Dawid Janczyk. Zmarnowany talent chce wrócić do gry
Miał ledwie 19 lat, kiedy rewelacyjnie zaprezentował się na młodzieżowych mistrzostwach świata, a wkrótce potem odszedł do CSKA Moskwa za ponad 4 mln euro. Był uważany za jeden z największych talentów polskiego futbolu, ale przegrał z alkoholem. Teraz Dawid Janczyk podejmuje ostatnią próbę powrotu na boisko - właśnie związał się z Sandecją Nowy Sącz.
Jeśli ktoś w lecie 2007 roku powiedziałby, że Dawid Janczyk w wieku 28 lat wyląduje na zapleczu Ekstraklasy, wielu popukałoby się w głowę. 19-latek był wówczas w miejscu, o jakim marzy chyba każdy młody piłkarz.
Piłkarz Legii wspaniale zaprezentował się na młodzieżowych mistrzostwach świata i odchodził do silnego CSKA Moskwa za ogromne pieniądze.
Rosjanie wyłożyli za niego ponad 4 mln euro, a wyprzedzili słynne Atletico Madryt. Zresztą Janczyk był uważnie obserwowany przez całą plejadę wielkich europejskich klubów.
Nie było w tym nic dziwnego - na mundialu do lat 20 w Kanadzie grał koncertowo i strzelił trzy gole.
- Dzisiaj ktoś powie, że to niepoważne porównanie, ale na tamtych młodzieżowych mistrzostwach świata Janczyk grał podobnie do Sergio Aguero (dzisiaj gwiazda Manchesteru City - red.). Polak dawał sygnały, że może być znakomitym zawodnikiem - mówi w rozmowie z Interią były asystent Leo Beenhakkera Bogusław Kaczmarek.
Janczyk rzeczywiście w Kanadzie spisał się rewelacyjnie. Po turnieju jego nazwisko wymieniano w jednym szeregu z takimi napastnikami jak Aguero, Luis Suarez czy Edinson Cavani, którzy potem zrobili przecież zawrotne kariery i do dzisiaj są uważani za czołowych snajperów świata.
Polscy dziennikarze i eksperci rozpływali się w zachwytach nad 19-letnim chłopakiem z Nowego Sącza, którego z dnia na dzień obwołano nadzieją polskiej piłki. Warto dodać, że w tamtym okresie niewielu zdawało sobie sprawę z tego, że gdzieś - trochę na peryferiach poważnego futbolu - funkcjonuje ktoś taki jak Robert Lewandowski.
Młodszy od Janczyka o 11 miesięcy "Lewy" właśnie został wyrzucony z rezerw Legii i szukał szczęścia w Zniczu Pruszków. Dziś zawodnik, którego stołeczny klub oddał bez żalu do drugiej ligi, jest gwiazdą światowej piłki, a piłkarz sprzedany przez Legię za ogromne pieniądze do Rosji próbuje odbić się od dna.
Dlaczego? - Zadecydowała mentalność. Wyjazd do Rosji miał być dla Janczyka błogosławieństwem, a okazał się początkiem końca. Zamiast uczyć się w Moskwie od świetnych napastników, wybrał nocne życie. Szybko przyszły problemy z alkoholem, a od nich droga na dno okazała się już bardzo krótka. Przykra sprawa - rozkłada ręce "Bobo" Kaczmarek.
Alkoholowe perypetie Janczyka zaczęły się jednak jeszcze przed transferem do Rosji. Były agent piłkarza Jerzy Kopiec wkrótce po tym, jak zawodnik trafił do Legii, zaczął zabierać go na suto zakrapiane imprezy w stolicy. Nocne życie Moskwy również wciągnęło młodego gracza, a z jego problemów szybko zdali sobie sprawę działacze rosyjskiego klubu.
Jasne stało się, że Janczyk musi zmienić otoczenie, Polaka wypożyczono więc do belgijskiego Lokeren, gdzie pod okiem Włodzimierza Lubańskiego miał wrócić na dobre tory. Radził sobie przyzwoicie, strzelił kilka goli i wydawało się, że wykonał krok we właściwym kierunku.
Niestety, demony wróciły. W Moskwie nikt nie wiązał już z Janczykiem nadziei i Polak był wypożyczany do coraz to słabszych klubów. Z każdego wracał z podkulonym ogonem do stolicy Rosji, a gdy nikt nie chciał już pozyskać zawodnika z alkoholowym problemem, ten odciął się od świata i wpadł w szpony nałogu.
Kuriozum polegało na tym, że wciąż wiązał go kontrakt z CSKA. Rosjanie, którzy kilka lat wcześniej cieszyli się z pozyskania utalentowanego snajpera, za 4 mln euro sprawili sobie zatem potężny problem. Od grudnia 2011 roku do stycznia 2014 Janczyk nie zagrał ani jednego meczu. Co robił w tym czasie?
Twierdzi, że pojechał z rodziną do Niemiec, błyskawicznie jednak okazało się, że nic takiego nie miało miejsca. Regularnie zaglądał do kieliszka, krążyły legendy, że potrafił wypić dziennie 0,7 litra wódki. "Kiedyś przyznał mi się, że on po prostu kocha pić. Brał szklankę i potrafił osuszyć samemu całą butelkę" - mówił niedawno Jan Kobyłecki z fundacji "Olimpijczyk", która pomaga sportowcom po przejściach.
Kiedy wreszcie wygasł kontrakt Janczyka z rosyjskim klubem, piłkarz przez pół roku próbował zahaczyć się w słabszym klubie. Jeździł na testach po Europie, pomocną dłoń wyciągnęli do niego trenerzy Legii, ale zawodnik w stolicy znowu poszedł w tango.
Wreszcie trafił do Piasta Gliwice, ale w śląskim klubie nie wytrzymał nawet sezonu - w kwietniu ubiegłego roku złożył wniosek o rozwiązanie umowy. Szukał klubu przez 10 miesięcy, aż wreszcie szansę dała mu Sandecja Nowy Sącz, z której jako 17-latek wyruszał w świat.
"Dawid to nasz wychowanek, chcieliśmy więc mu pomóc. Poza tym liczymy, że będzie jednak poważnym wzmocnieniem naszej linii ofensywnej" - powiedział rzecznik prasowy sądeckiego klubu Michał Śmierciak. We wtorek Sandecja poinformowała, że Janczyk został oficjalnie zgłoszony do rozgrywek 1. ligi.
Czy w swoim pierwszym klubie były reprezentant Polski zdoła się odbudować? Musi podjąć wyzwanie, bo koło ratunkowe, które rzuciła Sandecja, może być już ostatnim.
Autor: Bartosz Barnaś
Czytaj także: