Partner merytoryczny: Eleven Sports

Kto tak naprawdę kupił Lechię Gdańsk? Zagadka z Ligi Mistrzów

Bośniacki pomocnik Rifet Kapić ma być dziś w Gdańsku i prawdopodobnie zwiąże się z I-ligową Lechią. Transfer jakich wiele, ale są pewne szczegóły, które bardzo go wyróżniają z tłumu podobnych. Otóż za tego piłkarza tydzień temu Valmiera zapłaciła 500 tys. euro, a wczoraj grał...w eliminacjach Ligi Mistrzów. Tropy prowadzą do właściciela łotewskiego klubu - szwajcarskiego adwokata Ralpha Oswalda Iseneggera. Ten prawnik był częścią konsorcjum, które rok temu chciało przejąć Wisłę Kraków, a wcześniej m.in. Dinamo Bukareszt.

Polsat Plus Arena Gdańsk
Polsat Plus Arena Gdańsk/KAROLINA MISZTAL/REPORTER/East News

Nie da się ukryć, że właściciele Lechii Gdańsk (kimkolwiek są, o tym trochę niżej w tekście) notują lekki falstart - lista zakupów obejmuje do tej pory ledwie jednego zawodnika. Luis Fernandez to mega-kozak na ten poziom, ale o wiele dłuższa jest lista zawodników, których pozyskać się nie udało: Davo AlvarezSteve Kapuadi, Amir FeratovićJames Igbekeme wybrali inne od Gdańska miejsca na kontynuowanie pasji futbolowej, a z powodu braku płatności kontrakt rozwiązał Ilkay Durmus.

Wiele wskazuje na to, że z Lechią zwiąże się bośniacki pomocnik Rifet Kapić, który ma być dziś w Gdańsku. To zawodnik, który 11 lipca związał się łotewskim klubem Valmiera na mocy transferu definitywnego z Krywbasu Krzywy Róg, gdzie grał pod okiem znamienitego ukraińskiego trenera Jurija Wernyduba. Kwota transferu, która krążyła w mediach to, bagatela, 500 tys. euro. Bośniak jest praktykującym Muzułmaninem - w kwietniu 2022 r. zasłabł na murawie grając w FK Sarajewo.

Bośniak Rifet Kapić dołączy do Lechii Gdańsk?

Jeszcze wczoraj Kapić grał dla Valmiery w eliminacjach Ligi Mistrzów w przegranym 1-2 spotkaniu z Olimpią Ljubljana. Identyczny wynik padł w pierwszym meczu w Słowenii, a Bośniak w tych spotkaniach zagrał odpowiednio 25 i 81 minut. Wiele wskazuje, że na tym zakończy się łotewski rozdział w karierze Rifeta Kapicia, który dziś ma być w Gdańsku, by związać się z I-ligową Lechią. Jak to możliwe, że piłkarz, który jeszcze wczoraj grał w Lidze Mistrzów - co prawda w jej eliminacjach, ale zawsze, są to lata świetlne odległości od polskiej I ligi?

Odpowiedzią może być osoba właściciela Valmiery, szwajcarskiego adwokata Ralpha Oswalda Iseneggera. Rodak prezesa Lechii Gdańsk, Paolo Urfera występował z nim w różnych konfiguracjach - w 2018 r. chcieli kupić rumuńskie Dinamo Bukareszt

Do sfinalizowania transakcji jednak nie doszło. W 2022 r. z kolei chcieli przejąć Wisłę Kraków, o czym pisał w znakomitym artykule portal Bałtycki Futbol. W tym artykule czytamy również o chęci zakupu Śląska Wrocław i Pogoni Szczecin. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nareszcie się udało i Szwajcar jest jedną z osób, które nabyły Lechię Gdańsk od Adama Mandziary.

Faktem jest, że po przejęciu Valmiery Szwajcar wprowadził ją na łotewskie szczyty. Gdy ją przejmował była na szarym końcu Virsligi, a w 2022 r. zdobyła pierwsze w historii mistrzostwo. Teraz najwyraźniej Isenegger uznał, że Rifet Kapić, po odpadnięciu z Champions League, na Łotwie się nie przyda, że Valmiera z nim czy bez niego będzie liczyć się w rozgrywkach, dlatego postanowił Bośniaka przerzucić do innego ze swych projektów - kulejącej po degradacji z Ekstraklasy, Lechii Gdańsk.

Liga Europejska. Lech Poznań - Valmiera 3-0 - bramki. Wideo/INTERIA.TV

Trener Lechii, Szymon Grabowski robi dobrą minę do złej gry. Na ligową inaugurację, w drużynie Biało-Zielonych w spotkaniu z Chrobrym w Głogowie zagra tylko dwóch piłkarzy, którzy wystąpili w ostatnim meczu w Ekstraklasie pod koniec maja w Gliwicach - jeden z nich prawdopodobnie wystąpi na pozycji, na której nie grał nigdy wcześniej w życiu.

Maciej Słomiński, INTERIA

Lechia Gdańsk/Przemek Swiderski/REPORTER/East News
Lechia Gdańsk jest od ponad roku wystawiona na sprzedaż/Grzegorz Ksel/East News
Piłkarze Lechii Filip Mladenović (L), Michał Nalepa (2L) i Błażej Augustyn (tyłem) robili, co mogli, ale Broendby IF (w środku Tobias Boerkeeiet) okazało się za mocne/AFP
INTERIA.PL

Zobacz także

Sportowym okiem