Partner merytoryczny: Eleven Sports

Reszta Polski mówi, że zabijają futbol. Tudor: „To dowód na sukces Rakowa”

Piłkarska Polska narzeka, że Raków Częstochowa stał się „mistrzem w zabijaniu i psuciu meczów”. - Trudno, żeby w Warszawie, Poznaniu czy w reszcie kraju specjalnie nas lubili, skoro wygrywamy mistrzostwa, puchary i superpuchary. Dla innych dużych klubów jesteśmy rywalami o trofea i europejskie puchary. Ich ewentualna niechęć czy brak sympatii to tylko dowód na nasz sukces - mówi Fran Tudor, chorwacki gwiazdor Rakowa Częstochowy i Ekstraklasy, w rozmowie z Interią.

Fran Tudor
Fran Tudor/Newspix/Newspix

Jan Mazurek, Interia Sport: W szatni Rakowa wisi zdjęcie Bartłomieja Pawłowskiego?

Fran Tudor, piłkarz Rakowa Częstochowa: - Jeszcze nie zwariowaliśmy!

Piłkarz Widzewa stwierdził, że jesteście „mistrzem w zabijaniu i psuciu meczów”.  

- Wiem, że niektórzy lubią karmić się negatywnymi emocjami i takie wypowiedzi potrafią być motywujące, ale tego akurat nie słyszałem, jakoś mnie to ominęło, a nikt mi nie przekazał. Praktycznie w ogóle nie oglądam meczów. Wyjątek robię tylko dla naszych spotkań i swoich występów, które szczegółowo analizuję. Poza tym nie za bardzo nawet śledzę jakiekolwiek wyniki. Zupełnie nie interesuje się piłką. Wolę spędzić czas z rodziną, pograć na PlayStation, odpalić Formułę 1 albo NFL. Mam tak od wielu lat. I to się nie zmieni. Taki już jestem. 

Krytyczne słowa Pawłowskiego z konferencji „Moneyball 3: Innowacje w sporcie i biznesie” odbiły się głośnym echem, tak postrzegany jest Raków po powrocie Marka Papszuna. Drugi w tabeli, więc skuteczny, ale grający przy tym brzydko, często brutalnie, na czas.

- Podchodzę do świata z dużą pokorą i wyrozumiałością. Każdy może mieć swoją opinię. Powiedzieć, co tylko mu się żywnie podoba. I raczej mnie to nie zdenerwuje. Nie boli mnie zdanie Pawłowskiego, tym bardziej że według mnie wcale nie jesteśmy żadnym „mistrzem w zabijaniu i psuciu meczów”.

Dyskusja wywiązała się po waszym remisie z Jagiellonią, kiedy Gustav Berggren rozkopywał wapno w punkcie jedenastego metra i wywiązała się szamotanina, która wyglądała, jakbyście robili wszystko, byle tylko sztucznie nie dopuścić do tego rzutu karnego dla rywali. 

 - Nie jest tak, że tylko Raków czasami ucieka się do takich metod, żeby utrzymać prowadzenie. W Białymstoku wygrywaliśmy 2:1 po golu Zorana Arsenicia. Było głęboko po 90. minucie, wszystkim w podobnych okolicznościach zależy głównie na tym, żeby mecz jak najszybciej się skończył - wyrzucić długi aut, wywalczyć korner, ukraść minutę. Normalna rzecz, było zresztą w tej rundzie kilka meczów, kiedy nasi przeciwnicy wychodzili na prowadzenie i robili dokładnie to samo. 

Fran Tudor/Newspix/Newspix

Zimujecie na drugim miejscu w Ekstraklasie. Ulga po rozczarowującym sezonie 2023/24?

