Jeremy Sochan urodził się w 2003 roku w Oklahomie. Jest synem Polki - Anety Sochan i Amerykanina - Ryana Williamsa. Młody koszykarz posiada również brytyjską rezydenturę. Na Wyspach mieszkał wraz z mamą. Jego biologiczny ojciec zginął natomiast w wypadku samochodowym w 2017 roku. Jeremiego wychowywała mama Aneta z ojczymem Wiktorem Lipieckim. Koszykarz ma także młodszego brata Zacha. Jakub Żelepień, Interia: Profesor Uniwersytetu Warszawskiego Marcin Matczak, a prywatnie tata rapera Maty, napisał jakiś czas temu książkę "Jak wychować rapera". Trawestując nieco ten tytuł, mógłbym zapytać was - jak wychować koszykarza? Aneta Sochan: Ciekawe pytanie, choć muszę powiedzieć, że my wychowujemy przede wszystkim człowieka, a nie koszykarza. Obu naszym synom oferujemy stabilne środowisko, w którym ich głos jest bardzo ważny. Chodzi o to, aby jako rodzic być świadomym samego siebie i dać dzieciom przestrzeń. Wiktor Lipiecki: My nie wychowujemy osoby publicznej, tylko dwóch młodych ludzi. Dla nas najważniejsze jest to, żeby obaj znali siebie i byli świadomi swojej wartości. Zawsze powtarzaliśmy synom, że każdy jest inny, ma własną ścieżkę i tworzy własne relacje. Nie chcielibyśmy być drogowskazem dla kogokolwiek, kto mógłby się teraz nami zasugerować i kopiować te metody. To jest bardzo osobiste. Aneta Sochan: W wychowywaniu Jeremiego bardzo ważne było to, żeby dać mu czas. Sam doszedł do tego, czego chce od życia i wybrał koszykówkę. A my po prostu byliśmy obok dla niego. Jakie są wartości, które przekazywaliście i przekazujecie synom? Aneta Sochan: Na pewno szacunek, przede wszystkim do samego siebie. Jeżeli go masz, to potrafisz szanować także innych. Poza tym szczerość... Wiktor Lipiecki: Otwartość. Aneta Sochan: Tak, otwartość, bycie dobrym dla ludzi. Wpajaliśmy chłopcom, że najpierw muszą wcielić w życie te wartości względem siebie, żeby później móc stosować je także w stosunku do innych. Bo przykład daje się nie słowami, a czynami. Aneta Sochan: Zdecydowanie. Nawet jeśli czasem zbyt duża szczerość nie pomaga. Wiktor Lipiecki: Ja bym dodał empatię. Chcieliśmy, aby chłopcy nie patrzyli na świat wyłącznie przez swój pryzmat, ale zdali sobie sprawę z tego, że każdy ma swoją historię. Aneta Sochan: No i autentyczność, bycie sobą. Wcześniejsze dorośnięcie Jeremiego, który jako bardzo młody człowiek jest milionerem, profesjonalnym sportowcem i mieszka z dala od domu rodzinnego, wymusza też swego rodzaju przedwczesne "dorośnięcie" rodziców? Wiktor Lipiecki: Kolejne ciekawe pytanie. Mam wrażenie, że dla nas wszystkich to jest proces, który wciąż trwa. Aneta Sochan: My też się tego uczymy. Ostatnio miałam taką refleksję, że weszliśmy po prostu w następny etap życia. Zawsze wychowywaliśmy nasze dzieci w taki sposób, aby były niezależne, traktowaliśmy synów jako odrębne jednostki, które mają coś do powiedzenia. Nie chcieliśmy kształtować ich dla siebie i pod siebie. To jest wymagające, bo czasami fajnie byłoby mieć większą kontrolę nad chłopakami. Z drugiej strony jednak miło się patrzy, gdy młody człowiek odkrywa samego siebie. Najważniejsze, że pozostaje przy tym normalny, bo na koniec Jeremy to po prostu zwykły 20-latek. Jasne, ma więcej kasy, więcej możliwości, podejmuje decyzje na innym poziomie niż większość rówieśników, ale to wciąż ten sam człowiek. Kiedy przeglądałem internet przed naszym spotkaniem, zauważyłem, że niemal we wszystkich tekstach na temat Jeremiego podkreśla się rolę Anety, która jako mama była jego pierwszą trenerką koszykówki. Mam wrażenie, że nigdy nie pisze się natomiast o sferze mentalnej, a zajmujesz się przecież psychologią. Aneta Sochan: Bardzo się cieszę, że poruszyłeś ten wątek, bo faktycznie