Real Madryt ma za sobą bardzo emocjonujący początek nowego roku. "Królewscy" bowiem kilka dni temu rozegrali zaległą kolejkę hiszpańskiej La Liga i wybrali się do słonecznej Walencji, aby tam na Estadio Mestalla zagrać o pozycję lidera tabeli i zapewnić sobie już bardzo wyraźną przewagę nad FC Barcelona. Huczy po debiucie Szczęsnego. Tego się nie spodziewał. Tak uderzyli w Polaka Tak też się stało, choć trudno powiedzieć, aby tamto spotkanie było dla gości spacerkiem. Wręcz przeciwnie. Musieli odrabiać straty, co ostatecznie się udało, dzięki bramkom Luki Modricia i Jude'a Bellinghama już w doliczonym czasie gry do drugiej połowy. Real rozbił czwartoligowca. Rezerwowi dali radę Po wykonaniu tej trudniejszej części zadania na nowy rok przyszła ta łatwiejsza, a więc mecz w 1/16 Pucharu Króla z Deportivo Minera. Spotkanie rozgrywane było na stadionie w Cartagenie, gdzie murawa nie przeszkadzała, jak to często bywa na tym etapie rozgrywek. Zdumiewający powrót Michniewicza. Sam się tego nie spodziewał. Ma odzyskać tytuł Carlo Ancelotti desygnował do gry skład właściwie maksymalnie rezerwowy, zostawiając na ławce Viniciusa Juniora, Jude'a Bellinghama czy Kyliana Mbappe. To jednak Realowi w niczym nie przeszkodziło. Już w 5. minucie gola na 1:0 po uderzeniu z woleja strzelił Federico Valverde. Osiem minut później głową z bliska podwyższył Eduardo Camavinga, a strzał z dystansu Ardy Gulera dał wynik 3:0 i z takim też "Królewscy" zeszli do szatni, będąc właściwie pewnymi zwycięstwa. Druga połowa rozpoczęła się dla Realu równie dobrze, choć na gola musieli poczekać nieco dłużej. "Dopiero" w 55. minucie bowiem wynik spotkania podwyższył Luka Modrić po pięknym technicznym strzale. W 88. minucie na 5:0 podwyższył Arda Guler, wykorzystując sytuację dosłownie pięć metrów od bramki. Takim też rezultatem zakończyło się to spotkanie, a "Królewscy" łącznie oddali w nim aż 21 strzałów celnych.