- Przyzwyczailiśmy się w Rakowie do wygrywania trofeów. Po mistrzostwie Polski, dwóch Pucharach Polski i dwóch Superpucharach Polski mieliśmy apetyt na jeszcze więcej. Nigdy nie brakowało nam motywacji, zawsze na horyzoncie pojawiał się jakiś kolejny cel do zrealizowany, w poprzednim sezonie chociażby debiut w Lidze Europy. Odpadliśmy w grupie, ale to naprawdę o wiele wyższy poziom niż Liga Konferencji. Graliśmy z Atalantą, która jest teraz liderem Serie A. Ze Sportingiem, którego trener Ruben Amorim poszedł do Manchesteru United. I ze Sturmem Graz, który dominuje w lidze austriackiej i jest w Lidze Mistrzów. Dla Rakowa to był olbrzymi krok do przodu i wcale nie uważam, żeby tamten sezon był jakoś niezwykle rozczarowujący. 

Co odróżnia czołowego piłkarza Ekstraklasy od gwiazd Atalanty i Sportingu?

- Przyzwyczajenie do wyższej intensywności. Zdolność do podejmowania szybszych decyzji z piłką przy nodze. I tam występują po prostu lepsi piłkarze, ograni na topowym poziomie, który jest dla nich normalnością, a nie czymś wyjątkowym, to olbrzymia przewaga. 

Tylko tyle i aż tyle?

- Nie chcę powiedzieć, że w Polsce piłkarze są miękcy, ale w Europie gra się twardziej. 

Gdyby w tym roku Raków znów zagrał jesienią w europejskich pucharach, wygrałby więcej niż jeden mecz?

- Myślę, że tak, choć zależy, na jakich rywali w tej Lidze Mistrzów, Lidze Europy czy Lidze Konferencji byśmy trafili. Jagiellonia i Legia pokazują, że można regularnie wygrywać i fajnie na ranking UEFA pracować. 

Jak pracowało ci się z Dawidem Szwargą? Jako pierwszemu trenerowi mu nie wyszło, ale przez lata w sztabie Rakowa był kluczową postacią. Odszedł, żeby poprowadzić Arkę.  

- Świetny trener. Ma olbrzymie pojęcie o taktyce. Dostrzega nawet najmniejsze detale. Przez lata chłonąłem jego wiedzę. Pomógł mi stać się lepszym piłkarzem, a już na pewno mądrzejszym. I bardziej świadomym tego, co dzieje się wokół niego na murawie. Żadna tajemnica, że z Zoranem Arseniciem i Milanem Rundiciem chodzimy na kurs UEFA B+A...

Chcecie być trenerami?

Skupiam się na teraźniejszości i jeszcze o przyszłości nie myślę, ale gdybym zdecydował się na taką ścieżkę po karierze, to przyda mi się praktyczna szkoła, którą odbywałem właśnie u trenera Szwargi. Szkoda, że odchodzi do Arki, mieliśmy super relację, niech mu się tam wiedzie, bo zasługuje na sukces. 

Szwarga w podcaście u Tomasza Ćwiąkały stwierdził, że jesteś piłkarzem o „wybitnym rozumieniu gry”. Przytoczył sytuację z wygranego meczu z Legią, kiedy sztab Rakowa zachwycał się twoją intuicyjną wręcz mądrością w omijaniu pressingu zakładanego przez drużynę Goncalo Feio

- Głupio mi tak gadać o sobie, ale wydaje mi się, że to prawda. Na pewno nie użyję określenia „wybitny”, ale mój poziom rozumienia gry jest na pewno wysoki. I duża w tym zasługa trenera Szwargi, który brał mnie na bok, przeprowadzał ze mną indywidualne odprawy, dyskutowaliśmy o taktyce, różnych boiskowych zachowaniach i reakcjach. Trenerzy w Rakowie wymagają żelaznej dyscypliny taktycznej, od lat szlifujemy jedno ustawienie, stawiamy na powtarzalność, wysoki pressing, szybkie tempo, dużo gry bezpośredniej, ale też nie uciekamy od rozgrywania piłki w ataku pozycyjnym, na czym mocniej skupiliśmy się w ostatnich sezonach. W gronie zawodników, którzy są tu dłużej, na przykład z Zoranem Arseniciem, w niektórych aspektach z perspektywy murawy widzimy więcej niż sztab. I to naprawdę konstruktywne, że Marek Papszun czy do tej pory także Dawid Szwarga czasami prosili nas o zdanie, interpretację, pytali: „Co myślicie, jak gracie?”. 