jeszcze nie słyszałam tego pytania. W ogóle mam wrażenie, że w Polsce zbyt mało mówi się o kwestiach mentalnych u dzieci, nastolatków i sportowców na elitarnym poziomie. Kiedy Jeremy dorastał, ja zaczynałam bawić się w psychologię i terapię. Pomagałam mu wzmocnić samego siebie, pracowaliśmy też nad rozpoznawaniem i zrozumieniem emocji. Rozmawialiśmy o tym, dlaczego się denerwuje w danej sytuacji, jak może lepiej nad tym panować, ćwiczyliśmy również oddychanie. Myślę, że przekazałam mu całkiem przydatne podstawy mojej wiedzy psychologicznej. Wiktor Lipiecki: Chciałbym dodać, że Aneta była jednak przede wszystkim mamą. Pomagała jako rodzic, a nie psycholożka. Aneta Sochan: Rola rodzica jest często pomijana, kiedy mówimy o sportowcach. Ja zawsze powtarzam, że zawodnikiem jest na zewnątrz, widzi go trener, widzą kibice, ale w środku jest przede wszystkim młodym człowiekiem. Diego Armando Maradona lubił powtarzać, że jest Diego i jest Maradona. Te dwie postaci, choć w jednym ciele, były zupełnie różne. Czujecie to samo względem Jeremiego? Wiktor Lipiecki: Na pewno tak, choć dla nas to zawsze był i jest Jeremy. Zdajemy sobie jednak sprawę, że wszyscy trafiliśmy do nowego środowiska i staramy się w nim odnaleźć. Rozmawiamy z Jeremim, próbujemy zrozumieć jego doświadczenia, których żadne z nas nigdy nie miało. Pomagamy mu adoptować się do roli osoby publicznej, nie zapominając przy tym, że jest wciąż 20-latkiem. Aneta Sochan: Jeremy jest osobą publiczną, ale wydaje mi się, że jest bardzo naturalny. Nie kreuje się na kogoś, kim nie jest. Pozostaje szczery, uśmiechnięty, pewnie czasem mu się za to obrywa, ale to jest ok, uczy się dzięki temu życia. Wiktor Lipiecki: Jest częścią show-biznesu i wiemy, że pojawia się wokół niego wiele różnych narracji. Ostatnio był na przykład często porównywany do Dennisa Rodmana. On to szanuje, ale zupełnie się z tym nie zgadza, bo jest po prostu sobą, nie chce nikogo kopiować. Wybór numeru na koszulce nie ma nic wspólnego z tym zawodnikiem, kilka osób wie, jaka kryje się za tym historia i to wystarczy. Szeroko pojęta amerykańskość, mentalność "you can do it" pomogły w rozwoju Jeremiego? Aneta Sochan: To jest ciekawe, bo wychowując dzieci, nigdy nie myśleliśmy o jakimś duchu amerykańskości. Bazowaliśmy raczej na tym, co sami dostaliśmy od swoich rodziców, jakie my mieliśmy przekonania i jaką wiedzę. Gdyby teraz na to spojrzeć - faktycznie sporo było w tym amerykańskiego przeświadczenia "you can do it". Wiktor Lipiecki: Są pewne stereotypy co do wychowywania dzieci w Stanach. W pewnym stopniu to jest prawda, natomiast trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że przede wszystkim musi to być prawdziwe. To nie mogą być tylko hasła i pokrzykiwanie do dziecka podczas meczu, kiedy w rzeczywistości nic za tym nie stoi. Jeremy od małego był w ciągłym ruchu, mieszkał w różnych krajach, więc musiał też sam - niezależnie od nas - wyrobić w sobie poczucie wartości, pewność i determinację. Aneta Sochan: Nigdy nie było u nas krytyki. Konstruktywne uwagi - owszem, ale nie dołowaliśmy Jeremiego. Wiktor Lipiecki: Nie chodzi o puste powtarzanie "you’re the best", tylko o szczere, wartościowe rozmowy. Czasami to jest trudniejsze, czasami łatwiejsze, czasami frustrujące, czasami odbijające się od ściany, ale zawsze naturalne. Wiktor wspomniał o tym, że Jeremy miał okazję mieszkać w kilku różnych krajach. Co tak naprawdę daje młodemu człowiekowi multikulturowość? Aneta Sochan: Otwartość na coś innego, a to jest powiązane z pewnością siebie i odwagą, aby podzielić się swoim głosem. Wiktor Lipiecki: Jeremy sam mówił, że to były dobre, ale trudne chwile w jego życiu, kiedy musiał odnaleźć się w różnych miejscach świata. Nie mówię tutaj tylko o nowym zespole czy trenerze, ale w ogóle o środowisku. Dla każdego byłoby to wymagające, a co dopiero dla tak młodego człowieka. Wszystko było jednak zbudowane na otwartości, szczerości i pewności siebie. Aneta Sochan: Jeremy wiedział, że może mieć różne odczucia, może być smutny, może być szczęśliwy, ale to wszystko jest ok i idzie do przodu. Wiktor Lipiecki: A co mu dała multikulturowość? Na pewno prawdziwe relacje. Na wczesnym etapie życia zrozumiał, że to, że ktoś jest inny, nie oznacza, że jest gorszy lub lepszy. Ludzie, których Jeremy napotkał na swojej drodze, wzbogacili go i ukształtowali - jedni pozytywnie inni negatywnie - ale ukształtowali. Podłapał kiedyś określenie "obywatel świata" i lubi je stosować względem siebie. Niektórzy proszą, aby się określił, ale dla nas to jest nienaturalne. Po co się limitować? Trzeba być dumnym z tego, kim się jest, czuć się związanym z językiem, jedzeniem, kulturą, ale jednocześnie nie tworzyć gradacji. Ale jak to zrobić? Kosmopolityzm i patriotyzm jawią się jako dwie sprzeczności. Aneta Sochan: Dla nas to absolutnie nie są sprzeczności. Trzeba dać człowiekowi przestrzeń i wysłuchać tego, co ma do powiedzenia, a nie zmuszać do jakiegoś określania się. Jeremy pokazuje, że wszystko można połączyć. Wiktor Lipiecki: Ludzie być może nie do końca uświadamiają sobie, że Jeremy nigdy w Polsce nie mieszkał. Przyjeżdżał tam na wakacje, spotykał się z rodziną i znajomymi. On docenia i jest dumny z tego, że ma powiązania z wieloma krajami. Kiedy ktoś prosi go, aby wybrał jeden szczególny, to jest dla niego jak pytanie o to, czy woli się mamę czy tatę. Męczą was i Jeremiego brukowe pytania o to, czy lepszy jest hamburger od schabowego? Wiktor Lipiecki: To zależy od motywacji pytającego. Jeżeli to jest fajna, humorystyczna forma, to nie mamy z tym problemu. Jeżeli natomiast chodzi wyłącznie o stworzenie chwytliwego nagłówka sugerującego, że Jeremy opowiedział się po jednej ze stron, to nie jest w porządku. Aneta Sochan: Z mojego punktu widzenia jest to męczące, ponieważ to stary temat. Kiedy znów pojawia się takie pytanie, widać, że ludzie po prostu nie słuchają tego, co Jeremy już powiedział. Muszę zapytać jeszcze o relację Wiktora z Jeremim, bo z tego, co wiem, jest ona świetna. Czy to oznacza, że wszedłeś w rolę taty? Wiktor Lipiecki: Zacznę od tego, że Jeremy zwraca się do mnie po imieniu, nigdy nie miałem potrzeby, aby mówił do mnie "tato". Aneta Sochan: Jeremy wie, kto jest jego tatą. Tutaj relacja jest inna. Wiktor wszedł w nią bardzo dobrze i zbudował sobie z nim odpowiednią nić porozumienia. Ich relacje opierają się na zaufaniu, szacunku, otwartości i dbałości o siebie nawzajem. Wiktor Lipiecki: Jeremy ma nawet tatuaż z napisem "love is stronger than blood", czyli "miłość jest silniejsza od krwi". Aneta Sochan: Mamy głęboko zakodowany tradycyjny stereotyp rodziny: ojciec, matka, babcia, dziadek. Tymczasem to wcale nie musi działać w ten sposób, bo często tworzymy fajne relacje z osobami, które wkradają się do naszego życia na różne sposoby. Wiktor Lipiecki: Jestem w pełni świadomy tego, że nie jestem tatą Jeremiego, ale w żadnym stopniu nie przeszkadzało mi to w tym, aby zawsze być przy nim i dać mu miłość. Nasza relacja zbudowała się organicznie i najważniejsze jest to, jak nawzajem siebie poznaliśmy i co dla siebie znaczymy. To, kim jestem formalnie, nie ma znaczenia. Aneta Sochan: Zapytałeś nas na samym początku, jak wychować koszykarza. Odpowiedzieliśmy, że przede wszystkim trzeba wychować człowieka i tutaj sytuacja jest taka sama. Tworzymy relację human to human. To brzmi jak puenta. Rozmawiał Jakub Żelepień, Interia