Partner merytoryczny: Eleven Sports

Piłkarki z Lecha Poznań mówią: Dlaczego wpisujecie hashtag #nikogo, skoro to nieprawda?

- Przez tyle lat przywykłam do wielu niepochlebnych komentarzy, już do mnie nie docierają. W Lechu Poznań jednak coś się zmienia. Piłkarki pod szyldem Lecha zostały żywiołowo powitane w przerwie meczu z Wisłą Kraków przez kibiców. Coraz więcej ludzi ciekawią ich mecze - mówi trenerka kobiecej drużyny Lecha Poznań Alicja Zając

Legia-Lech 0-1. Rafał Janas dla Interii: Stąpamy twardo po ziemi. Wideo/Zbigniew Czyż/INTERIA.TV

Radosław Nawrot: Kiedyś specjalistka od kobiecej piłki nożnej, redaktor Hanna Urbaniak powiedziała mi, że w reakcji ludzi na kobiecy futbol bardzo irytujący jest ten hashtag #nikogo, który wielu wpisuje. "Skoro się nie interesują, nie ma sprawy, ale po co piszą, że nikogo to nie obchodzi, skoro to nieprawda?". Ten hashtag działa piłkarkom na nerwy?

Alicja Zając, trenerka Lech UAM Poznań: Zapewne, chociaż dla mnie już relatywnie w mniejszym stopniu. Przez tyle lat miałam okazję przywyknąć. Jestem dość długo w tym środowisku piłki kobiecej, słyszałam wiele komentarzy i już one do mnie nie docierają. Hania ma rację, że po co to wypisywać, zwłaszcza, że to nieprawda. Wiele osób się interesuje, a do nas zgłosiło się na treningi 100 dziewczynek. Rok temu było ich 60. Widać, że zainteresowanie kobiecą piłką właśnie rośnie, a nie spada. "Nikogo" to nieprawda.

Otwarcie sekcji kobiecej przez Lecha Poznań wzmogło to zainteresowanie?

- Z cała pewnością. Wyraźnie widać to w naszych mediach społecznościowych, w reakcjach. Nasze mecze spotykają się z wieloma opiniami, dostajemy gratulacje, a kibice zauważyli, że kobiecy zespół Lecha w trzeciej lidze idzie jak burza.

Czy to dlatego, że kibiców zainteresowała piłka kobiet, czy dlatego, że interesuje ich wszystko związane z Lechem?

- Mam wrażenie, że po części jedno, po części drugie. Kibice Kolejorza interesują się wszystkim, co się z nim wiąże, ale poza tym piłka nożna kobiet mogła im się wydać ciekawa. Weźmy tę prezentację zespołu w przerwie meczu Lecha z Wisłą Kraków.

Zrobiło to na was wrażenie?

- Ogromne. Nie spodziewałyśmy się takiego przyjęcia, braw, skandowania i to przy takiej widowni. Uśmiech długo nie schodził piłkarkom z twarzy. To było wspaniałe powitanie, a nie byłyśmy pewne, jak widownia męskiego Lecha się zachowa. To podziałało na dziewczyny tak bardzo, że spięły się mocno na mecz z Lechią Gdańsk, który był zaraz po tej prezentacji. Dały z siebie wszystko i wygrały 5:1.

Przełożyło się to na frekwencję na meczu?

- Jeszcze się nie przełożyło, ale to być może proces. To znaczy na naszym meczu z Lechią Gdańsk pojawiło się kilka nowych twarzy, których nie kojarzę, a wielu stałych bywalców już rozpoznajemy. Jestem przekonana jednak, że sporo osób dowiedziało się już o tym projekcie i zainteresowało nim.

Lech Poznań otworzył piłkę nożną kobiet

Otwarcie żeńskiej sekcji piłkarskiej w Lechu Poznań to pewien przełom dla klubu. W skali kraju też?

- Też. Widać, że coraz więcej renomowanych polskich klubów takie sekcje kobiet chce mieć. Wisła Kraków, Śląsk Wrocław, Warta Poznań, Legia Warszawa, w ekstralidze o medale walczy Górnik Łęczna. To kluby kojarzone także z męskim futbolem. Niektóre odważają się szybciej postawić na kobiety, u innych to dłuższy proces. Pewnie dlatego, że kobiecy futbol nie daje na razie perspektywy dużych zysków. To długoterminowa inwestycja, przy której trzeba być cierpliwym.

Jak bardzo? Pytam o to, kiedy najwcześniej możemy się spodziewać Lecha jako zespołu mistrzowskiego wśród kobiet?

- Tak jak mówiliśmy od początku - chcemy dotrzeć do ekstraligi, ale wszystko po kolei, krok po kroku, bez zbędnego przyspieszania. Dlatego to perspektywa kilku lat. Mamy na razie bardzo młody zespół, który jest beniaminkiem trzeciej ligi. I jako beniaminek prowadzimy w tabeli, co jest dla nas pewnym zaskoczeniem.

A zatem, gdy żartem zapytałem Macieja Skorżę, czy nie boi się, że kobiety zdobędą szybciej mistrzostwo niż on, to był to żart daleki od prawdy?

- Męski Lech jest na dobrej drodze, by to mistrzostwo zdobyć i mocno trzymamy za to kciuki. Dla nas porównywalny do mistrzostwa byłby awans do drugiej ligi, to byłoby coś naprawdę dużego. I to chcemy osiągnąć.

Na stulecie?

- Właśnie tak, na stulecie. Dodać nasz sukcesik do być może mistrzostwa męskiego zespołu Lecha.

Ale zespół nie zmienił się tak bardzo, w porównaniu z niedawną ekipą UAM Poznań?