Fran Tudor w meczu z Legią/Newspix/Newspix

Który z rywali w Ekstraklasie najbardziej ci się pod kątem taktycznym podoba?

- Podoba mi się jak gra Jagiellonia. 

Dlaczego?

- Nowoczesny zespół. Wielu próbuje iść ich śladem, wzorują się na podobnych europejskich trendach, przesunięciu wajchy w stronę ofensywy, ale im w Polsce wychodzi to zdecydowanie najlepiej. 

Raków gra za mało ofensywnie w porównaniu do mistrzowskich i wicemistrzowskich sezonów?

- Że za mało ofensywnie?

Tak, bezbramkowe remisy, mecze wygrane jednym golem...

- Do tanga trzeba dwojga. 

Czasami nawet nie podejmujecie tańca. 

- Nieprawda. W lidze przegraliśmy tylko dwa razy. Większość meczów jesienią wygraliśmy. Kilka razy w naprawdę dobrym stylu, nieodbiegającym jakoś przesadnie od tego z mistrzowskiego sezonu, kiedy wszyscy nas chwalili. Czasami nasi przeciwnicy obwarowywali się we własnym polu karnym, stawiali autobus, skupiali się głównie na przeszkadzaniu i trudno było wcisnąć im gola. A jako że też mamy dobrą obronę, rzadko tracimy bramki, to odbiór naszych meczów może być taki, a nie inny i nic na to nie poradzimy. Przychodziłem do Rakowa zimą 2020 roku, pięć lat temu, wtedy nie mieliśmy jeszcze takiej pozycji w polskiej piłce, tylu sukcesów na koncie. To oczywiste, że pięć lat później rywale w Ekstraklasie lepiej są pod nas przygotowani i inaczej się ustawiają: nie grają tak otwarcie, ryzykownie, nie dziwi mnie to. 

Czy w Rakowie odnajdują się tylko piłkarze, którzy lubią dyscyplinę i ciężką pracę?

- Tak. 

Dlatego drzwi w szatni Rakowa właściwie się nie zamykają, że drużynę w ostatnich okienkach transferowych wzmocniło wielu zawodników, którzy do tej dyscypliny i ciężkiej pracy nie umieli się dostosować?

Kilku takich faktycznie było. Nazwisk nie podam. Ale większość nowych wie, dlaczego do Rakowa przychodzi i że tu nie toleruje się lenistwa. 

Jako kapitan starasz się dbać, żeby nie było od tego odstępstw. 

- Nie jestem raczej typem kapitana, który dużo krzyczy i ciągle ma do wszystkich pretensję. Dużo bardziej przemawia do mnie inny sposób liderowania: zapieprzanie na boisku. Jak drużyna widzi, że kapitan wchodzi w pojedynki, nie odstawia nogi, realizuje plan taktyczny i przy tym nie narzeka, to łatwiej pójść jej jego śladem. 

Denerwuje cię, że w trybie awaryjnym często wycofywany jesteś z wahadła na środek obrony?

- Po tylu latach w Rakowie jest to już dla mnie obojętne. Nie mam żadnego problemu, żeby skakać między środkiem obrony a wahadłem. 

Kiedy ostatni raz pytano ci, który kolega z drużyny ma papiery na dużą zagraniczną karierę, wskazałeś Ante Crnaca, za którego Norwich później zapłaciło jedenaście milionów euro. Kto następny?

- Crnac jest moim przyjacielem, dobrym napastnikiem, w drugiej lidze angielskiej już strzela bramki, przed nim duża kariera, a kogo by tu wskazać następnego...

Może Michaela Ameyawa?

- Widzę między nimi drobne podobieństwa. Obaj są szybcy. Mocni na nogach. Mają ciąg w grze do przodu. Ale Crnac na ten moment to lepszy piłkarz, młodszy, lewonożny, a tacy są rozchwytywani, o czym świadczą pieniądze, które wyłożyli za niego Anglicy. 

Czy Ivi Lopez wraca do formy sprzed kontuzji, kiedy w Ekstraklasie był MVP?

- Śmiejemy się, że po jego powrocie do gry w pierwszym składzie każdy stały fragment gry to 50% szans na gola. Ivi się rozpędza. Strzelał z Puszczą, Radomiakiem, Jagiellonią i Widzewem. W formie to wciąż gwiazda Ekstraklasy. 

Jaki jest sposób Rakowa na gole w doliczonym czasie gry? Tak było z Motorem (2:2), Stalą (1:0), Pogonią (1:0), Radomiakiem (2:0) i Lechią (2:1).

- Mamy dobry „spirit”. Chęć zwycięstwa. Operujemy na dużej intensywności, a rywale zazwyczaj biegają przeciwko nam w głębokiej defensywie, więc pod koniec meczów opadają z sił, wkrada się w ich szeregi zmęczenie i dekoncentracja, w okolicach ich pola karnego powstaje więcej miejsca. 

Dobry „spirit” to element idący w parze z powrotem Marka Papszuna?

- Trener Papszun już dawno zaszczepił w nas głębokie przekonanie, że zawsze i z każdym musimy wygrać. Nawet z boiska widać, że bije od niego energia. Szaleje przy ławce. Jest jak dwunasty zawodnik...

Zmienił się Papszun przez rok poza klubem?

- I tak, i nie, bo człowiek rozwija się, dopóki żyje. Trener Papszun przyszedł ze świeżymi pomysłami, część z nich było widać w naszej grze, ale też wciąż jest wierny swoim zasadom, które przyniosły Rakowowi największe sukcesy w historii i z tej drogi raczej nie zboczymy. 

Fran Tudor/Newspix/Newspix

Zawodnicy Rakowa mają obowiązek do trzydziestu sześciu godzin po rozegranym meczu wysłać sztabowi raport, w którym oceniają siebie i drużynę. Papszun mawia, że nie zadowala się ogólnikami, chce konkretów. Na pytanie, kto w tych analizach jest najlepszy, często słyszę: „Tudor”. Lubisz to?

- Przyzwyczaiłem się. Nie męczy mnie to. Mamy szablon. Wiem, jak go uzupełnić, żeby trenerzy znaleźli w nim wartościowe i pożyteczne spostrzeżenia. Chyba właśnie o tym mówił Szwarga, kiedy wspominał o moim rozumieniu gry: w moich raportach sztab dostaje dodatkowe informacje z meczu, nie uciekam w ogólniki. Trener Papszun też to docenia, na murawie wiele spraw widzi się inaczej, połączenie kilku perspektyw znacząco ułatwia później analizę. 

Dlaczego Raków przestał być tak lubiany przez resztę piłkarskiej Polski, jak miało to miejsce wcześniej?

- Trudno, żeby w Warszawie, Poznaniu czy reszcie piłkarskiej Polski specjalnie nas lubili, skoro wygrywamy mistrzostwa, puchary i superpuchary. Dla innych klubów jesteśmy rywalami o trofea i europejskie puchary. Ich ewentualna niechęć czy brak sympatii to tylko dowód na sukces Rakowa. 

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

As Sportu 2024/INTERIA.PL/interia

As Sportu 2024. Wilfredo Leon kontra Klaudia Zwolińska. Kto zasługuje na trzecie miejsce w plebiscycie? Zagłosuj!

Fran Tudor/Newspix/Newspix
Fran Tudor/Newspix/Newspix
Fran Tudor (Raków, z lewej)/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem