Dwie zaprzepaszczone szanse na gola pójdą w zapomnienie, choć będąc sam przed Pepe Reiną polski napastnik raz uderzył obok słupka, a raz w bramkarza Napoli. Na szczęście dla Lewandowskiego, a przede wszystkim Borussii mecz nie skończył się tak, jak szlagier z Bayernem w Bundeslidze trzy dni wcześniej. Zdziesiątkowany w tyłach zespół Juergena Kloppa walczył tym razem o coś znacznie istotniejszego niż w sobotę. Ocalenie szans na awans z grupy w Champions League, było dla niego zadaniem numer jeden. Pudła Lewandowskiego sprawiły, że Napoli do końca stawiało opór gospodarzom. Polak nie strzelał, ale miał udział przy każdej z bramek. Największy przy drugiej, zdobytej przez Kubę Błaszczykowskiego, kiedy efektownym podaniem dał Marco Reusowi okazję do asystowania kapitanowi reprezentacji Polski. Błaszczykowski, po słabej pierwszej połowie, w drugiej uzyskał normalny poziom, stając się obok Henricha Mchitarjana jednym z najbardziej kreatywnych graczy na boisku. 3-1 to wynik marzeń dla zespołu z Dortmundu, który musiał szybko się pozbierać po prestiżowej porażce w lidze z Bawarczykami. Sven Bender wypadł w środku defensywy znacznie lepiej niż Manuel Friedrich, jedyny gruby błąd w obronie popełnił kapitan Sebastian Kehl przy bramce na 1-2. Borussia wypracowała sobie dodatni bilans bezpośrednich gier z rywalem z Neapolu i przed ostatnią kolejką zależy od siebie. Zwycięstwo w Marsylii da jej awans i perspektywę powtórzenia wielkiej przygody z ubiegłego sezonu. W lutym sytuacja będzie inna: Schmelzer, Hummels i Piszczek wrócą do gry. Odradzający się po ciężkiej kontuzji polski obrońca zagrał już wczoraj kilka minut, nie popełniając najdrobniejszego błędu. Gracze Kloppa pokazali jeszcze raz, że są zespołem unikalnym w skali Europy. Chyba nikt szybciej nie rozgrywa piłki (z dokładnością bywa różnie), nikt więcej nie biega i nie walczy. To jest ten romantyczny futbol, który trener Borussii kojarzy z angielskim, kiedy piłkarz schodzący z boiska ma świadomość, że nie pozwolił sobie na lenistwo nawet przez chwilę. Z szacunkiem dla klasy i wysiłku graczy Arsenalu i Napoli, byłoby szkoda żegnać drużynę taką jak ta z Dortmundu już po fazie grupowej Champions League. Ajax Amsterdam także ocalił swoje szanse, wygrywając 2-1 z Barceloną. Gerardo Martino poznał już smak porażki, pierwsza połowa meczu była popisem nieporadności Katalończyków. Wolni, przewidywalni, bez pomysłów. Ani Xavi, ani Iniesta, ani Neymar, ani Fabregas nie potrafili sprostać wyzwaniu z gatunku możliwych. W drugiej połowie gospodarze bronili się w dziesięciu, goście przeżywali jednak jeden z tych koszmarów, które kosztowały ich stratę pozycji numeru 1. Wariant B, o który tak zabiega trener z Argentyny i jego piłkarze, wciąż się nie wykluł lub pozostaje w stanie embriona. Pierwsza porażka w sezonie Barcelony nie jest jednak przesadnie znacząca. Jeśli w ostatnim spotkaniu zdobędą punkt na Camp Nou w starciu z najsłabszym Celtikiem, wygrają grupę, a w lutym mogą być już inną drużyną. Mogą, nie znaczy, że muszą. O ile styl nowej Barcy był kwestionowany po zwycięstwach, taka porażka jak wczoraj znacząco mnoży wątpliwości. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/" target="_blank">Dyskutuj z autorem artykułu na jego blogu</a>