- Niezbyt. Zrobiliśmy trzy transfery nowych, doświadczonych zawodniczek. Reszta to piłkarki niezwykle młode. A jednak ten zespół daje sobie radę w trzeciej lidze.

Ogłoszenie przez Lecha otwarcia sekcji kobiet wywołało szum medialny. To się na was odbiło?

- I to bardzo. Sytuacja stała się wręcz stresująca, bowiem po ogłoszeniu tej decyzji dużo i szybko się działo. Prezentacje, zdjęcia, nowe stroje, rozmiary, mnóstwo wydarzeń - to nas przytłoczyło. Kiedy więc pojechałyśmy na pierwszy mecz z Błękitnymi Stargard, nie poznawałam zespołu. Zupełny paraliż, dwóch podań dobrze nie potrafiły wymienić. Myślę, że to miało związek ze stresem wywołanym medialnym splendorem. Dla nich to było nowe.

Potem poszło już lepiej i teraz ten stres minął, ale dla dziewczyn reprezentowanie barw Lecha jest bardzo odpowiedzialną sprawą. One kibicują Lechowi, chodzą na mecze męskiej drużyny, utożsamiają się i bardzo tym żyją. Wiele poświęcają dla gry w piłkę. Dlatego też warto je wesprzeć.

Początek gry lechitek w trzeciej lidze był trudny, ale potem przyszły bardzo wysokie wyniki. Wygraną 13-0 z Olimpią II Szczecin omal nie pobiłyście rekordu wszech czasów klubu. Takie pogromy chyba świadczą o przepaści w poziomie między zespołami?

- Są czasami spore różnice, ale w wypadku Olimpii II Szczecin byłam nieco zaskoczona. Nie wiedziałam, czego się po niej spodziewać, bo klub Olimpia Szczecin to duża siła kobiecej piłki. Mają zespół w ekstralidze, CLJ, rezerwy w trzeciej. A zatem zakładałam, że mogą wystawić zawodniczki dobre, a wyszedł naprawdę mocno drugi garnitur. Poza tym byłyśmy wtedy bardzo skuteczne, dosłownie wszystko nam wychodziło. Taki dzień.

CZYTAJ TAKŻE: Lech Poznań blisko absolutnego rekordu wszech czasów

Ciekawi mnie wasz mocny rywal ligowy, LZS Stare Oborzyska, który sięgnął po Puchar Polski w regionie. To przecież wieś, a zatem kobiecy futbol jest także na wsi, nie tylko w dużych ośrodkach.

- Kobieca piłka jest w małych miejscowościach i to wielu. LZS Stare Oborzyska ma w składzie kilka dziewczyn znanych z futsalu, duże dofinansowanie gminy i w efekcie budżet pewnie większy niż nasz. Zrobili inwestycje, mają akademię. Ściągają zawodniczki, np. byłe piłkarski upadłej Polonii Poznań.

Skoro mowa o upadłej Polonii Poznań, czy kobiecy futbol w Lechu jest finansowo bezpieczny?

- U nas akurat tak, ale z futbolem kobiecym w Polsce różnie bywa. Zespoły z ekstraligi są bezpieczne i płacą na tyle dużo, że piłkarki mogą wyżyć z gry w futbol. Im niżej, tym jest to bardziej problematyczne i nie tak profesjonalne. W drugiej czy trzeciej lidze to głównie studentki albo zawodniczki, które jednocześnie pracują. My na pewno chcemy zwiększać nasz budżet, ale budować go spokojnie - Lech ma wobec sekcji kobiet plan długoterminowy i to jest najważniejsze.

Sensacją ogłoszenia początku sekcji kobiecej było też wyjście do ludzi prezes Mai Rutkowskiej, dotąd nieobecnej w przestrzeni publicznej właścicielki klubu. Ona angażuje się w sekcję czy jest jedynie prezes tytularną?

- Angażuje się cały czas. Spośród naszych meczów nie była chyba tylko na jednym, po meczu zawsze dostajemy od niej jakąś wiadomość, zawsze reaguje. Rozmawiała też z dziewczynami, żeby zdjąć z nich stres i presję. Widać, że chce tym żyć. A my cieszymy się, że naszą szefową jest kobieta.

Lech UAM Poznań prowadzi nabory dziewczynek?

- Cały czas. Zespół został przeniesiony z UAM do Lecha, ale akademia do zespołu U-15 zostały przy uniwersytecie. Trenują tam młode zawodniczki z perspektywą gry w Lechu, chociaż pewnie te 5- czy 6-latki nie są tego jeszcze świadome. Są jednak zawodniczki w wieku 15 lat, które może zagrają w Lechu jeszcze w tym sezonie. Nasza reprezentantka Polski, Maja Kuleczka tez dopiero niebawem skończy 16 lat.

U mężczyzn gra 15-latków w pierwszym zespole się zdarza, ale jednak jest rzadka. U kobiet to norma?

- Norma. Nastolatki grają z młodszymi o dwa lata chłopcami, a potem mogą trafić do pierwszej drużyny.

Miałyście zagrać jakiś mecz przy Bułgarskiej, ten z Lechią Gdańsk. Uznaliście, że za wcześnie?

- Tak, zapadła decyzja, by z tym poczekać. Za dużo było emocji wokół nas, poza tym nie mieliśmy na spotkanie z Lechią Gdańsk zawodniczek, bo były na kadrach, a wolałyśmy, aby na mecz przy Bułgarskiej były wszystkie. Możliwe jednak, że wkrótce zagramy na tym obiekcie.

Rozmawiał Radosław Nawrot

Alicja Zając w barwach UAM Poznań/Łukasz Skwiot/Newspix
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem