenburg nie dał się nabrać na ten tani numer i po chwili zorganizował konkurs rzutów karnych.

Jako pierwszy "jedenastkę" wykorzystał Vasquez strzałem w prawy róg. W rewanżu Griezmann trafił spokojnie, w środek bramki i było 1-1.

Marcelo posłał piłkę w prawy róg i Oblak nie sięgnął jej, choć rzucił się we właściwym kierunku. Gabi huknął na 2-2 w środek, Navas wylądował w prawym rogu.

Bale spokojnie trafił w prawą stronę, Oblak został na środku. Saul ładnie, strzałem po ziemi w lewym kierunku pokonał Navasa i było 3-3.

Ramos nie patyczkował się, kopnął w prawy róg, przy słupku. Juanfran trafił w słupek i zaczął się dramat - Real prowadził 4-3.

Cristiano Ronaldo zapewnił "Królewskim" fetę uderzeniem w prawą stronę!  

"Los Blancos" oszaleli ze szczęścia, podczas gdy całe Atletico płakało. Dla Realu był to piękny dzień, a z głośników towarzyszył temu świętu przebój U2 "It's a beautiful day".

Finał Ligi Mistrzów:

Real Madryt - Atletico Madryt 1-1 (1-0), dogr. 0-0, karne: 5-3

Bramki:

1-0   Ramos (15. Z podania Bale’a), 1-1 Carrasco (80. Z podania Juanfrana).

Real: Navas - Carvajal (52. Danilo), Ramos, Pepe, Marcelo - Modrić, Casemiro, Kroos (72. Isco) - Bale, Benzema (77. Lucas Vazquez), Ronaldo.

Atletico: Oblak - Juanfran, Savić, Godin, Filipe Luis (108. Lucas Hernandez) - Saul ( Gabi, Fernandez (46. Carrasco), Koke (115 Partey)- Griezmann, Torres.

Sędziował Mark Clattenburg z Anglii.

Zółte kartki:

Catrvajal (11.), Navas (48.), Casemiro (79.), Ramos (90.), Pepe (112.) oraz Torres (61), Gabi (90.).

Widzów: 75 tys.

Z San Siro Michał Białoński

Hala Madrid na finale Champions League/Michał Białoński/INTERIA.TV
Fani Atletico na San Siro/Michał Białoński/INTERIA.TV

Alarm bombowy sparaliżował metro

Kibice Realu w Mediolanie byli rozproszeni, niewidoczni, niesłyszalni. Atletico rządziło na placach i w metrze. Śpiewało, skandowało głównie dwa nazwiska: Diega Simenone i Fernanda Torresa.

Jeśli chodzi o metro, to przed południem doszło do przyjemnego zdarzenia na Linii 1 (czerwonej). Ktoś ogłosił alarm bombowy, w związku z czym na stacji Cairoli pociągi zatrzymywały się, wysadzały wszystkich pasażerów i wracały tam, skąd przybyły. Przez kilka godzin nie było możliwości dostać się najważniejszą linią w kierunku nowej - numer 5, prowadzącej na San Siro.

W związku z tym ludzka rzeka kibiców pokonywała pięć kilometrów dzielących centrum od stadionu na piechotę. W 29-stopniowym upale.

Całe szczęście, po południu wszystko wróciło do normy.

Do zabezpieczenia finału zaangażowano tysiące policjantów i żołnierzy, nad San Siro krążyło pięć śmigłowców.

UEFA stworzyła niesamowite widowisko podczas ceremonii otwarcia. Zatrudniła do tego świetną piosenkarkę Alicię Keys, która zaserwowała składankę pięciu utworów. Hymn Ligi Mistrzów uświetnił trwającymi błogą wieczność ariami Andrea Bocelli. To było show, sztuka przez duże "S". Trofeum - Puchar Ligi Mistrzów wynieśli dawni mistrzowie: Franco Baresi i Javier Zanetti.

INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem